Buntowniczka ze Szczyrku odnalazła swoją wyspę

Urszula Rogólska

publikacja 06.04.2023 13:26

Spuszczona głowa i burkliwe odpowiedzi na każde pytanie. Taka była jeszcze dziesięć lat temu. Ks. Szymon Czauderna, proboszcz w Jawiszowicach, dobrze pamięta tę zadziorną nastolatkę z gimnazjum. Po 10 latach właśnie jego poprosiła o… sprawowanie Mszy św. z posłaniem na misje. Wyjechała wczoraj, w Wielką Środę.

Marcelina Puchała rozpoczęła posługę misyjną w Domu Serca na wyspie Procida. Marcelina Puchała rozpoczęła posługę misyjną w Domu Serca na wyspie Procida.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Nieraz jako dziecko bywała w sanktuarium na Górce w Szczyrku, A tam co jakiś czas przyjeżdżali misjonarze. Przywozili różne pamiątki, różańce. Fascynował ją ten egzotyczny świat. "Też bym tak chciała" - myślała kilkulatka.

- Od kilku lat czułam mocne pragnienie wyjazdu na misje. Ale bagatelizowałam je. Wydawało mi się ono takie nierealne, niewykonalne. Nie czułam się na siłach, Wątpiłam, czy sobie poradzę - opowiada 24-letnia Marcelina Puchała z parafii św. Jakuba w Szczyrku, najstarsza z czwórki rodzeństwa, studentka ostatniego roku architektury wnętrz. - Stawiałam na edukację, studia, pracę, a myśli o misjach odsuwałam na bok.

Aż trzy lata temu przyszedł przełom. Poszła na Kurs Alpha w Rychwałdzie. - Bardzo czekałam na wykład o tym, jak Bóg nas prowadzi. Poprzednie były o modlitwie, o Jezusie. One były dla mnie oczywiste. Ale tego Bożego prowadzenia nie mogłam zrozumieć - kontynuuje. - Teraz już wiem, jak to jest. Doświadczyłam tego namacalnie - szczególne w ostatnich miesiącach.

Podczas Mszy św. posłania Marceliny na misje w kościele św. Marcina w Jawiszowicach, gdzie modlił się w jej intencji ks. proboszcz Szymon Czauderna.   Podczas Mszy św. posłania Marceliny na misje w kościele św. Marcina w Jawiszowicach, gdzie modlił się w jej intencji ks. proboszcz Szymon Czauderna.
Archwium Marceliny Puchały

W Rychwładzie prowadząca wykład wspomniała też o misjach. Marcelina poczuła na nowo to pragnienie. - Ojciec Aleksander, koordynator kursu, powiedział mi krótko: "Marcelina, jeśli masz takie pragnienie, to po prostu jedź" - wspomina.

Szukała organizacji, która by jej taki misyjny wyjazd umożliwiła. - To był czas pandemii, miałam niedokończone studia, więc tego zaniechałam. Ale obserwowałam w mediach społecznościowych misyjne Domy Serca i ich działalność.

Od początku wsparciem dla niej byli rodzice. Szczególnie mama, która pracowała z panią, której córka wyjechała na misje, właśnie z Domami Serca. Dziewczyną tą była Asia Błasiak z Bestwiny, która pracowała w Domu Serca w Salwadorze, z którą Marcelina niedługo potem się poznała. Tata wiedział o decyzji, ale kiedy doszło już do konkretów, był jednak zaskoczony.

Podczas Mszy św. posłania Marceliny na misje w kościele św. Marcina w Jawiszowicach, gdzie modlił się w jej intencji ks. proboszcz Szymon Czauderna.   Podczas Mszy św. posłania Marceliny na misje w kościele św. Marcina w Jawiszowicach, gdzie modlił się w jej intencji ks. proboszcz Szymon Czauderna.
Archwium Marceliny Puchały

W październiku ub.r. rozpoczynała się formacja zimowa dla kandydatów na wyjazd misyjny. Ale Marcelina nie mogła w niej uczestniczyć. Wyglądało na to, że decyzję znowu odwlecze. - A Pan Bóg już mnie prowadził zdecydowanie. Chciałam coś zmienić w życiu. Odmawiałam Nowennę Pompejańską w tej intencji, byłam na pielgrzymce w Medjugorju. Część błagalną nowenny skończyłam w piątek 9 grudnia. W kalendarzu miałam zapisane, że nazajutrz w Warszawie o 9.00 zaczyna się kolejne spotkanie formacyjne. Czułam, że muszę tam być - mówi Marcelina.

