- Pan Bóg stworzył człowieka pięknym - na Swój obraz. I człowiek takim jest aż do końca na tym świecie, nawet jeśli jego fizyczność zniszczy choroba. Ja to widziałam - mówi Jolanta Płonka.
Jolanta jest jedną z osób, które podczas I Chrześcijańskiego Marszu w Obronie Życia i Rodziny w Cieszynie, wygłoszą świadectwo o wartości i świętości życia podarowanego człowiekowi przez Pana Boga. Wraz z Grażyną Kluz opowiedzą o swoich doświadczeniach na temat: "Dar życia: jesteś stworzony piękny, na moje podobieństwo, do ostatniej chwili...".
- Pójdę w marszu dla życia i rodziny w Cieszynie, bo sama głęboko doświadczyłam, że życie jest wielkim darem Pana Boga dla każdego człowieka. I myślę, że powinien tu przyjść każdy, kto myśli podobnie - że życie jest prezentem: od poczęcia do naturalnej śmierci - mówi Jolanta Płonka, wolontariuszka Hospicjum im. Łukasza Ewangelisty w Cieszynie. - Trzykrotnie byłam w ciąży i za każdym razem czułam się jak osoba niezwykle wyróżniona - pod sercem noszę dziecko! Nowe życie! Mówi się, że ciąża to stan błogosławiony. Tak naprawdę jest... Doświadczenia kolejnych lat nauczyły mnie, że życie jest skarbem dla nas i otaczających nas ludzi do końca na tej ziemi - końca, którego dzień zna tylko Pan Bóg.
- Wolontariuszką w hospicjum jestem od niedawna, ale dzięki Kindze, moje sąsiadce, którą dane mi było się opiekować aż do końca jej życia na tej ziemi, przeżyłam przełom - opowiada Jolanta. - Kingę poznałam jako przepiękną kobietę, z gęstym warkoczem do pasa. Kiedy odchodziła zniszczona walką z guzem mózgu, z pięknych włosów pozostał na głowie meszek, kiedyś błyszczące oczy teraz już nie widziały i już trudno było usłyszeć jej głos, kiedy szeptała. A jednak tak pięknego człowieka jak Kinga w tamtej chwili, nie widziałam nigdy wcześniej. Spotkania u niej, to były prawdziwe rekolekcje dla mnie. Moje prawdziwe nawrócenie. Nieraz ludzie wolą, żeby ich chory umierał w szpitalu. Ja doświadczyłam, że odchodzenie wśród najbliższych, to wielkie duchowe przeżycie zarówno dla rodziny, jak i dla nas, przyjaciół i wolontariuszy.
Do ostatnich dni uczyłam się od niej - osoby niezwykle cierpiącej - miłości i cierpliwości. Ze względu na swój stan, miała bardzo ograniczone możliwości kontaktu z otoczeniem, a jednak cierpliwie i z pokorą poddawała się naszej opiece. Odchodziła z godnością, otoczona miłością. Mogłam być przy jej przejściu do życia wiecznego. Tak! Kiedy patrzyłam na jej szczęśliwą twarz w chwili odchodzenia z tego świata, to wiedziałam, że to było tylko przejście, że Kinga nie znika, ale idzie do życia wiecznego, że nasze modlitwy o dobrą śmierć dla niej zostały wysłuchane. Tuż przed śmiercią przyjęła odrobinę Krwi Pana Jezusa, Ciała już nie była w stanie.
Przez posługę przy Kindze, Pan Bóg dał mi łaskę bycia niejako "po drugiej stronie". Kinga powoli odchodziła z tego świata i kiedy patrzyłam na jej twarz, czułam, że sercem i myślami jest już Tam. Nieraz pytałam: "Kinga, co Ty tam widzisz?"... To jej upodobnienie do Jezusa cierpiącego sprawiało, że mogłam dostrzec jej zadziwiające piękno. Zostawiła nam niesamowitą siłę, tęsknotę, wiarę i spokojne oczekiwanie na to, co czeka nas po śmierci.
Człowiek otoczony bliskimi, przyjaciółmi, modlitwą, Bożą obecnością w sakramentach, nigdy nie będzie chciał, by ktoś zakończył jego życie zanim wezwie go sam Pan Bóg. On Mu się podda i będzie na tę chwilę cierpliwie czekał - piękny, bo wracający do Ojca, który go stworzył.