Ks. Edward Kobiesa - uśmiechnięty żołnierz Chrystusa powędrował do celu

Urszula Rogólska

publikacja 22.10.2020 11:11

- Był chętny do współpracy z każdym mieszkańcem, nikogo nie wykluczał, poświęcał swój czas tym, którzy potrzebowali rozmowy. Lubiany przez wszystkich w sołectwie i gminie. Gdzie się pojawiał, w sklepie, aptece, urzędzie, tam zostawiał swój pokój i dobroć - mówiła Izabela Brachaczek, sołtys Kończyc Małych, żegnając w imieniu społeczności śp. ks. Edwarda Kobiesę.

Pożegnanie śp. ks. proboszcza Edwarda Kobiesy. Pożegnanie śp. ks. proboszcza Edwarda Kobiesy.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Ze względu na zasady epidemiczne obowiązujące w czerwonej strefie, najbliżsi śp. ks. Edwarda, zmarłego 16 października, jego parafianie z Kończyc Małych i wszyscy, którzy chcieli go pożegnać, nie mogli tego zrobić na jednej Mszy św. pogrzebowej. W intencji kapłana sprawowano 21 października trzy Eucharystie. Pierwszą, którą poprzedziło wprowadzenie trumny do kościoła i śpiew Godzinek, sprawowali księża z dekanatu strumieńskiego pod przewodnictwem ks. prałata Oskara Kuśki, emerytowanego dziekana i proboszcza ze Strumienia, zaś kazanie głosił obecny dziekan ks. Marian Brańka, proboszcz w Zebrzydowicach. Uczestnikami liturgii byli pojedynczy przedstawiciele grup i wspólnot parafii.

Drugiej Mszy św.,  którą koncelebrowali m.in. koledzy rocznikowi, kapłani z różnych rejonów diecezji bielsko-żywieckiej, jak i archidiecezji krakowskiej, przewodniczył ks. Bogdan Biel - poprzednik ks. Edwarda w Kończycach Małych, natomiast kazanie wygłosił kolega rocznikowy ks. Krzysztof Matyszuk, proboszcz w Nowem Bystrem. Ks. Matuszyk służył z ks. Kobiesą w kleryckiej jednostce wojskowej w Brzegu, pod koniec lat 70. Uczestnikami liturgii byli członkowie rady parafialnej i poczty sztandarowe górników, strażaków, pszczelarzy i całej parafii.

Pożegnanie śp. ks. proboszcza Edwarda Kobiesy w kończyckim sanktuarium Matki Bożej.   Pożegnanie śp. ks. proboszcza Edwarda Kobiesy w kończyckim sanktuarium Matki Bożej.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Trzeciej Mszy św. z udziałem członków rodziny ks. Edwarda, po której pochowano trumnę z jego ciałem, przewodniczył biskup Piotr Greger. Poprzedziła ją modlitwa różańcowa. Kazanie głosił drugi z kolegów-kapłanów, także służący z ks. Edwardem w wojsku, ks. prałat Franciszek Ślusarczyk - były rektor sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach. Przy ołtarzu stanęli także ks. dziekan Marian Brańka, ks. Piotr Leśniak, obecnie proboszcz parafii św. Pawła na Os. Polskich Skrzydeł w Bielsku-Białej, oraz kończycki wikariusz ks. Damian Szafrański.

Podczas pierwszej Mszy św. ks. Brańka przywołał słowa kard. Newmana o tym, że życie człowieka ciągle się zmienia, a z każdym dniem, który mija, jest bliżej grobu, niezależnie od tego, w jakim jest wieku. Jedyną stałością jest Bóg, w którego ręce składa swoje życie człowiek.

