Kościoły nam już nie wystarczą. Bierzemy krzyż i ruszamy w świat.
Początkiem tej manifestacji nadziei położnej w krzyżu jest Droga Krzyżowa w intencji trzeźwości w byłym KL Auschwitz-Birkenau. To wstrząsające nabożeństwo, w którym w jedno splata się martyrologia więźniów w pasiakach, poniewierka ludzi przygniecionych alkoholizmem i Męka Pańska. Potem z krzyżem na ramionach ruszają inni. Odprawiają misteria pasyjne, przebierając się w postaci z Drogi Krzyżowej, albo niosą krzyż, na przemian modląc się i milcząc. Są więc takie nabożeństwa na przykład w Wilamowicach i w Bestwinie, w Żywcu, w Łodygowicach, w Ujsołach i w Rajczy, w Skoczowie, w Cieszynie i w Bielsku-Białej. Nie sposób wymienić wszystkich takich miejsc jednym tchem.
W tym roku pojawiła się jeszcze jedna forma pasyjna: Ekstremalna Droga Krzyżowa (EDK), czyli nocne wędrowanie z krzyżem, połączone ze wspinaczką i rozważaniem Pasji. Skąd się wzięła EDK? Jej matką jest wiekowa tradycja pieszego wędrowania do Kalwarii Zebrzydowskiej. Takie peregrynacje urządzano w Małopolsce i na Śląsku Cieszyńskim najpierw na sierpniowy odpust Wniebowzięcia Matki Bożej. Pielgrzymka miała charakter nie tylko religijny ale i obyczajowy, po zakończeniu trudów żniwowania służyła bowiem także celom patrymonialnym; sam spotkałem wiele starszych małżeństw, które skojarzyły się właśnie „na Kalwarii”. Drugi raz szło się na Wielki Piątek, by uczestniczyć w misteriach odprawianych z dbałością o wierność historyczną i topograficzną. Pobożna wyprawa była częściowym spełnieniem marzenia o pielgrzymce do Ziemi Świętej.
EDK ruszyła najpierw na uświęconej tradycją trasie Kraków-Kalwaria. Potem pojawił się pomysł, by całonocną wędrówkę - bo trzeba było zdążyć na zaczynające się skoro świt Misteria Kalwaryjskie - odtworzyć także gdzie indziej, w swojej małej ojczyźnie. Idea trafiła na Podbeskidzie. W ubiegłym tygodniu EDK przeszła z Puńcowa do Chybia. W Wielki Czwartek rusza chyba najbardziej górska jej edycja z Bielska-Białej przez Szyndzielnię, Błatnią, Brenną, Biały Krzyż i Skrzyczne do Buczkowic. 40 kilometrów dystansu i 1770 metrów różnicy wzniesień z brzozowym krzyżem. Idziemy po Mszy św. Wieczerzy Pańskiej. Napisałem „idziemy”? Tak, spróbuję i ja. Czemu ksiądz miałby być „gorszy”. Idzie jeszcze brat Mirek, pallotyn i ponad 50 wędrowców. Potem opowiem, jak było.
Szczególnie wymowne jest to, że idziemy nocą. W Wielki Czwartek Pan Jezus dał Judaszowi kawałek chleba i Judasz wyszedł, a była noc. Dostał od Pana Jezusa coś dobrego, a zrobił coś złego, kawałek chleba, być może swoją Pierwszą Komunię Świętą (co do tego teologowie wciąż się jednak spierają), zamieniło w zdradę. Pójdziemy wynagrodzić nasze grzechy - myślę sobie. Wędrówka w ciszy, po górach, dolinach, 40 kilometrów po zmrożonym śniegu, to dobra okazja, żeby się zastanowić, ile razy zmarnowałem dobro.