Ekstremalni u pallotynów: Nie wystarczy wam "normalna" Droga Krzyżowa?

Urszula Rogólska

publikacja 27.03.2021 10:36

- Czego szukacie? Czego chcecie? Czy nie wystarczy wam "normalna" Droga Krzyżowa? "Normalne" nabożeństwo? Czy nie wystarczy wam, że przecież możecie się w domu pomodlić? - mówił ks. Piotr Bieniek SAC podczas Mszy św. w pallotyńskim kościele św. Andrzeja Boboli, która poprzedziła Ekstremalną Drogę Krzyżową rejonu Bielsko-Biała Beskidy.

Ekstremalni rejonu Bielsko-Biała Beskidy rozpoczęli swoją EDK przy kościele św. Andrzeja Boboli. Ekstremalni rejonu Bielsko-Biała Beskidy rozpoczęli swoją EDK przy kościele św. Andrzeja Boboli.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Artur Markowski z Wilamowic już nie liczy, który raz wybrał się na EDK. Poza trasami rejonu Bielsko-Biała Beskidy, szedł już także z Wilamowic drogą Trzech Krzyży – dwukrotnie i w dwóch różnych kierunkach. – Staram się być co roku, bo mam po co. Idę w intencji mojej małżonki, dzieci – całej naszej rodziny, żebyśmy przetrwali te trudne czasy. Nie wybrałem najdłuższej trasy, bo jeszcze nie mam 76 lat – śmieje się. – Mam 54 lata, więc idę trasą o. Pio – 54 km. To właściwie jedyny czas, który mogę poświęcić bez przeszkód na własne rozważania i taką modlitwę osobistą. Cała ta droga jest wielką modlitwą. Tutaj musisz się zmagać sam ze sobą i możesz być z Bogiem…

Ekpa bielsko-mysłowcika zaraz wyruszy w drogę.   Ekpa bielsko-mysłowcika zaraz wyruszy w drogę.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Jarek Sawicki z Bielska i Wiesiek Mamoń z Mysłowic znają się od dawna. Tym razem zabrali ze sobą młodych, którzy szli pierwszy raz na EDK: Mateusza Sawickiego i Franka Madeja. Idą własną, 20-kilometrową trasą. - Dlaczego idziemy? Bo są intencje - to raz, a dwa - na pewno to też jakaś przygoda - przyznaje Wiesiek.

- Przede wszystkim po to, żeby spotkać Pana Boga - dodaje Jarek. - Bo jak się czuje kryzys i jest się bardzo zmęczonym, to w takiej słabości można szczególnie Pana Boga doświadczyć - mamy to sprawdzone.

W drogę zabrali swoje rodziny, sprawy, relacje, najbliższych, przyjaciół i znajomych, którzy chorują, przyszłość, plany. Wiedzą, że trudności na trasie przyjdą, więc się ich nie obawiają. - Najbardziej się baliśmy, że nie będziemy mogli wyjechać z Mysłowic - śmieje się Wiesiek.

Zabierają ze sobą krzyże - chłopcy zdjęli ze ścian te, które dostali na bierzmowaniu, Wiesiek i Jarek mają krzyże wykonane jeszcze pięć lat temu, kiedy wyruszali po raz pierwszy.

Darek Bielnik z Bielska poszedł na EDK po raz czwarty, Paweł Jagielski z Katowic - piąty lub szósty. Razem nimi po raz drugi wyruszył też Paweł Waśko z Bielska. Rok temu zostali w domach, a w tym, powtarzają dystans sprzed pięciu lat.

- To jest taki czas na przemyślenia, na sam na sam z Panem Bogiem - mówi Darek. - Wielu z nas potrzebuje takiego czasu i fajnie, że jest taka okazja, żeby w takiej formie z Panem Bogiem też pobyć. Już się stęskniłem za tą drogą krzyżową, za ta formą i cieszę się, że znów mogę iść.

- Trudności… Nie obawiamy się. Jesteśmy doświadczeni w wędrówkach i podróżach - śmieje się Paweł, a jego towarzysze dodają, że są spokojniejsi, że Paweł - masażysta - idzie z nimi i - jakby co - postawi ich na nogi.

