Kocham Cię, mój przystojniaku. Byłeś mężem przez duże M

Urszula Rogólska

publikacja 24.02.2021 21:09

- A teraz pozostaje mi powiedzieć: KOCHAM CIĘ, mój przystojniaku, i dziękuję Ci całym sercem za wszystko - czekaj tam na nas, opiekuj się nami i nigdy nas nie zostawiaj - mówiła Ania Wawrzyniak wczoraj, 23 lutego, w kościele NSPJ w Kętach podczas pogrzebu swojego męża - 34-letniego Wojtka, który zmarł 15 lutego w tragicznym wypadku narciarskim na zboczu Pilska.

Ania i Wojtek Wawrzyniakowie z córeczką Zuzią. Wojtek zginął 15 lutego w wypadku narciarskim na Pilsku. Ania i Wojtek Wawrzyniakowie z córeczką Zuzią. Wojtek zginął 15 lutego w wypadku narciarskim na Pilsku.
Archwium Anny i Wojciecha Wawrzyniaków

Byli bardzo młodym małżeństwem. Niespełna rok temu, 17 marca, doczekali się córeczki Zuzi. Wielu z uśmiechem zazdrościło im tej miłości, jaka ich łączyła niezmiennie każdego dnia. Dla nich była taka normalna, oczywista, bo... prawdziwa. Jedną z pasji Wojtka było narciarstwo - nie tylko sam jeździł, ale i sprawdzał się jako instruktor. Przyjaciele mówili o nim: "Dusza towarzystwa. Wspaniały, pełen energii, zawsze pozytywnie nastawiony do życia, z sercem na dłoni młody człowiek"...

W poniedziałkowym raporcie 15 lutego goprowcy z Hali Miziowej relacjonowali: "O godz. 11.00 ratownicy otrzymali zgłoszenie z CSR o zderzeniu narciarza z drzewem przy trasie nr 6 poniżej Polany Kornienieckiej. Kilka minut później byli na miejscu i natychmiast przystąpili do RKO przy użyciu defibrylatora AED". Komunikat informuje szczegółowo o przebiegu akcji ratunkowej. Niestety, pomimo wysiłku wielu osób, życia mężczyzny nie udało się uratować. Mężczyzną tym był 34-letni Wojtek Wawrzyniak.

Ślub Ani i Wojtka w kęckim kościele NSPJ.   Ślub Ani i Wojtka w kęckim kościele NSPJ.
Archwium Anny i Wojciecha Wawrzyniaków

Wczoraj, we wtorek 23 lutego, najbliżsi, przyjaciele, znajomi żegnali go podczas Mszy św. pogrzebowej w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa. Liturgii przewodniczył ks. proboszcz Jerzy Musiałek, a przy ołtarzu stanęli także krewny rodziny ks. Janusz Rączka oraz przyjaciele małżonków - ks. Piotr Góra i ks. Marcin Gałysa.

- Na rozpoczęcie Mszy św. chór śpiewał "Jezu, ufam Tobie"... Wobec takiej śmierci stajemy z bólem, ale i ufnością w Boże miłosierdzie. Stajemy z modlitwą i milczeniem, patrząc na ból i milczenie Matki Najświętszej pod krzyżem Jezusa - mówił ks. Musiałek. - U Pana Boga nie liczą się lata, ale dojrzałość duchowa. Stajemy z wiarą i ufnością, że Wojciech dojrzał już do nieba... O jego dojrzałości jako męża i ojca powiedziała nam wszystkim na Mszy św. jego żona. To wielkie świadectwo jej wiary i dojrzałej miłości...

Za zgodą Anny jej świadectwo zamieszczamy poniżej w całości. Jej słowa ogromnie poruszyły wszystkich uczestników pogrzebu. Szczególnie dla narzeczonych i małżonków - niezależnie od stażu - stały się potężnym wyznaniem dojrzałej miłości.

Mężu

To nie będzie pożegnanie, bo nigdy się z Tobą nie pożegnam.

Chcę Wam wszystkim opowiedzieć, jaki byłeś w swoich dwóch życiowych wyjątkowych rolach: męża i ojca.

I może to, co usłyszycie, część z Was dobrze zna, bo może mówił Wam to Wojtuś, a może po części mówiłam Wam ja. Każda  znajdująca się tu osoba zna Cię krócej lub dłużej, każda zna Cię tak, jak nikt inny.

