Zastanawiające, jak często mówimy ostatnio o Różańcu.
Większą część ubiegłego tygodnia spędziłem w bielskiej parafii św. Maksymiliana. Żywy Różaniec działa tutaj od 35 lat i z tej okazji jego członkowie postanowili odprawić pobożne urodziny. W kolejne wieczory uczestniczyli we Mszy świętej z minirekolekcjami. Wspólnie szukaliśmy odpowiedzi na pytanie, co to znaczy wierzyć w Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego. Pytanie jest warte zachodu, bo od wyznania wiary właśnie zaczyna się modlitwa różańcowa. W Niepokalane Poczęcie, w samo południe, skorzystaliśmy wspólnie w Godziny Łaski, czasu szczególnego błogosławieństwa za przyczyną Matki Chrystusa. Wreszcie w niedzielę drżeliśmy przejęci głosem Jana Chrzciciela, wzywającym do prostowania i gładzenia ścieżek dla Pana.
Przejęty uduchowionym jubileuszem, dopiero po jego zakończeniu uświadomiłem sobie, jak często w ostatnich tygodniach na łamach wirtualnego i papierowego „Gościa Bielsko-Żywieckiego” piszemy o Różańcu: o Nowennie Pompejańskiej, o różach rodziców, dorosłych i dzieci. W modlitwę różańcową angażują się pracownicy Spółdzielni Mieszkaniowej na Złotych Łanach w Bielsku-Białej, róże zawiązują pielęgniarki, klasy szkolne, kółka ministranckie, nawet pracownicy niektórych zakładów.
Jak logo najdroższych samochodów świata: „RR” - pomyślałem o marce Rolls Royce. Renesans Różańca. A może nawet więcej: Rewolucja Różańcowa?
Różaniec to luksus wchodzenia wraz z Maryją w tajemnicę Boga. Luksus wyjątkowy, bo stać nań każdego. Ze względu na bliskość, na możliwość dotknięcia dzieła Odkupienia, modlitwa ta ma charakter elitarny. Ale w tym przypadku elity tworzą zwyczajni ludzie, choć „dobrze urodzeni” - odrodzeni w wodach chrztu! Z tego też powodu jest to modlitwa wyjątkowa, bo „noblesse oblige” - szlachectwo zobowiązuje! A odmawianie Różańca jest nie tylko rozpamiętywaniem tajemnic zbawczych, ale także zachętą do pracy nad sobą, do uświęcenia siebie. To niepojęte, jak drobne paciorki, niegdyś pozyskiwane z ziarenek pospolitego choć rosłego krzewu, zwanego kłokoczką południową, przetaczają się niczym walec po życiu i sercu człowieka, niwelują pagórki, gładzą zagłębienia, żeby Droga Pańska była prosta i równa.
I w tym chyba tkwi sekret Różańcowej Rewolucji, odrodzenia Różańca. Był czas - sam tego doświadczyłem podczas studiów teologicznych - że z politowaniem patrzono na kościółkowe babcinki, kiwające się w takt "Pozdrowienia Anielskiego", bez względu na to, czy w kościele toczyła się akcja liturgiczna, czy też było cicho. Zachłyśnięto się modlitwą językami, śpiewem uwielbienia, radosnym spontanem. Musiał minąć jakiś czas i okazało się, że stara miłość nie rdzewieje. Przyznam, że bardzo dobrze się z tym czuję. Wszystkich „zatroskanych” o Kościół, prowadzących rankingi, który lepszy - „otwarty” czy „zamknięty”, krytykujących już to hierarchów, już to powszednie dewotki, zapraszam - przyjedźcie w Beskidy. Właśnie zrobiło się biało. Śniegu pod nartą wystarczy dla każdego. Góralom wpadnie za pazuchę parę dutków, a wy sobie poszusujecie, a przy okazji wpadnie wam może w oko, że Kościół na Podbeskidziu Różańcem stoi. Haj!