Czym dla Wybrzeża latarnie morskie, tym dla Beskidów są kapliczki „Trzeciego Upadku”.
Kapliczek są dziesiątki, od Kęt i Pisarzowic aż po Pilsko i Baranią Górę. W Gilowicach koło Żywca, na stoku Komaniej Góry, stoi najstarsza: z 1761 roku. Podobno rósł tutaj dąb. Gdy halny go przewrócił, w korzeniach znaleziono trzy garnki złotych pieniędzy. Ze skarbu ufundowano sprzęty do świeżo przeniesionego z Rychwałdu drewnianego kościoła oraz kapliczkę. W Milówce w czasie wojny syn niemieckiego bauera strzelał do kapliczki upadku. Kilka dni później zmobilizowano go, pojechał na wschodni front. Zginął pod Stalingradem od strzału w głowę - takiego, jakim sam zniszczył figurę Jezusa.
Są upadki przy dworcu w Żywcu i przy „Cesarce” - drodze szlaku kupieckiego z Krakowa do Wiednia. Każda ma swoją historię, jest wotum za ocalenie z rąk rabusiów albo znak czyjegoś nawrócenia.
W Muzeum Żywieckim można obejrzeć nawet domowe, drewniane wersje „Upadków”. Skąd taka popularność akurat tego wizerunku?
Najpierw wymiar praktyczny: „Upadkami” oznaczano przecięcia dróg, orientowano kierunki, liczono odległości, albo... ostrzegano przed niebezpieczeństwem. Taką rolę pełni „Upadek” na Komaniej Górze: zmierzającym do Gilowic pozwalał utrzymać się na drodze, nie pobłądzić, nie dać się sponiewierać w rwącej Łękawce albo innym spienionym potoku. Wyjeżdżającym w stronę Ślemienia był znakiem „Stop”: zatrzymaj się, zaraz zacznie się stromy zjazd z góry, bacz, by diabeł nie ściągnął cię z wozem w przepaść!
Potem wymiar religijny. Są Beskidzkie „Upadki” śladem kalwaryjskiej kaplicy Trzeciego Upadku. Są pamiątką Męki Pańskiej. Znawcy Całunu Turyńskiego utrzymują, że Jezus dźwigając krzyż upadał co najmniej dwudziestokrotnie. Wskazują na to ślady obrażeń kolan, utrwalone na świętym płótnie. Szymon z Cyreny pomagał nieść krzyż Jezusowi nie tyle ze względu na jego ciężar, ile z tego powodu, że Jezus już nie był w stanie iść. „Trzeci Upadek” to symbol absolutnej kenozy, totalnego uniżenia Boga z miłości do człowieka.
Ale jest jeszcze wymiar nadziei: „Upadek” jest symbolem powstania, dźwignięcia się spod ciężaru krzyża, samego Zmartwychwstania. I tak kapliczka „Trzeciego Upadku” staje się, niczym transparent podczas manifestacji, czytelnym znakiem oczekiwań ludzi, którzy wierzą, chrześcijańskim manifestem.
Stawia się dziś w Polsce i na świecie figury Chrystusa: na stojąco, w koronie, z berłem w ręku, z wyciągniętymi ramionami, górujące nad okolicą, bijące rekordy wysokości. Piękne. Ja tam wolę nasze „Trzecie Upadki”. Właściwie do dziś nie miałem pojęcia, że lokalny patriotyzm może się gdzieś schodzić z osobistą pobożnością. A jednak.