Jednak to nas Pan Bóg połączył w ten niepowtarzalny sposób - w końcu nie bez przyczyny mówiliśmy te same rzeczy w tym samym czasie - co nas samych często dziwiło, jak to jest możliwe.

Wiem dokładnie, jakim tonem i co byś powiedział, co pomyślał w danej chwili. Wiem to, bo odczuwaliśmy świat bardzo podobnie.

Nasza miłosna historia trwa, od kiedy zdaliśmy maturę i jako osiemnastolatkowie zakochaliśmy się w sobie. Było wybuchowo, młodzieńczo i do zwariowania przez 1,5 roku. Potem rozstaliśmy się na 5 lat, żeby w tym czasie zdążyć się ze sobą zaprzyjaźnić i zbudować fundament dojrzałej miłości. To nie było chwilowe zakochanie czy zauroczenie. To była - to jest - miłość, która trwa nieprzerwanie od 8 lat i której owoc trzymam właśnie w ramionach, pisząc te słowa.

Ania i Wojtek Wawrzyniakowie z córeczką Zuzią. Wojtek zginął 15 lutego w wypadku narciarskim na Pilsku.   Ania i Wojtek Wawrzyniakowie z córeczką Zuzią. Wojtek zginął 15 lutego w wypadku narciarskim na Pilsku.
Archwium Anny i Wojciecha Wawrzyniaków

Byliśmy dla siebie stworzeni. Będąc na naszym ślubie, mogliście poczuć to, co było dla nas ważne i jakie mieliśmy wartości. Szanowaliśmy się wzajemnie i wiedzieliśmy, że nasze Dzieciątko będzie wzrastać w rodzinie, która bardzo o to dba. Jako chłopak, potem narzeczony, aż w końcu tak krótko mąż, byłeś kimś, z kim chciałam się zestarzeć, bo wiedziałam, że ta starość będzie bardzo wesoła. Twoje poczucie humoru było nie do podrobienia. Kochali to wszyscy. Byłeś mężczyzną takim dokładnie, jakiego potrzebowałam, jakich na świecie już nie ma. Nie zmieniłabym w Tobie nic - zresztą dobrze o tym wszystkim wiesz. Znałeś swoją wartość i myślę, że wiedząc jak bardzo Cię kocham, dodawało Ci to tej pewności. Nigdy nie wstydziłeś się mnie przytulać, trzymać za rękę czy mówić pieszczotliwie. Bardzo to lubiliśmy - to było takie nasze. Widzieliście to zapewne niejeden raz.

Mieliśmy te same marzenia, takie same plany na najbliższe lata, bo myśleliśmy i odczuwaliśmy świat bardzo podobnie. Wystarczyło czasem jedno spojrzenie - a wiedzieliśmy wszystko.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

Byłeś wyjątkowym człowiekiem. Miałeś dar zjednywania sobie ludzi. Zawsze uśmiechnięty i pozytywny. Tym mnie zarażałeś. Będąc z Tobą, zmieniłam się bardzo. Dwa uparciuchy, dwa silne charaktery, dwa serca, ale tak naprawdę połączone w jedno. Byliśmy do siebie podobni - a w tym, w czym byłam od Ciebie różna, będę się doskonalić, żeby pokazać Zuzi, jak wyjątkowy był jej tata. Odważny, pewny siebie, bardzo honorowy i zawsze gotowy do bezinteresownej pomocy. Żyłeś tu i teraz i zawsze mi powtarzałeś: "Po co się martwisz na zapas?".

Żyłeś i działałeś na 100%. Miałeś milion pomysłów na minutę, w których często byłam Twoim głosem rozsądku. Ale to Ty pokazywałeś mi, że trzeba żyć odważnie - i tego będę uczyć nasze Maleństwo.

Będzie wiedzieć dokładnie, jaki byłeś - wszyscy o to zadbamy. I choć nie będzie Cię tu fizycznie, Zuzia będzie dorastać w poczuciu, że ma kochającą mamę i tatę.

A Ty nam w tym pomożesz - jestem o tym przekonana.

Pogrzeb Wojciecha 23 lutego w Kętach.   Pogrzeb Wojciecha 23 lutego w Kętach.
Archwium Anny i Wojciecha Wawrzyniaków

Przeszliśmy razem niejedno. Były momenty bardzo trudne, jednak zawsze trzymałeś mnie za rękę.

