Leśna razem z Ukrainą w bardzo gorzki dzień

Urszula Rogólska

publikacja 26.02.2022 02:36

- Jedyne dobro, jakie wynikło z tego, co zrobił Putin, to zjednoczenie nas, Ukraińców, między sobą. Ta wojna też połączyła nas z Polakami, od których w tych dniach doświadczam wielkiego wsparcia - mówi mieszkająca w Leśnej koło Żywca Ania, która sześć lat temu przyjechała do Polski z ukraińskiej Połtawy.

Ania, pochodząca z ukraińskiej Połtawy, mieszka razem z mężem, dziewięciomiesięcznymi bliźniakami i mamą w Leśnej. Ania, pochodząca z ukraińskiej Połtawy, mieszka razem z mężem, dziewięciomiesięcznymi bliźniakami i mamą w Leśnej.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Ksiądz Piotr Sadkiewicz, proboszcz w Leśnej, mówi: - Rankiem 24 lutego przeczytałem gdzieś, że ten dzień, który miał był słodkim dniem - tłustym czwartkiem, stał się dla całego świata dniem bardzo gorzkim. Dniem, który zmienia bieg historii, który jest kolejną tragedią w historii ludzkości. I jak tylko się dowiedziałem o ataku Rosji na Ukrainę, pomyślałem, że to, co od razu możemy zrobić, to razem się modlić o pokój.

Przez media społecznościowe, wiadomości SMS-owe zaprosił swoich parafian na wieczorną adorację Najświętszego Sakramentu i Mszę św. w intencji pokoju na Ukrainie. Prosił też, by dali znać znajomym Ukraińcom, mieszkającym w Leśnej i okolicach, i także ich zaprosili do kościoła.

- Od razu zadzwoniła do mnie Agata Gęga, czy mogłaby zaśpiewać psalm. Pani Ania Zoń zaproponowała, że może przeczytać czytanie. Zależało mi, by na tej liturgii zabrzmiał także język ukraiński - mówi ks. Sadkiewicz. - Zdawałem sobie sprawę, że to nie będzie łatwe. Osoby pochodzące z Ukrainy i mieszkające w naszej parafii ciężko pracują i trudno będzie im tak nagle ułożyć sprawy w pracy, żeby mogły dołączyć do nas w kościele. Wtedy pojawiła się pani Ania i ona bez wahania zgodziła się przeczytać czytanie po ukraińsku.

Ania pochodząca z Ukrainy i Anna Zoń podczas liturgii słowa na Mszy w Leśnej.   Ania pochodząca z Ukrainy i Anna Zoń podczas liturgii słowa na Mszy w Leśnej.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Ania przyjechała do Polski sześć lat temu z Połtawy w środkowo-wschodniej części Ukrainy. - Pracowałam w gastronomii, dobrze zarabiałam, ale kiedy przyszła wojna w Donbasie, także sytuacja ekonomiczna była coraz gorsza. Postanowiłam pojechać na Zachód, do Europy. Mamy XXI wiek, też chcemy normalnie żyć, spełniać marzenia, jeździć na wakacje, a nie tylko myśleć z dnia na dzień, czy będzie - jak to się mówi - co do gara włożyć - wspomina.

Pracę znalazła w Szczyrku. Tam poznała przyszłego męża Michała, Polaka. Przeprowadzili się do Leśnej. Tu dziewięć miesięcy temu urodziły się im bliźniaki - Krzysiu i Anastazja. Pół roku temu do Leśnej przyjechała z Ukrainy także mama Ani, by pomóc jej przy maluchach. - Kiedy przyjechałam sześć lat temu, zupełnie nie znałam języka polskiego. Zaczynałam na zmywaku, dostawałam kolejne zadania, a przed narodzinami dzieci pracowałam w hotelowej recepcji - mówi.

Tej nocy z 23 na 24 lutego nie mogli spać. Nie z powodu dzieci. Nad ranem mama śledziła internet i wiadomości z Ukrainy. - W żaden sposób nie umiem opisać, co czuliśmy, kiedy czytaliśmy informacje, kiedy dochodziły do nas kolejne wiadomości od mojej siostry, kuzynów, znajomych - a mamy ich w całej Ukrainie: w Połtawie, Kijowie, Charkowie, Odessie. W Połtawie, jak na razie, było spokojnie. Tam nie ma ważnych strategicznie obiektów. Ale jest strach. Ludzie z miast uciekają do wiosek, wielu jedzie na Zachód - do Polski, do Europy. Obrazy nas przerażały. Gdzie i jak mają uciekać osoby starsze, niepełnosprawne, niedołężne, ale i zwierzęta? Dzieci, zamiast do szkoły, poszły do schronów; kolejki do sklepów, do bankomatów, zaczynało brakować w nich gotówki. Trwa wojna, ale przecież nie zniknęły codzienne problemy: kobiety rodzą, ludzie chorują, potrzebują pomocy w szpitalach.

Leśna modliła się o pokój razem z mieszkającymi tu Ukrainkami i Ukraińcami.   Leśna modliła się o pokój razem z mieszkającymi tu Ukrainkami i Ukraińcami.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Jak zaznacza Ania: - Jedyne dobro, jakie wynika z tego, co zrobił Putin, to zjednoczenie nas, Ukraińców, między sobą. Widzę to nawet na facebookowych grupach. Teraz zajmuję się dziećmi i nie mam częstego kontaktu z Ukraińcami tu, w okolicy. Ale widzę, jak staliśmy się wszyscy sobie bliscy po tym, co się stało. Ta wojna też połączyła nas z Polakami, choć w historii nie brakuje trudnych momentów między nami. Dziś od Polaków właśnie doświadczam wielkiego wsparcia psychicznego. Dobre słowo, gest, oznaki jedności z nami są dla mnie bardzo ważne. To mi daje umocnienie, że Ukraina, my, Ukraińcy, nie jesteśmy zostawieni tak całkiem sami sobie. Umocniła mnie też ta wspólna modlitwa w kościele, na którą zaprosił nas ksiądz proboszcz.

- Trudno mi powiedzieć, ile osób pochodzących z Ukrainy mieszka obecnie w Leśnej. Mamy na pewno dwa polsko-ukraińskie małżeństwa - Polki z Ukraińcem i Ukrainki z Polakiem. Myślę, że w sumie zamieszkało u nas około setki Ukraińców - ta liczba stale się zmienia. Pracują w żywieckich fabrykach, czasem także podejmują dodatkowe zajęcia. Nie marnują czasu - nie mają wolnych popołudni, są solidni w pracy. Tutaj raczej nie słyszę złego słowa o nich - mówi ks. Sadkiewicz, dodając, że kilkoro z nich na pewno też skorzystało z zaproszenia do wspólnej modlitwy.

- Otaczamy was modlitwą, ale i wy zanieście modlitwę do Boga - bez względu na to, czy jesteście katolikami, prawosławnymi czy może poszukującymi Boga - zanoście razem z nami modlitwę o pokój w waszej ojczyźnie - mówił ks. Sadkiewicz, rozpoczynając Mszę św. - Dziś chcemy się solidaryzować z narodem ukraińskim i modlić przede wszystkim o nawrócenie serc tych, którzy poszli za złem tego świata. Choć może to trudne, ale trzeba nam modlić się także o nawrócenie grzeszników, którzy do tego doprowadzili.

Jak mówi leśniański proboszcz, ta Msza św. była pierwszą okazją do wspólnego spotkania w kościele. - To miejsce jest otwarte dla wszystkich, bez wyjątku. Ufam, że choć to pierwsze, to nieostatnie nasze leśniańsko-ukraińskie spotkanie.