Okazuje się, że nie wystarczy autostrad budować. Trzeba jeszcze umieć z nich korzystać. Przekonywali o tym śląscy policjanci podczas niedawnej akcji „Trzymaj się prawego pasa”.
Tym razem policjanci nie sprawdzali przestrzegania przez kierowców przepisów dotyczących prędkości jazdy – zresztą nagminnie łamanych – ale całego szeregu zasad, które dotyczą raczej szerzej rozumianej kultury jazdy. Bo samo zalecane w haśle akcji trzymanie się prawego pasa oznacza wprawdzie jazdę zgodną z nakazami kodeksu ruchu drogowego, ale jest też zarazem zwyczajną grzecznością wobec tych kierowców, którzy chcą jechać szybciej. Jeżeli używamy lewego pasa jak należy – czyli wyłącznie podczas wyprzedzania – nie utrudniamy im jazdy, a wszystko odbywa się na drodze płynnie i bezpiecznie. Podobnie wymuszanie pierwszeństwa przejazdu, zajechanie drogi, zatrzymanie się lub postój w miejscach niedozwolonych, często w sposób utrudniający lub uniemożliwiający jazdę innych – to wszystko są wykroczenia, które jednocześnie są świadectwem zwyczajnego braku kultury na drodze.
To wszystko widać nazbyt często na naszych drogach. Przykładów nie trzeba szukać daleko. Dojeżdżam do Bielska. Przed dużym skrzyżowaniem czekam, aż zapali się zielone światło. I widzę, że choć to zielone mają już kierowcy z lewej strony, nikt na skrzyżowanie nie wjeżdża. Wreszcie ze sporym opóźnieniem powoli wtacza się potężna ciężarówka z przyczepą. Za szybą widać kierowcę z komórką przy uchu. Spokojnie rozmawia – i nawet przez myśl mu nie przejdzie, że zajęty rozmową i manewrowaniem jedną ręką, wydłużył podróż tym, którzy stali za nim. Oni przy tej zmianie świateł już nie zdążyli przejechać...
Przed laty Jacek Woźniakowski pytał czytelników swej książki: „Czy kultura jest do zbawienia koniecznie potrzebna?”, a ja zastanawiam się nad pytaniem: czy kultura jazdy jest do zbawienia koniecznie potrzebna? Już widzę uśmieszki politowania, bo przecież przyzwyczailiśmy się traktować nasze życie za kierownicą jako coś zupełnie pozbawionego związku z chrześcijańską kondycją. Po latach nawoływań duszpasterzy jesteśmy ewentualnie skłonni uważać za naganną, a więc grzeszną, jazdę w stanie nietrzeźwości. Rozumiemy – niestety nadal nie wszyscy - że jazda po pijanemu może zabić. Trochę trudniej przychodzi nam tak samo traktować łamanie ograniczeń prędkości. Pamiętam żarty kierowców po pewnym kazaniu, w którym ksiądz przekonywał, że to są grzechy i należy się z nich spowiadać. Tak trudno było im dostrzec coś złego w tzw. fantazji na drodze. Nawet nie próbuję zastanawiać się, czy ktoś z upodobaniem jeżdżących lewym pasem ma zamiar się z takiej jazdy tłumaczyć w konfesjonale. Podobnie jak ci parkujący, gdzie popadnie, czy zajeżdżający innym drogę.
Dla ponad stu kierowców tego dnia brak kultury na drodze i grzech przeciw miłości bliźniego zakończył się mandatem. Reszta odetchnęła z ulgą. A ilu z nas, zasiadających codziennie za kierownicą, zastanowi się nad wieczną karą za te drogowe wykroczenia wobec drugiego człowieka?