Pociąg odjeżdżał o 3.00 w nocy. Z Katowic. Wątpiła, że się jej uda zdążyć. Nie miała nadziei, że tata się zgodzi ją zawieźć. A jednak…

- Nie zapisałam się na szkolenie, nie dałam znać, że tam będę. To była spontaniczna decyzja. Pojadę i zobaczę, czy mnie przyjmą - śmieje się dziś. - Jak tylko przekroczyłam próg Domu Serca, zostałam tak serdecznie przyjęta, że wiedziałam, iż to jest moje miejsce, że Pan Bóg mnie tu przyprowadził - relacjonuje.

Bywała tam coraz częściej. Zawiesiła studia, choć został jej ostatni rok. - To była trudna decyzja, ale myśl o misjach była silniejsza. Nie żałuję decyzji. Po prostu skończę studia po powrocie - dodaje.

A gdzie wyjeżdża? Marzyła o Ameryce Południowej - o Brazylii. - A zostałam posłana do… Włoch, na maleńką wyspę Procida w Zatoce Neapolitańskiej, godzinę łodzią z Neapolu. Miałam mieszane uczucia i byłam trochę rozczarowana. Do Włoch to przecież można na wakacje jechać. Co ja tam będę robić? - zwierza się. - Moim ulubionym cytatem z Pisma Świętego są słowa z Księgi Rut: "Gdzie pójdziesz tam i ja pójdę, gdzie Ty zamieszkasz, tam i ja zamieszkam". Odnoszę je do mojej relacji z Panem Bogiem. Powiedziałam Mu: "Prowadź, idę za Tobą".

Ciąg dalszy na następnej stronie.

Wkrótce dowiedziała się więcej o misji na Procidzie. - Teraz już wiem, że to miejsce wybrał dla mnie Pan Bóg. Będę mieszkać w tamtejszym Domu Serca 14 miesięcy, razem z dwiema wolontariuszkami: jedną z Polski, drugą z Austrii. Na wyspie nie ma jako tako ubóstwa materialnego, ale wiele osób cierpi z powodu samotności i braku poczucia własnej wartości. Osoby starsze żyją samotnie, rodziny często są podzielone, młodzi się nudzą, pozostawieni sami sobie. Jest wiele nieszczęść duchowych. Na początku było dla mnie niepojęte, co misjonarze mają tam robić. Teraz wiem, że nasze zadanie to po prosu być z ludźmi, którzy potrzebują obecności drugiego człowieka - wyjaśnia.

Marcelina dopiero uczy się włoskiego. Myślała, że będzie miała do wyjazdu więcej czasu, ale potrzeba jej obecności w Domu Serca jest pilna - wyleciała do Włoch 5 kwietnia wcześnie rano, by już na miejscu spędzić Triduum Paschalne i pierwszą Wielkanoc.

Wcześniej, 31 marca, uczestniczyła we Mszy św. swojego misyjnego posłania w kościele św. Marcina w Jawiszowicach, gdzie proboszczem jest ks. Szymona Czauderna.

- Wszystko działo się bardzo szybko. Miałam cztery tygodnie na przygotowanie do wyjazdu. Bardzo trudno było zgrać czas i miejsce na uroczystość mojego posłania. Wtedy pomyślałam o ks. Szymonie… Uczył mnie w podstawówce i w gimnazjum. Nie mieliśmy ze sobą długo kontaktu, ale czułam, że to jego powinnam poprosić, choć ksiądz znał mnie z zupełnie innych czasów mojego nastoletniego buntu. Cieszyłam się, że będzie mógł zobaczyć moją przemianę - uśmiecha się wolontariuszka.

