Byłem na urodzinach: czerwone sztandary falowały przed samym ołtarzem.
Na sztandarach Pan Jezus wskazywał na swoje Serce, a wokół Niego złotymi literami wyhaftowano nazwy miejscowości. To były 20. urodziny wspólnoty Arcybractwa Straży Honorowej w bielskiej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa. Uroczystość wielka. Był ksiądz biskup i z dziesięciu księży w ornatach. Ludzie zjechali z całego Podbeskidzia, bo Straż Honorowa ma tutaj swoje korzenie od ponad stu lat. Nie był to reprezentatywny przekrój społeczny, ale typowo kościelny: większość stanowiły panie, najmłodsze z nich - w co najmniej średnim wieku, hm.
Gdyby wokół ołtarza miast pocztów sztandarowych rozłożono w półkolu komputery, wcisnąłbym „lubię to”! Bo Straż Honorowa jest fajna. Z dwóch powodów. Najpierw dlatego, że stawia proste, a jednocześnie bardzo głębokie wymagania. Jej członkowie wybierają sobie jedna godzinę, w której czuwają przy Sercu Jezusa. Porządku pilnuje „zegar” - specjalna planszę, wisząca w kościele, trochę podobna do tarczy strzelniczej - w samym środku, tam gdzie „dycha”, jest Serce Jezusa, wokół linie i rubryki do wpisywania imion. Czuwanie przy Sercu Jezusa może oznaczać nie tylko modlitwę o danej godzinie, ale w ogóle przeżycie jej, przepracowanie czy przecierpienie ze świadomością przylgnięcia do Serca Jezusa. Można nic nie mówić, wystarczy być, trwać.
Lubię Straż jeszcze z drugiego powodu, biblijnego - rzekłbym. Ruch bierze swój początek w 19. rozdziale Ewangelii św. Jana, tam, gdzie mowa jest o stojących obok krzyża Jezusowego. To oni są tą pierwszą „strażą honorową”. I to jest obraz populacji obecnej Straży i chyba całego Kościoła: na trzy kobiety - Maryję, żonę Kleofasową i Magdalenę - przypada jeden mężczyzna - Jan Apostoł. Taką - mniej więcej - proporcję - trzy do jednego - widać, kiedy w październiku zlicza się uczestniczących w niedzielnej Mszy św. i przyjmujących Ciało Chrystusa. Tak samo było na urodzinach Straży w Bielsku-Białej, przy tych czerwonych sztandarach: trzy do jednego.
Ojcowie Kościoła zauważyli ciekawą rzecz: biblijny opis stworzenia mówi, że Boże dzieła były coraz doskonalsze: od wody i ziemi do roślin, od roślin do zwierząt, od zwierząt do mężczyzny, od mężczyzny do niewiasty. Więc - prosty wniosek - niewiasta jest ostatnim stworzeniem, a przez to najdoskonalszym, lepszym od mężczyzny. Nie wiem, czy we wszystkim, ale w sprawach wiary i pobożności - na pewno. I to - statystycznie rzecz biorąc - trzykrotnie!