Wierni z Ciśca razem z ks. prał. Władysławem Nowobilskim zbudowali 50 lat temu słynny „kościół jednej doby”. Do dziś przetrwały wspomnienia tamtych wyjątkowych chwil, wielkiej determinacji i wysokiej ceny, jaką płacili za marzenia o swojej świątyni. Ważnym dopełnieniem tej pamięci uczestników jest spojrzenie Marka Łukasika, historyka IPN, autora książki na ten temat, która wkrótce ukaże się z okazji tej rocznicy.
Odchodzącego na emeryturę ks. Nowobilskiego żegnali wdzięczni parafianie.
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość
W publikacji „Społeczna budowa kościoła w Ciścu” znalazło się wiele szczegółowych informacji na temat pamiętnej niedzieli 5 listopada 1972 roku, kiedy ks. Nowobilski, wówczas wikary w Milówce organizujący duszpasterstwo na terenie Ciśca, po porannej polowej Mszy św., odprawionej na placu przyszłej budowy, powiedział krótko, żeby się nie rozchodzić, bo zaraz rozpocznie się budowa kościoła.
– Jak było możliwe, że znamy tyle szczegółów? Przede wszystkim sami uczestnicy niezwykle dokładnie zapamiętali to, co działo się tamtego dnia. Niesłychanie ciekawe są też wydarzenia, które miały miejsce po 5 listopada – podkreśla autor książki.
W ciągu jednej doby stanęły bowiem mury i więźba dachu. Potem trwały prace wykończeniowe, wykonywanie chóru, posadzki, szklenie okien, budowa chóru i dobudowa półokrągłego prezbiterium. Komunistyczne władze na różne sposoby próbowały zatrzymać budowę jeszcze w niedzielę, zastraszały i groziły, odcinały prąd. Również w kolejnych dniach nie rezygnowały z prób zatrzymania tego dzieła i domagały się rozbiórki. Z dokumentów wynika, że 6 listopada w Krakowie władze powołały specjalny zespół, który debatował, jak rozwiązać problem w Ciścu. Jeden z pomysłów przewidywał zaangażowanie lokalnych autorytetów do rozbijania więzi tamtejszego środowiska. Jest też raport, że te starania niewiele dały.
Dostępne jest 16% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.