Dziekan strumieński zauważył, że taką ciągłą zmianą było także życie ks. Edwarda. - Przychodząc do Kończyc Małych, zastał parafię, która duszpastersko się zawsze wyróżniała, ale potrzeba było zająć się pewnymi sprawami materialnymi, remontowymi. Dlatego zabrał się do kontynuowania tego, co rozpoczął ks. Bogdan Biel - mówił ks. Brańka, wskazując, jak bardzo zmieniło się probostwo, jak zmienia się kończycka świątynia, czekająca na odrestaurowany wizerunek "Matki Bożej z dmuchawcem". - Zawsze mówił: "Matka Boża się tym zajmie". Miał do Niej wielki kult i cześć. Zawsze Jej powierzał wszystkie sprawy; z Jej pomocą i zaangażowaniem parafian radził sobie ze wszystkimi sprawami remontowymi bardzo dobrze. Parafianie rozumieli to wszystko, o co prosił.

Pożegnanie śp. ks. proboszcza Edwarda Kobiesy.   Pożegnanie śp. ks. proboszcza Edwarda Kobiesy.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Ksiądz dziekan zwrócił uwagę, że ks. Edward zmagał się z problemami zdrowotnymi, ale one nie były dla niego barierą w poświęcaniu się służbie parafii oraz pomaganiu księżom z innych parafii.

Ks. Brańka wspominał ostatnią swoją rozmowę ze zmarłym - w środę 14 października. - Mówił, że wrócił z tygodniowego urlopu w poprzedni piątek i stara się teraz trochę spokojniej pracować. W środę poczuł się niezbyt dobrze, w czwartek odprawił Mszę św., ale bardzo dokuczał mu ból w klatce. Pogotowie stwierdziło zawał. Szybko przewieziono księdza Edwarda do Ustronia-Zawodzia, do kliniki amerykańskiej i tam pozostał pod opieką lekarzy. Kiedy się o tym dowiedziałem, pomyślałem, że dostał się w dobre ręce i będzie wszystko dobrze. Niestety, okazało się, że zmarł o 22.30 w piątek 16 października. W sobotę zaniepokojeni: ks. wikariusz Damian i pani gospodyni uznali, że skoro nie można się do księdza dodzwonić, trzeba pojechać. Tam dowiedzieli się, że ksiądz zmarł… - mówił ks. Brańka, podkreślając, że śmierć kapłana w dzisiejszych czasach, kiedy brakuje powołań, kiedy niszczy się autorytet kapłanów, jest szczególnie bolesna.

Podczas drugiej Mszy św. kolega rocznikowy ks. Edwarda, ks. Krzysztof Matuszyk zauważył, że trumna z ciałem proboszcza, niesiona do kościoła, to rekolekcje dla tych, którzy na nią patrzą, a szczególnie dla parafii Kończyce Małe. Mówił o ogromie pracy, wykonanej pod kierunkiem kończyckiego proboszcza i jego wielkim zaangażowaniu w troskę o kończycki dom Boży.

Ks. Matuszyk przypomniał, że ks. Edward był prawdziwym ojcem wspólnoty kończyckiej - odpowiedzialnym za stół, na którym spoczywa Pokarm Nieśmiertelności; ojcem, który zabiegał o mądrość swoich dzieci poprzez kazania, pouczenia, upomnienia, pociechę; ojcem, który był sługą przebaczenia, wprowadzającym w ocean Bożego Miłosierdzia; ojcem, który troszczył się o chorych i cierpiących, sam cierpiąc. - Dzięki ci, za trwanie na krzyżowej drodze, wtedy, gdy pomagałeś nieść krzyż innym, jak i wtedy, kiedy sam uginałeś się pod jego ciężarem, pozwalając by inni tobie pomagali - podkreślał ks. Matuszyk.

Kolega rocznikowy zmarłego kapłana wspominał wspólną drogę do kapłaństwa - rok 1977, kiedy obaj spotkali się w krakowskim seminarium i dwuletnią służbę w kleryckiej jednostce wojskowej w Brzegu.

