Zmiażdżone oliwki

Urszula Rogólska

|

Gość Bielsko-Żywiecki 10/2024

publikacja 07.03.2024 00:00

– Codziennie siedziałem z kolegami w barze. Problem w tym, że oni się rozchodzili do domów, a mi było mało i szedłem jeszcze po alkohol do sklepu. Jak piłem w grupie, tak teraz potrzebuję grupy, aby być trzeźwym. Bez innych nie dałbym rady – mówi jedna z osób biorących udział w spotkaniu w Bielsku-Białej.

Podczas konferencji ks. Łukasza Jończego. Podczas konferencji ks. Łukasza Jończego.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Piotrowi z Chybia nikt nie musi tłumaczyć, jaką siłę ma nałóg. – Piłem od 2004 roku. 24 listopada 2016 miałem wypadek. Przez swoją głupotę byłem jedną nogą na drugim świecie. Wpadłem pod samochód. Trafił swój na swego. Ja miałem ponad trzy promile alkoholu we krwi, a kierowca prawie półtora – opowiada. – Nie miałem prawa przeżyć. Przeżyłem. Ale i tak nie przestałem pić. 7 kwietnia 2018 roku napiłem się ostatni raz. 9 kwietnia wylądowałem na detoksie i od tego dnia nie piję.

Piotr był jednym z uczestników rekolekcji, na które 24 lutego do parafii św. Pawła w Bielsku-Białej zaprosił ks. Piotr Leśniak, diecezjalny duszpasterz trzeźwości, razem z diakonią wyzwolenia Ruchu Światło–Życie, którą reprezentowali małżonkowie Halina i Bogusław Pyszowie oraz Anna i Bogdan Kurpikowie. Wszystkim towarzyszył obraz Matki Bożej od Wykupu Niewolników.

Dwie drogi

Przyjechali trzeźwiejący alkoholicy, osoby współuzależnione, abstynenci i sympatycy trzeźwości. Tematem rekolekcji była „Droga do wolności przez sakrament namaszczenia chorych”. Konferencję na ten temat wygłosił ks. Łukasz Jończy, kapelan Beskidzkiego Centrum Onkologii.

Na początku spotkania ks. Leśniak przywołał słowa z Konstytucji duszpasterskiej o Kościele z 1965 r. Gaudium et spes: „Świat dzisiejszy okazuje się zarazem mocny i słaby, zdolny do najlepszego i do najgorszego; stoi bowiem przed nim otworem droga do wolności i do niewolnictwa, do postępu i do cofania się, do braterstwa i do nienawiści. Poza tym człowiek staje się świadomy tego, że jego zadaniem jest pokierować należycie siłami, które sam wzbudził, a które mogą go zmiażdżyć lub też mu służyć. Dlatego zadaje sobie pytania”.

– Rekolekcje są czasem zadawania pytań, ale niekoniecznie każdy otrzyma dziś odpowiedź. Jeżeli człowiek coś przez wiele lat burzył, to nie jest w stanie tego odbudować w jednym momencie – zauważył ks. Piotr. – Jesteśmy na placu budowy, na drodze ku lepszemu. Stoi przed nami droga do wolności albo do niewolnictwa. Sami możemy wybrać.

Symbolem wyboru drogi do wolności stał się olej, używany podczas sakramentu namaszczenia chorych, powstały z oliwek, które musiały zostać zmiażdżone, wyciśnięte.