Podczas Mszy św. posłania Marceliny na misje w kościele św. Marcina w Jawiszowicach, gdzie modlił się w jej intencji ks. proboszcz Szymon Czauderna.   Podczas Mszy św. posłania Marceliny na misje w kościele św. Marcina w Jawiszowicach, gdzie modlił się w jej intencji ks. proboszcz Szymon Czauderna.
Archwium Marceliny Puchały

- To bardzo radosne doświadczenie w życiu duszpasterskim, kiedy dowiadujesz się o przemianie i nawróceniu młodej osoby, którą poznałeś jako zagubionego buntownika, niechętnego do kontaktu i rozmów, chadzającego wyboistymi drogami - uśmiecha się ks. Szymon. - Próbujesz siać i raczej nie liczysz na to, że zobaczysz owoce, a tu taka niespodzianka. Kiedy zadzwoniła do mnie jej mama z wiadomością o wyjeździe Marceliny na misje, byłem zaskoczony, ale i szczęśliwy. Bo to duża radość, że przeżyła taką przemianę, że chce dawać świadectwo, odważnie dzielić się tym, co zrobił w jej życiu Pan Bóg. Podziwiałem ją, jak u nas w Jawiszowicach stanęła przed setką kandydatów do bierzmowania i mówiła świadectwo. Ufam, że praca na misji będzie dla niej kolejnym doświadczeniem Bożej miłości i opieki.

- Jako nastolatka oddaliłam się od Pana Boga. Buntowałam się, nie chciałam chodzić do kościoła. Byliśmy taką rodziną wierzącą tradycyjnie - chodziłam do kościoła w niedziele i święta, ale z reguły staliśmy na zewnątrz, nie mieliśmy głębszej relacji z Panem Bogiem. Przyszedł taki czas kryzysu, że jedność naszej rodziny wisiała na włosku.

Wówczas do Szczyrku przyjechała wspólnota z Rychwałdu i zaprosiła parafian na Mszę św. z modlitwą o uzdrowienie. Marcelina z mamą były pod wrażeniem modlitwy. Zaczęły jeździć do Rychwałdu. Mama trafiła tam Kurs Alpha. Marcelina była niepełnoletnia, a nie było edycji dla młodzieży. Kiedy skończyła osiemnastkę, mama nie ustawała w zachęcaniu jej na kurs

Podczas Mszy św. posłania Marceliny na misje w kościele św. Marcina w Jawiszowicach, gdzie modlił się w jej intencji ks. proboszcz Szymon Czauderna.   Podczas Mszy św. posłania Marceliny na misje w kościele św. Marcina w Jawiszowicach, gdzie modlił się w jej intencji ks. proboszcz Szymon Czauderna.
Archwium Marceliny Puchały

 - Wtedy zaczynała się już ogromna przemiana w całej naszej rodzinie. Pan Bóg połączył nas wszystkich na nowo, rodzice związali się ze wspólnotą Miasto na Górze.

Ale ja na żaden kurs nie chciałam jechać, bo czułam presję mamy. Jednak Pan Bóg dalej mnie prowadził. Na kurs zdecydowałam się w wieku 21 lat… Od jakiegoś czasu widziałam wyraźnie, jak Duch Święty mnie przemienia. Chciałam dzielić się z innymi miłością i pokojem, które On mi dał, chciałam, żeby każdy mógł ich też doświadczyć… Ufam, że posyła mnie na misje, żebym mogła te dary wykorzystać.

Marcelina dodaje, że posłanie na misje w Europie otworzyło jej szerzej oczy na potrzeby drugiego człowieka. - Nie trzeba jechać do Ameryki Południowej, do Afryki. Potrzebujący są w naszym otoczeniu, wystarczy tylko wyćwiczyć w sobie uważność na cierpienie - dodaje.

Każdy może być uczestnikiem misji Marceliny. Miesięczny koszt jej utrzymania w Domu Serca to 1500 zł. Nie obciąża nim wspólnoty. Wspierają ją najbliżsi i przyjaciele. Założyła także zbiórkę na portalu zrzutka.pl: "Misja na Procidzie" - TUTAJ. Każdy darczyńca, który wesprze ją choćby najmniejszą kwotą, będzie otrzymywał co kilka tygodni list z relacją misyjną z wyspy.