Ala i Roman Gruszeccy w tym roku po raz pierwszy pokonują EDK razem.   Ala i Roman Gruszeccy w tym roku po raz pierwszy pokonują EDK razem.
Urszula Rogólska /Foto Gość

W drogę wyruszyli też małżonkowie z 21-letnim stażem, Ala i Roman Gruszeccy z bielskich Złotych Łanów, rodzice sześciorga dzieci. Mąż po raz piąty lub szósty - żona debiutowała na EDK.

- Nigdy nie wierzyłam w swoje siły, a trochę zazdrościłam mężowi, kiedy wracał taki zadowolony i w tym roku stwierdziłam, że też chcę się w ten sposób pomodlić, bo intencji zawsze jest dużo - mówi Ala. - W tym roku mamy w domu maturę, egzamin ósmoklasisty, Pierwszą Komunię Świętą, bierzmowanie…

- Jakąś siłę na cały rok daje ta droga - dodaje Roman. - Podczas drogi człowiek doświadcza szczególnej łączności z Panem Bogiem - jest cicho, ciemno, nic nie widać i wtedy łatwiej o skupienie. Szedłem sam, szedłem z grupą, a w tym roku będzie trzeba tempo dostosować do tempa żony.

- Boję się, czy technicznie dam radę - wyznaje Ala. - Wyruszam po całym dniu normalnego funkcjonowania i to nie jest łatwe. Nigdy jeszcze nie przeszłam takiej trasy - idziemy 46-kilometrową trasą Boboli. Mąż był bardzo zdziwiony, kiedy mu powiedziałam, że w tym roku też chcę iść. Powiedział, że na z kim iść tym razem, a ja mu, że przecież ja idę z nim! - śmieje się Ala.

Ze sobą zabrali brzozowy krzyż, który na pierwszą EDK Ala zrobiła Romanowi z gałązek znalezionych w drodze po dziecko do przedszkola. - Leżała brzózka, o to ciach, ciach, zabrałam i zrobiłam krzyż. - Towarzyszył mi zawsze. W domu ma swoje miejsce i przez cały rok przypomina mi o tych drogach… - dodaje Roman.

Nim wszyscy indywidualnie wyruszyli na trasę, uczestniczyli we Mszy św. w pallotyńskim kościele św. Andrzeja Boboli. Liturgii przewodniczył ks. Tomas Kawczyk SAC, homilię wygłosił ks. proboszcz Piotr Bieniek SAC, a przy ołtarzu stanęli także: ks. Szczepan Bober SAC i ks. Piotr Piekło z archidiecezji katowickiej, z Rybnika, który także był jednym z uczestników beskidzkiej EDK.

Duszpasterze, którzy sprawowali Eucharystię przed EDK rejonu Bielsko-Biała Beskidy.   Duszpasterze, którzy sprawowali Eucharystię przed EDK rejonu Bielsko-Biała Beskidy.
Urszula Rogólska /Foto Gość

- Czego szukacie? Tak mi się kojarzy z wami to pytanie. Czego chcecie? Czy nie wystarczy wam "normalna" Droga Krzyżowa? "Normalne" nabożeństwo? Czy nie wystarczy wam, że przecież możecie się w domu pomodlić? Jest tyle kamerek internetowych na trasach, ze nawet z kanapy można je przemierzyć. Nie byłoby łatwej? - pytał ks. Piotr Bieniek. - Te słowa wypowiadam tak przeciwko sobie, ale przecież świat tak do nas mówi: no zlituj się nad sobą, ułatw sobie życie. A my chcemy czegoś więcej. Chociaż mamy różne dyspensy, pozwolenia i nawet samych siebie potrafimy wytłumaczyć - i to nieźle - to chcemy czegoś więcej.

Jak podkreślił ks. Bieniek, Pan Jezus chce nas wychowywać do prawdziwych wyborów - nie połowicznych, nie udawanych, ale radykalnych. Zgodnie z tym, co mówi słowo Boże o wyborze życia lub śmierci, błogosławieństwa lub przekleństwa. - Wybory połowiczne, to tylko pozory wyborów, pozory mądrości, tylko pozory miłości - zaznaczył. - Niech ta wasza dzisiejsza droga, wasze nabożeństwo, wyjście poza miasto, niech będzie rzeczywiście czasem radykalnym, jakąś granicą, gdzie - oby - będzie czekał Pan Jezus. Oby przyszedł do was ze swoja mądrością, światłem - szczególnie na ten czas dziwny, który teraz przeżywamy, ze światłem na wszystkie wasze sprawy, które niesiecie w waszych serach i umysłach i oby Pan Jezus przyszedł do was po prostu ze swoją obecnością.