Dobiłem do dna

Na tej drodze do wolności Piotr z Chybia jest od sześciu lat. – To moje któreś z kolei rekolekcje trzeźwościowe. Wcześniej do kościoła w niedziele chodziłem tylko dlatego, że to był pretekst, aby wyjść z domu i… wiadomo co. Teraz czekam na ten czas. Pamiętam moje pierwsze rekolekcje – z notatek, które wtedy zrobiłem, korzystam do dziś – i jedno ze zadań. Mieliśmy utworzyć piramidę, co jest najważniejsze w moim życiu. Dziś nie mam z tym problemu: trzeźwość, wiara, bezpieczeństwo, uczciwość wobec siebie i innych, szczerość. Kiedyś, gdy ktoś mi mówił: „Masz problem”, odpowiadałem: „To ty masz problem, bo »dziubiesz« do mnie”. Twierdziłem, że nie odbiegam od normy, bo wszyscy piją. Musiałem dobrze przerobić temat z terapeutami… Teraz wiem, jak ważne są dla mnie spotkana z ludźmi na mitingach AA, literatura, rozmowy. W zeszłym tygodniu byłem na czterech spotkaniach. One mnie ratują. Kiedyś w Boże Narodzenie zadzwonił do mnie kolega z pytaniem, czy wiem, gdzie w święta jest miting. Ja wiem, że nie mogę zostawać z tym sam.

Bielszczanin Robert o rekolekcjach u św. Pawła dowiedział się od kolegi, któremu on sam proponował wyjazd autokarem na Trzeźwościową Drogę Krzyżową w Oświęcimiu-Brzezince. – Staram się dbać o swój rozwój, żeby być bliżej Boga. Jeśli dotrwam, to 20 czerwca miną 33 lata mojej trzeźwości. Piłem 13 lat. Przez ciąg picia zrujnowałem część swojego życia i zdrowia, zaniedbałem siebie, małżeństwo. Kiedy dobiłem do dna, nikt nie musiał mnie prosić, żebym coś ze sobą zrobił.

Bez porównania

Wiesiek i Antoni przyjechali z Górek. To tam przed laty powstało mocne środowisko trzeźwościowe. Antoni nie pije od 21 lat. Jeszcze trzech lat mu brakuje, żeby wyrównać ten czas, kiedy pił. Wiesiek miał za sobą kilka dwuletnich prób, kiedy udawało mu się wytrwać w trzeźwości, zanim osiem lat temu wreszcie przekroczył ten „limit”.

– Znałem ludzi, którzy działali w Górkach. Doceniałem to, co robili, ale mówiłem – to jeszcze nie dla mnie – opowiada Antoni. – Aż przyszedł czas, kiedy zdecydowałem się na detoks w Andrychowie, terapię w Bulowicach, a potem trafiłem do naszych.

– Nie umiałem wytrwać. Już chciałem się zapić i zabić, ale uratowała mnie modlitwa mamy oraz już nieżyjący Krystian, który tworzył to środowisko w Górkach. Pomyślałem, że warto zaryzykować bycie trzeźwym i… trwam – mówi Wiesiek.

– Wszystko zmieniło się diametralnie – uśmiecha się Antoni. – Teraz mam wszystko: prawdziwe życie i rodzinę.

– Jeśli ktoś chce żyć, to szuka pomocy – w ośrodkach gminnych, punktach doradztwa, klubach AA – dodaje Wiesiek. – Bywa ciężko, ale wtedy trzeba wykonać ten „telefon do przyjaciela”, który wesprze w kryzysie. Jeżdżę z przyjaciółmi na Drogę Krzyżową do Brzezinki, na pielgrzymki do Kalwarii, Lichenia, Częstochowy. Chcę brać stamtąd to, czego mi jeszcze brakuje. A zawsze czegoś brakuje: wiedzy, modlitwy…

Przy grobie

Takim walczącym osobom jak Piotr, Robert, Antoni czy Wiesiek towarzyszą oazowicze z Diakonii Wyzwolenia, m.in. Halina i Bogusław oraz Ania i Bogdan z Domowego Kościoła.

