W LO im. M. Skłodowskiej-Curie w Czechowicach-Dziedzicach przez dwa dni grupa wolontariuszy Szlachetnej Paczki pracowała i przeżywała niezwykłe wzruszenia.
- Tradycyjnie już utworzony przez nas rejon działania obejmuje gminy: Czechowice-Dziedzice i Goczałkowice - i choć ostatnio ubywa na szczęście rodzin wielodzietnych w trudnej sytuacji, to i tak mieliśmy co robić. Pomagamy teraz rodzinom z osobami niepełnosprawnymi, samotnym rodzicom i seniorom. W tym roku włączonych do projektu mamy 25 rodzin, w tym także jedna z Bestwiny - mówi Piotr Machej, wolontariusz akcji. I zauważa z radością, że przybyło wolontariuszy. Tym razem ekipa złożona była z 18 osób, a wśród nich nie zabrakło też sióstr salwatorianek z goczałkowickiego domu zakonnego, zaangażowanych już od kilku lat.
Piotr Machej co roku bierze udział w czechowickich przygotowaniach Szlachetnej Paczki
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość
- Pracy było sporo, bo w czasie przygotowań odwiedziliśmy 43 rodziny, w których poznawaliśmy sytuację, żeby zakwalifikować do Paczki te najbardziej potrzebujące - dodaje Joanna Seel, która była w tym roku liderem rejonu czechowicko-goczałkowickiego. - No nie potrafiłabym już chyba żyć bez Paczki, na pewno bardzo brakowałoby mi tego - śmieje się pani Joanna.
Jak się okazuje, "uzależnieni" od Paczki są też darczyńcy, wśród których są prawdziwi weterani, czekający z niecierpliwością na tę chwilę roku, kiedy ruszy akcja. - W sobotę otwarta została baza rodzin, w poniedziałek wszystkie nasze rodziny miały już swoich darczyńców, a my odbieraliśmy telefony z pytaniami, czy mamy jeszcze jakieś rodziny - wspomina Piotr Machej. - Ludzie chcą pomagać! - potwierdza Joanna Seel.
Jak podkreślają wolontariusze, najważniejszy w tym całym działaniu jest kontakt z rodzinami i darczyńcami. - To taki prawdziwy dotyk serca - mówią. A jak to działa, najlepiej widać, kiedy do czechowickiego sztabu Paczki wpada rozpromieniona i uradowana Agnieszka Rojczyk, która właśnie wróciła od rodziny.
Agnieszka Rojczyk i Joanna Seel, lider rejonu, oglądają zdjęcia z przekazania paczki
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość
Kiedy zaczyna opowiadać, nie tylko w jej oczach pojawiają się łzy wzruszenia. - Jeszcze czegoś takiego nie przeżyłam. Byłyśmy u starszej pani, która straciła męża, krótko po tym zmarła też jej córka. A z emerytury po obowiązkowych płatnościach zostaje jej na cały miesiąc 35 złotych na utrzymanie. Już na Wszystkich Świętych prosiła nas o pomoc, żeby kupić jej znicze, bo chciałaby zapalić na ich grobach. Więc otrzymała dużo różnych rzeczy potrzebnych do codziennego życia, przede wszystkim żywność, opał. Nie trzeba mówić, jak nam dziękowała. Wiele przeżyłyśmy też w czasie przygotowań. Jak poszłyśmy kupić pralkę, to właściciel sklepu dołożył prezent od siebie, pomógł zainstalować pralkę i jeszcze obiecał załatwić inne domowe naprawy. Kiedy kupowałyśmy w tartaku drewno opałowe do pieca kaflowego, to dostałyśmy zniżkę i pół kubika drewna dodatkowo - wylicza wolontariuszka Agnieszka.
- Ludzie chcą pomagać, a my - lubić ludzi - mówią wolontariusze
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość
- W naszej rodzinie, w której jest też osoba niepełnosprawna, tato był początkowo przeciwny całej akcji, bo uważał, że pomocy nie potrzebują. Ale z czasem się coraz bardziej przekonywał, a kiedy zobaczył dzisiaj, jak wyładowaliśmy 37 pudeł, to miał łzy w oczach. Kiedy zaczęli je rozpakowywać, to wciąż tylko słychać było: dziękuję... - relacjonuje Karolina Harazim.
- Nasza rodzina bardzo nas zauroczyła swoją postawą. Samotny ojciec wychowuje dwójkę małych dzieci i stara się im zapewnić jak najlepsze warunki, ale mają tylko jeden mały pokój, a on pracuje na pół etatu. Trudno więc temu podołać. Kiedy wypakowaliśmy paczki dla nich, to się po prostu... nie zmieściły i pralka oraz choinka zostały jeszcze na korytarzu. Był tak wzruszony, kiedy zobaczył, ile paczek dostali, że początkowo nic nie potrafił powiedzieć - opowiadają: Grażyna Wizner i Dominik Mynarski.
Ta Szlachetna Paczka na pudełkach z darami się nie skończyła. Wolontariusze poprosili o pomoc burmistrza, radnego i po wielu rozmowach i staraniach udało się znaleźć większe mieszkanie, do którego rodzina przeniesie się już na początku stycznia. - A kiedy zainteresowaliśmy więcej osób trudną sytuacją tego pana, udało się zdobyć dla niego pracę na cały etat, więc mamy nadzieję, że teraz będzie znacznie lepiej - mówią uradowani wolontariusze.