Tatuś, chcę być katechetką

Urszula Rogólska

|

Gość Bielsko-Żywiecki 15/2024

publikacja 11.04.2024 00:00

– Prawdziwa katecheza prowadzi do liturgii. Jeśli tego nie ma, marna jest to lekcja religii. I druga rzecz: trzeba dzieciom stwarzać okazje, żeby to, co wtedy usłyszą, mogły wprowadzać w czyn – mówi Anna Ficoń.

Grube kroniki wiele mówią o pracy pochodzącej ze Skoczowa nauczycielki. Grube kroniki wiele mówią o pracy pochodzącej ze Skoczowa nauczycielki.
Urszula Rogólska /Foto Gość

W tym roku mija 45 lat jej pracy przy tablicy. I choć oficjalnie pracę katechetki zaczęła 1 września 1979 r., już wcześniej uczyła dzieci w skoczowskiej salce.

Był rok 1977. Ania Kobiela, maturzystka II LO im. M. Kopernika w Cieszynie, dobrze wiedziała, czego chce. – Tatuś, chcę być katechetką – oznajmiła. „Ooo nie. Widzisz, jakie są czasy. Z czego będziesz żyć?” – odpowiedział tata Leopold.

Ciężko pracował w gospodarstwie, a dodatkowo – przez ponad 50 lat! – grał na organach w parafii Świętych Piotra i Pawła w Skoczowie. Do częstych odwiedzin SB w domu – z byle powodu – zdążyli się przyzwyczaić. Chciał jednak oszczędzić takiego losu córce.

– Nasz proboszcz ks. Karol Picha udobruchał tatę. Poszłam do studium ekonomicznego i jednocześnie w środy dojeżdżałam na kurs katechetyczny do Katowic – opowiada pani Ania.

Studium skończyła z wyróżnieniem, a rok później, 13 czerwca 1980 r., odebrała świadectwo ukończenia kursu. Piątki z góry na dół. Ale uczyła już od dwóch lat. – Byłam na pierwszym roku, kiedy zachorował ks. Picha, który prowadził lekcje w salce. Powiedział: „Hania, weź je za mnie”. Zapytał o zgodę biskupa i tak zaczęłam katechizować.

Kiedy nowi wikarzy przejęli lekcje w Skoczowie, Ania katechizowała w Czuchowie. Stamtąd dojeżdżała na zajęcia Wyższego Instytutu Kultury Religijnej w Katowicach, a po dwóch latach studiowała także na ATK w Warszawie.

Z Czuchowa trafiła do Hołdunowa, gdzie zajmowała się także kancelarią oraz gotowaniem i pomagała przy budowie kościoła. Kiedy wróciła do domu, katechetki szukał ks. Ludwik Kieras, budujący kościół w Pogórzu. Zaczęła pracować tam, a także w Zaborzu, Pierśćcu i Roztropicach. – Do Pogórza prowadziła wąska droga między stawami. Zimą strach było jechać moim maluchem, dlatego wyjmowałam z torby kombinezon narciarski i maszerowałam 40 minut.

Uczyła w prywatnym domu, a po lekcjach, ok. 19.30, odwoził ją któryś z rodziców.

– To był też piękny czas wakacyjnych oaz katechetycznych, na których nauczyłam się, jak ważne jest przygotowanie do liturgii. Mam to do dziś – nim poproszę dziecko o przeczytanie słowa Bożego podczas Mszy św., dwa dni wcześniej daję mu tekst.

Wtedy też Anna poznała przyszłego męża, Marka Ficonia. Pobrali się w 1991 r. Urodziły się im córki: Jola i Marta. Mąż i dziewczyny są dla pani Ani największym oparciem.

W jej pogórskich czasach religia wróciła do szkół. – Początkowo patrzono na nas podejrzliwie – czy mamy w ogóle pojęcie o pracy pedagogicznej. Bardzo mnie wtedy wspierał mój wychowawca z „Kopernika”, Stanisław Kubicius, wizytator z kuratorium.

Po utworzeniu diecezji bielsko-żywieckiej, kiedy ks. Kieras wrócił do diecezji katowickiej, a proboszczem w Pogórzu został ks. Stanisław Gawlas, Anna została skierowana na kurs dla doradców metodycznych. – Dzielenie się tym, co potrafię, to jeden z najpilniejszych epizodów tej pracy – podkreśla. W ubiegłym roku minęło 25 lat pełnienia przez nią tej funkcji.

W Pogórzu pracowała do 2007 r. kiedy mogła przejść na emeryturę. Pracowała jeszcze w Dębowcu, a od 2014 r. w Cieszynie-Krasnej. Tam uczy do dziś. I ona, i ks. proboszcz Krzysztof Gardyna byli tam wówczas nowi. Od razu zaczęli świetną współpracę.

Choć pani Anna pracuje tyle lat, nie wyobraża sobie, żeby nie przygotować się do lekcji. – Pan Jezus jest ten sam, treści te same, ale odbiorcy się zmieniają, więc przekaz wciąż musi być nowy – zaznacza.

Stara się zawsze być w sali przed uczniami – czeka na nich. Sednem katechezy jest modlitwa. – Ale nie rozpoczynam od niej. Sprawdzam obecność, dzieci się wyciszają i dopiero wtedy zaczynamy.

W Krasnej stworzyła szkolne koło Caritas. To jedna z najbardziej aktywnych grup w diecezji. – Bo katecheza musi żyć. Skoro mówimy o dobrych uczynkach, to potem trzeba dać świadectwo w praktyce – podkreśla. – W tym powołaniu trzeba być też dyspozycyjnym i towarzyszyć dzieciom. Jeśli będziemy dobrze je prowadzić, to w konsekwencji będziemy mieć dobrze uformowaną młodzież – dodaje.

W tym roku planuje przejść na emeryturę. – Mój tata mówił, że jeśli nie idziesz do pracy tak, jakby to był twój pierwszy dzień, to nie idź wcale. Wiele by się chciało, ale sił coraz mnie – uśmiecha się, nucąc jednak ulubioną piosenkę: „Pan Bóg mnie nie zostawi, On mi skrzydła mocne da i nie zaznam zmęczenia już, On moja siła, On mój Pan”…

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.