Jak dodał palotyński proboszcz: - Oby to pragnienie, które przecież nie jest z was ale jest w was – poprowadziło was do Źródła, a jak już się napijecie, to przynieście coś z tego Źródła waszym bliskim…

Brat Mirek Myszka i jego sztabowcy Radek Guz i Szymon Wilak.   Brat Mirek Myszka i jego sztabowcy Radek Guz i Szymon Wilak.
Urszula Rogólska /Foto Gość

W tym roku po raz kolejny koordynatorem EDK rejonu Bielsko-Biała Beskidy był pallotyn, brat Mirek Myszka wspierany przez sztabowców: Radka Guza i Szymona Wilaka. Przygotowali cztery trasy, których start i metę wyznaczyli w kościele św. Andrzeja Boboli: trasę św. Andrzeja Boboli (46 km), św. Józefa (76 km), św. Ojca Pio (54 km) i św. Siostry Faustyny (64 km). Wszystkie prowadzą niełatwymi szlakami Beskidu Śląskiego ze sporą liczbą podejść górskich.

- W tym roku nie rozgłaszaliśmy naszych tras. Zarejestrowało się około 280 osób, ale po tym, co dziś zobaczyliśmy wiemy, że na nasze trasy wyrusza dużo, dużo więcej chętnych - mówi brat Mirek. - I to nie tylko w piątek przed Niedzielą Palmową, ale i przez cały Wielki Tydzień, i w późniejszym czasie. Obserwuję jak po pokonaniu swojej trasy, zostawiają swoje krzyże pod naszym, parafialnym - taki zwyczaj się zrodził. Wielu nie zapisywało się, bo nie byli pewni czy w ogóle będą mogli wyruszyć, bo choroba, bo kwarantanna, ale wzbudzili w sobie intencję uczestnictwa. Idą ojcowie z kilkunastoletnimi dziećmi, idą ludzie dojrzali, także seniorzy - 60-, 70-latkowie - ludzie z całej diecezji, z wielu rejonów całej Polski. Wielu przeżywa EDK w domu. Jeden pan mi mówił, że żona go prosiła, żeby w tym roku nie szedł. Posłuchał. Przyszedł tylko na Mszę św. i łączył się z innymi uczestnikami. Widziałem, że było poświęcenie z jego strony, jego droga krzyżowa. Bo tu liczą się intencje i możliwości…

Brat Mirek podkreśla, że czas epidemii oczyścił intencje. W tym roku raczej nie ma ludzi, którzy nie wiedzą po co idą, którzy chcą tylko przejść się nocą w górach.

- To ciągle jednak jest propozycja dla każdego człowieka, bez względu na wyznanie czy nawet dla ludzi, którzy poszukują Boga, sensu życia wyciszenia - po prosu każdego, kto chce na oceanie życia znaleźć właściwy kurs. To Chrystus jest tą latarnią, która chce nam wskazać drogę - zwraca uwagę pallotyn. - O sensie wędrowania wiele mówi tegoroczne hasło: "Rewolucja pięknych ludzi". W całej tej sytuacji epidemii, kryzysów, mamy się stawać pięknymi ludźmi. Kiedy ktoś idzie nocą, to ma okazję przeżyć wschód słońca. O to chodzi - mamy stawać się takim wschodzącym słońcem dla innych. Kiedy mam wokół siebie pięknych ludzi, to sam się zmieniam przy nich. Przy takich ludziach chcę się być. I jest pytanie: czy ja chcę się takim człowiekiem stać? Jeśli tak, to muszę w sobie zmienić pewne rzeczy. A w tym pomaga EDK – bo wyruszam w drogę, która mnie kosztuje, która boli. Ale też mogę się skupić, iść w ciszy.

Brat Mirek zauważa, że on sam najmocniej przeżył te EDK, kiedy szedł sam. - I tak mówi większość, która swoje pierwsze trasy przechodziła w grupie, a kolejne - w samotności, indywidualnie…