– Byłam jeszcze w oazie młodzieżowej i nie miałam 18 lat, kiedy dołączyłam do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka – dzieła założyciela oazy ks. Franciszka Blachnickiego – mówi Ania. – Przemówiły do mnie postawa ojca Franciszka, który tak bardzo walczył o wolność wewnętrzną i zewnętrzną człowieka, a także obraz z Ewangelii – wskrzeszenie Łazarza. Łazarz wychodzi z grobu zabandażowany, powiązany, a Jezus do tych, którzy obserwowali tę sytuację, mówi: „Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić!”. To znaczy, że Pan Jezus potrzebuje innych ludzi, żeby wesprzeć człowieka wychodzącego z grobu, ze zniewolenia. To mnie bardzo porusza.

Bogdan, mąż Ani, także jest w KWC. – Przekonałem się, że można żyć lepiej, godniej. W dzieciństwie na imprezach zawsze widziałem alkohol i papierosy. Nasze dzieci już takiego obrazu w domu nie mają. Mieszkamy na wsi. Sąsiedzi widzą, jak żyjemy, i nie mają żadnego problemu z naszą abstynencją – mówi Bogdan. – Inny przykład. Na jakimś weselu z alkoholem może obok ciebie siedzieć anonimowy alkoholik. Jeśli będzie sam, nie wytrzyma i wypije. Ale jeśli zobaczy małżeństwo, które odważnie powie, że jest w KWC, to może nabierze odwagi i powie: „Nie, dziękuję”.

Bogdan opowiada, jak ta odwaga pomaga mu także w pracy. Podczas firmowej wigilii w jego nowym miejscu pracy ktoś częstował alkoholem. – Powiedziałem otwarcie, dlaczego nie piję i… cała sala biła mi brawo. Od razu łatwiej było mi się przyznać do Jezusa. Kiedyś na korytarzu sprzątaczka znalazła różaniec i pytała, kto go zgubił. Od razu skierowali ją do mnie – uśmiecha się Bogdan.

Ania i Bogdan po raz pierwszy posługiwali w czasie rekolekcji trzeźwościowych i prowadzili spotkania małych grup. – Jestem pod wrażeniem otwartości tych ludzi – zwierza się Ania. – Szczerze opowiadali historię swojego życia. Nie było dystansu. Chcieli dzielić się sobą, swoją wiarą.

Taki styl

Anię i Bogdana do Diakonii Wyzwolenia przyciągnęli Halina i Bogusław. – Wcześniej posługiwaliśmy w Diakonii Oaz Rekolekcyjnych. Po krótkiej przerwie zastanawialiśmy się, jakie dzieło chce nam zaproponować Pan Bóg. Wybraliśmy Diakonię Wyzwolenia, bo jest dla nas wyzwaniem, wyciąga nas ze strefy komfortu. Wiedzieliśmy, że musimy poszerzyć wiedzę o roli tej diakonii, poznać środowisko ruchów trzeźwościowych, ludzi i problemy, które są nam obce; zapoznać się z Narodowym Programem Trzeźwości – wspominają Halina i Bogusław.

Deklaracje KWC podpisali jeszcze jako para w oazie młodzieżowej. Wyprawili bezalkoholowe wesele – alkohol nie istnieje w ich rodzinie. Taki styl życia przekazali synom.

– Oprócz naszej pomocy w organizacji rekolekcji adwentowych i wielkopostnych, w czasie wakacji odwiedzamy wspólnoty oazowe, opowiadając o KWC, dając świadectwo. A w ciągu roku spotykamy się raz w miesiącu. Czujemy potrzebę, żeby głębiej wchodzić w temat – opowiadają.

Bardzo sobie cenią kontakty ze środowiskiem AA i Al-Anon. – Czujemy ich wdzięczność, że trwamy, propagujemy trzeźwy styl życia, że z nimi jesteśmy. Nie ma żadnej blokady we wzajemnych relacjach – relacjonuje Halina.

– Tu możemy dostrzec owoce KWC. Spotykamy ludzi, którzy w pewnym momencie uznali prawdę o sobie, mówią jak jest, wyzwalają się i przez swoje świadectwo umacniają innych – w tym nas – podkreśla Ania.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.