Pandemia zamknęła nas w domu i powstawaliśmy na nowo jako rodzice. 17 marca urodziła się nie tylko Zuzia - urodziła się wtedy też mama i urodził się tata. Ostatnio pytałeś mnie, jak sadzę, czy jesteśmy dobrymi rodzicami? Myślę, że najlepszymi, jakimi potrafimy być, a Zuzia dawała nam o tym znać, będąc codziennie radosną i uśmiechniętą dziewczynką. Uzupełnialiśmy się perfekcyjnie. Nasze życie codzienne było idealnie skonstruowane - każdy wiedział, co ma robić. Byliśmy bardzo szczęśliwi, bo wielokrotnie mówiliśmy sobie o tym. Nasze życie było idealne - czego chcieć więcej: kochająca osoba, zdrowy dzidziuś, mieszkanie, praca. Nie potrzebowaliśmy do szczęścia tłumu znajomych. To ze sobą zawsze czuliśmy się najlepiej. Po tylu latach znajomości, po 8 latach w związku i po zamknięciu 24 h w domu - zawsze razem - tak było nam najlepiej.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

I chociaż wiele osób mówi mi teraz, że bardzo zazdrościło nam takiej miłości, to dla nas było to takie normalne, takie oczywiste. Takie nasze - pewnie dlatego, że było prawdziwe.

Byłeś mężem przez duże M. Pokazałeś mi, jak wygląda szczęście. I pomimo że założyłeś własną rodzinę, nigdy nie zapomniałeś o swoich rodzicach. To dzięki ich wychowaniu byłeś tak wspaniałym mężem i ojcem. Jako syn i wnuk miałeś duże poczucie odpowiedzialności i pomocy rodzicom i babci. Jako brat zawsze pomocny i dyspozycyjny. A jako przyjaciel - każdy z Was wie doskonale.

Ojcem nie byłeś na pokaz. Cały tym żyłeś! To Ty trzymałeś ją w ramionach jako pierwszy, to bicie Twojego serca słyszała w pierwszych godzinach po porodzie, to Ty przebierałeś pierwsze pampersy i kąpałeś ją codziennie przez całe 11 miesięcy. Bardzo nam na tym zależało. To był Wasz czas!

To Ty, wracając z pracy, robiłeś nam wieczorne "show", które rozbawiało nie tylko Zuzię, ale także i mnie, i Ciebie. Zawsze cała trzęsła się z radości na Twój widok. Wiedziałeś, że jesteś najśmieszniejszym tatą na świecie. Byłeś odpowiedzialny za to Dzieciątko i doskonale zdawałeś sobie sprawę z tego, co to znaczy być ojcem. Cieszyłeś się dokładnie tak samo jak ja, z każdego ząbka, z każdego umorusanego uśmiechu, z każdego, nawet minimalnego postępu. Kochałeś nas do szaleństwa. Było to widać - nie trzeba się było szczególne wpatrywać.

Teraz musisz mnie prowadzić i trzymać nas obie za ręce - całe życie.

I pewnie jeszcze długo będzie mi ciężko uwierzyć w to, że to udźwignę i dam sobie radę.

Na takie coś się nie umawialiśmy i nie przygotowałeś mnie na to, jak mam dalej żyć - ale zawsze powtarzałeś mi, że NIGDY MNIE NIE ZOSTAWISZ - i wiem, że dotrzymasz słowa.

Zostawiłeś tu NIE SWOJĄ cząstkę - zostawiłeś tu swoją POŁOWĘ!

I pomimo że znaliśmy się pół naszego życia, teraz będę odkrywać Cię na nowo - w Zuzi, kiedy będzie pomalutku dorastać i pokazywać mi, w czym jest identyczna jak jej TATKA.

Podarowałeś mi ją w prezencie urodzinowym i po coś się to wszystko zdarzyło. Wiem, że kiedyś wyjaśnisz mi, dlaczego. I najwspanialsze jest to, że to wszystko, co tu opisałam, Ty dobrze wiesz.

A teraz pozostaje mi powiedzieć - KOCHAM CIĘ, mój przystojniaku, i dziękuję Ci całym sercem za wszystko - czekaj tam na nas, opiekuj się nami i nigdy nas nie zostawiaj.

Ania

Na portalu www.zrzutka.pl przyjaciele Wojtka zorganizowali zbiórkę pieniędzy na wsparcie jego rodziny - TUTAJ.