"Pielgrzymka da się lubić, pielgrzymka da się lubić - tutaj szczęście można znaleźć i nadwagę można zgubić!" - śpiewali pątnicy szóstej grupy 26. Pielgrzymki Bielsko-Żywieckiej. Każdy z pątników ma swoją budującą historię. Oto kilka z nich.
Pielgrzymujemy z córeczkami "na próbę"
- Żona jest pielgrzymkową weteranką - pielgrzymowała już dziesięć razy, a w tym roku ruszyła po raz jedenasty - mówi Łukasz Norymberczyk z Hałcnowa. - Ja szedłem wspólnie z żoną może raz, jeszcze przed naszym ślubem.
- Ale w tym roku ten mój jedenasty raz się nie liczy, bo idziemy tylko jeden dzień - uśmiecha się jego żona Bożena. - Są z nami nasze córeczki: 3-letnia Hania i 11-miesięczna Marysia. To dla nas taki dzień nauki. Chcieliśmy spróbować jak to będzie, a być może w przyszłości uda się nam wybrać na wszystkie sześć dni.
Bożena i Łukasz Norymberczykowie z Hałcnowa z córeczkami Hanią i Marysią
Urszula Rogólska /Foto Gość
Bożena dodaje, że brakuje jej atmosfery pielgrzymowania: - I takiego - może to paradoksalnie zabrzmi - wyciszenia - zaznacza. - W tym zabieganym życiu brakuje nam takich chwil jak tego pierwszego dnia, kiedy wyruszyliśmy z pielgrzymami, kiedy mogliśmy razem usiąść na kocu piknikowym na postoju, kiedy mogliśmy się razem pomodlić w drodze i spędzić czas całą rodzina. Jesteśmy dla siebie nawzajem, ale też dla innych.
Małżonkowie ze wzruszeniem mówią o życzliwości innych pątników: - Oboje pchamy po jednym wózku, co chwile ktoś podchodzi i chce nam pomóc je popchać. My się tłumaczymy, że wybraliśmy się tylko na jeden dzień, ale to bardzo miłe dla nas.