Ks. prałat Franciszek Ślusarczyk głosił kazanie podczas Mszy św. pogrzebowej śp. ks. Edwarda Kobiesy sprawowanej pod przewodnictwem bpa Piotra Gregera.   Ks. prałat Franciszek Ślusarczyk głosił kazanie podczas Mszy św. pogrzebowej śp. ks. Edwarda Kobiesy sprawowanej pod przewodnictwem bpa Piotra Gregera.
Urszula Rogólska /Foto Gość

- Nim dane nam było po trzech latach założyć sutannę, trzeba było przez dwa lata chodzić w zielonej sutannie - w wojskowym mundurze - wspominał, dodając, że bilet do wojska ks. Edward otrzymał 13 października, w dniu swoich imienin. Nim dotarł do Brzegu, pielgrzymował do Matki Bożej w Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie oddał Bogu i Matce Najświętszej swoją przyszłość.

Ks. Matuszyk mówił o sportowej pasji ks. Edwarda, jaką były zapasy. Walczył w bielskiej sekcji tej dyscypliny, w wadze ciężkiej: - Wiedział, że w wojsku nie będzie łatwo. Zajęcia taktyczne, marszobiegi wykańczały go. Ale nie było taryfy ulgowej. Nie było dla niego munduru, więc mówił, że może go wypuszczą. Uszyli mundur specjalnie dla niego.

Kapłan-żołnierz wspominał karny poligon i spanie w namiotach podczas zimy stulecia w 1979 roku. Mówił o wielkiej pogodzie ducha ks. Edwarda - mimo wszystko. - Jego uśmiech uspokajał, wzbudzał optymizm. Nie pamiętam, abym widział go kiedyś zdenerwowanego - dodał.

Księża wyszli do cywila 16 października 1979 roku, w pierwszą rocznicę wyboru Jana Pawła II na Stolicę Piotrową. Pierwsze kroki skierowali na Jasną Górę, by podziękować Matce Bożej. Pięć lat później spotkali się z papieżem podczas pielgrzymki do Rzymu.

W 2016 ks. Edward, jako pierwszy z ostatniej krakowskiej kleryckiej rezerwy, otrzymał dwie oficerskie gwiazdki.

Pożegnanie śp. ks. proboszcza Edwarda Kobiesy.   Pożegnanie śp. ks. proboszcza Edwarda Kobiesy.
Urszula Rogólska /Foto Gość

W tym roku księża-żołnierze spotkali się we wrześniu w Grodzisku Wielkopolskim. Ks. Edward bardzo cieszył się tym spotkaniem. Odszedł do Pana 16 października - w 42. rocznicę wyboru Jana Pawła II. - Tych październików w jego życiorysie jest trochę… Myślę, że też nieprzypadkowo - zauważył ks. Matuszyk, dziękując Bogu za każde wspólne doświadczenie z ks. Edwardem. - Jesteśmy pewni, że nie zapomnisz o nas, a my nie zapomnimy o tobie. Ty już wiesz, po co to, co tu przeżyłeś, było potrzebne… - zakończył kaznodzieja.

Na zakończenie Mszy św. zmarłego wspominał ks. Bogdan Biel, wyrażając szczególny podziw za to, że w ogromnej mierze już udało mu się zrealizować plany remontowe, które on przygotował. - Zastanawiałem się, jak sobie z tym poradzi, a on spokojnie krok po kroku wkładał w to całe swoje serce - mówił ks. Biel, podkreślając, że jednocześnie z oddaniem służył całej wspólnocie parafialnej i społeczności Kończyc Małych, niosąc im Chrystusa. Dziękował także parafianom, którzy tak ofiarnie wspierali przez cały czas swojego proboszcza.

Sami parafianie wyrażali swoją wdzięczność wobec zmarłego duszpasterza przed Mszą św. pod przewodnictwem bp. Piotra Gregera. W ich imieniu przemawiali przedstawiciele władz lokalnych, rady parafialnej, strażaków, wspólnot ministrantów i lektorów, scholi i Oazy Dzieci Bożych.

- