Nasz ośmiotysięcznik

Urszula Rogólska

|

Gość Bielsko-Żywiecki 35/2023

publikacja 31.08.2023 00:00

– Tak mi się jakoś wydaje, że z wysokości tych prawie 1300 metrów musi być bliżej Pana Boga – uśmiecha się Krzysztof Waliczek na Hali Lipowskiej. Razem z żoną Basią wspięli się tam stromym szlakiem na spotkanie Ewangelizacji w Beskidach.

Od prawej: Bożena, Rózia – wytrwałe uczestniczki EwB – z poznaną na poprzednich edycjach Jolą. Od prawej: Bożena, Rózia – wytrwałe uczestniczki EwB – z poznaną na poprzednich edycjach Jolą.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Gdyby zsumować wysokości szczytów 11. edycji Ewangelizacji w Beskidach, to okaże się, że ci, którzy byli na wszystkich ośmiu wierzchołkach, weszli na wysokość 7986 m n.p.m. – a zatem zdobyli jeden z najwyższych szczytów ziemi. Ale oni wspinali się na góry jeszcze wyższe. Bo hasło „Zdobywcy szczytów” i cnoty rozważane na kolejnych sobotnich spotkaniach miały im pokazać, jak zmienić swoje życie, odwrócić się od narzekania i stać się radosnym, wiernym i wiarygodnym świadkiem Chrystusa.

Osiem cnót

W tym roku spotkania, na które jak zwykle zaprosili franciszkanie z Rychwałdu i Fundacja Rodzina w Służbie Człowieka, odbyły się kolejno na Bendoszce, Błatniej, Koziej Górce, Stożku, Hali Boraczej, Szyndzielni, Hali Lipowskiej i na finał – na Klimczoku. Tematami były: zmiana, pasja, pokora, kreatywność, szczerość, odwaga, wytrwałość, a na podsumowanie – cnota.

Każde południe z Dobrą Nowiną przygotowała inna wspólnota zaprzyjaźniona z Fraternią Franciszkańską: Talitha Kum z Rychwałdu z o. Bogdanem Kocańdą OFM Conv., Zacheusz z Jaworza z ks. Stanisławem Filapkiem, rychwałdzka Krucjata Wyzwolenia Człowieka z o. Pawłem Kijko OFM Conv., Emaus z Bestwiny z diakonią modlitewną z Pisarzowic oraz z ks. Adamem Wandzlem, Krzew Winny z ks. Szymonem Czauderną, Domowy Kościół z ks. Grzegorzem Gugą i Novare z Żor z ks. Tomaszem Nowakiem. Na szczytach Mszę św. koncelebrowali księża z naszej diecezji, kapłani spędzający tu wakacje, księża seniorzy, a razem z nimi modlili się również diakoni i klerycy.

W słońcu i we mgle

Prezentem z nieba była w tym roku sprzyjająca wędrówkom pogoda. I nawet kiedy prognoza nie była optymistyczna i straszyła burzami, na czas wspinaczki, Mszy św. i powrotu do podnóży gór uczestnicy EwB cieszyli się pogodnym niebem. Jedynie na Szyndzielni nie pokazało się słońce, a wszystkich otuliła mgła. Za to stała się ona doskonałym symbolem dla tematu dnia, jakim wtedy była odwaga.

To spotkanie obecni zapamiętają z jeszcze jednego powodu – przygotowała je jawiszowicka wspólnota Krzew Winny. A stali bywalcy EwB wiedzą, że tam, gdzie pojawia się ta wspólnota, po liturgii odbywa się uczta przy kilkunastu pachnących domowych bochenkach chleba. – Wszyscy mamy ten sam przepis, a każdemu chleb wychodzi inaczej – uśmiechają się członkowie grupy.

Bochenek przyozdobiony symbolem krzewu winnego upiekła Stanisława Stawowy. Na górę weszła razem z mężem Bogdanem. To był dla nich przyjemny spacer. Od lat wędrują szlakami camino, a od pewnego czasu realizują własny projekt wędrówki: wyznaczyli trasę z domu do Santiago de Compostela i co roku pokonują kolejny jej odcinek. – Ten chleb to symbol i tradycja naszej wspólnoty, zabieramy go wszędzie, gdzie możemy spotkać innych. Także na camino. Dzielimy się nim jak wiarą, miłością, której sami doświadczamy od Pana Boga. A czyż jej znakiem nie jest nasza obecność na tej tonącej we mgle Szyndzielni? Czuliśmy się tu bezpieczni, chronieni. Rano mieliśmy trochę wątpliwości, czy nie będziemy tutaj sami, ale Pan Jezus przyciągnął wiele osób, umocnił wiarę, dał nam odwagę – mówi Stasia.

Tę radość podzielają także muzyczni wspólnoty, Ilona i Jacek Wadoniowie. – Serce rośnie, kiedy widzi się ludzi w górach, na Mszy św. Jest tyle hejtu, tyle złych słów o Kościele, o katolikach. A tu mamy przykład, jak wielu jest wspaniałych kapłanów, jak wielu katolików, którzy chcą służyć innym, są życzliwi, gotowi do pomagania. Tu możemy umacniać naszą wiarę, by potem dawać dobre świadectwo przynależności do Jezusa.

Dla wielu letnia Ewangelizacja w Beskidach to czas wyczekiwany przez cały rok. Co roku przyprowadzają nowe osoby, a wielu dopiero w górach dowiaduje się o pomyśle z Rychwałdu i dołącza na kolejnych szczytach.

Nie brakuje ewangelizatorów, którym niestraszny żaden trud. W tym roku spotkanie na Szyndzielni, 5 sierpnia, poprzedził start pieszej pielgrzymki na Jasną Górę, a nazajutrz po jej zakończeniu, 12 sierpnia, celem wędrówki stała się Hala Lipowska. Zarówno na jeden, jak i drugi szczyt wspięli się uczestnicy wędrówki na Jasną Górę – a wyróżniały ich pielgrzymkowe koszulki i… sandały na obolałych stopach.

Mała pielgrzymka

W gronie najwierniejszych uczestników EwB są Bożena Urban z Międzybrodzia Żywieckiego i Rozalia Janik z Żywca-Zabłocia. Były na wszystkich spotkaniach, a na kilku towarzyszyły im także koleżanki, z którymi od kilku lat przybywają na szlaki z różnych miejscowości Żywiecczyzny. Bożena skrupulatnie prowadzi swoją osobistą kronikę EwB – notuje pokonaną trasę, opisuje pogodę, tematykę spotkań, kolekcjonuje pieczątki schronisk i pamiątkowe stemple ewangelizacyjne, które na każdej górze można wbić do książeczki ewangelizatora.

– Na spotkania zaczęłam chodzić regularnie, kiedy przeszłam na emeryturę. W minionych latach opuściłam dwa spotkania, a to tylko dlatego, że w tym czasie wypadł nam ślub siostrzeńca – opowiada. – Zaczęło się od spotkania pod żywieckim Lidlem – to tam w pierwszych latach EwB spotykaliśmy się wszyscy i kolumną jechaliśmy na miejsce startu tras. Kto miał wolne miejsce zabierał osoby, które nie miały transportu. Nikogo wtedy nie znałam. Za pierwszym razem wyruszyłam z Małgosią Okrzesik i Anią Kumorek, które później wielokrotnie ze mną jeździły.

Dla Bożeny droga na każdą górę jest jak mała trasa pielgrzymkowa. Na każdą zabiera inną intencję. – Przyciągają mnie góry i ludzie, którzy żyją tymi samymi wartościami, dla których Bóg jest najważniejszy. Dla nas EwB nie kończy się w sierpniu. Chodzimy potem jeszcze przez cały wrzesień, październik, na początku roku. – Czekam na te spotkania cały rok – dopowiada Rózia. – Tu poznałam wiele koleżanek, a i czasem uda się wyciągnąć rodzinę. Pamiętam rok po pandemii, kiedy ewangelizacja z Mszą Świętą ruszyła na nowo. Łzy leciały mi ze wzruszenia, kiedy zobaczyłam, że znów są tu znajome twarze, że przeżyliśmy, że już jest normalnie – dodaje, a łzy płyną jak wtedy. – Dla mnie ci ludzie są jak rodzina, za którą się tęskni. Są dla mnie Bożym błogosławieństwem.

Wzór w habicie

Bożena dodaje, że szczególnym znakiem tegorocznej EwB i jej poszczególnych tematów pozostanie dla niej obecność s. Honoraty Klonowskiej, która na każdą górę wędrowała z grupą podopiecznych, chłopaków z Przestrzeni Opatrzności – domu pomocy społecznej dla chłopców niepełnosprawnych intelektualnie w Skoczowie. – Nie byli tylko na Szyndzielni, bo wtedy prognozy zapowiadały burze, a to jednak duża odpowiedzialność. Siostra stała się dla mnie wzorem tych cnót, które prowadzą człowiek na szczyt, do Pana Boga – mówi Bożena.

W góry, na Halę Lipowską, po raz pierwszy wybrała się także elżbietanka cieszyńska s. Antonina Kłaczek ze swoimi podopiecznymi – dziewczynami, które nazajutrz rozpoczynały dni skupienia w domu sióstr w Cieszynie. – Od wielu lat chciałam przyjść na EwB, ale nie pozwalały mi na to obowiązki. Tym razem wreszcie się udało i to akurat w dniu, w którym tematem była wytrwałość. Ten dzień był czymś dla ciała i dla ducha – preludium przed czasem, który spędzimy na modlitwie, integracji, spotkaniu ze słowem Bożym, wolontariacie w oddziałach naszego szpitala – wyjaśnia siostra.

W jednym kierunku

Na wszystkich górach, a także na pielgrzymce z Cieszyna na Jasną Górę był Rafał Chmielowiec z Ustronia. – Chodziłem na EwB w poprzednich latach, ale tym razem udało się być na wszystkich szczytach. Zawdzięczam to Jurkowi Żochowi z Cieszyna, który mnie zmobilizował. Tu mogę spotkać Pana Boga – w otaczającej przyrodzie i spotkanych ludziach – mówi. – Jakoś w górach ta Jego obecność jest szczególna. Po drodze modlę się, a kiedy kogoś spotykam, pozdrawiam słowami: „Szczęść Boże”. Jeśli ktoś odpowiada od razu, wiem, że zmierzamy w tym samym kierunku. Kiedy widzę zdziwienie, zmieszanie, jest to okazja, by opowiedzieć, gdzie i po co idę – dodaje Rafał.

Ania Barcik z Żywca-Moszczanicy razem z mężem są w Domowym Kościele. Co roku wychodzą na EwB. Tym razem ze swoją wspólnotą przygotowali spotkanie na Lipowskiej. – Nieśliśmy intencje małżeńskie, rodzinne, dotyczące dzieci, naszej wspólnoty – bo to takie nasze pielgrzymowanie. Bardzo dobrze się złożyło, że akurat tematem była wytrwałość. Potrzebna nam była w tej niełatwej na finiszu wędrówce; potrzebna jest też zarówno w życiu duchowymi, jak i małżeństwie.

Tutaj niespodzianką była obecność na Mszy św. relikwii świętych rodziców św. Teresy od Dzieciątka Jezus: Zelii i Ludwika Martinów. Po Mszy św. i namaszczeniu rychwałdzkim olejkiem radości, ks. Grzegorz Guga pobłogosławił relikwiarzem małżonków, rodziny i wszystkich, którzy o to poprosili.

Stałymi uczestnikami EwB są także Barbara i Krzysztof Waliczkowie z Wieprza. – W tym roku byliśmy w podwójnej roli – najpierw na Koziej Górce, gdzie spotkanie przygotowywała Krucjata Wyzwolenia Człowieka, w której działania od pewnego czasu się mocniej angażujemy, a później na Lipowskiej jako członkowie Domowego Kościoła. Te spotkania dają nam radość z przebywania z ludźmi, których tu gromadzi Pan Jezus. Ufamy, że każdy, kto szuka swojej wspólnoty, tutaj może znaleźć tę, która mu najlepiej pomoże w drodze do świętości, we wzroście wiary.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.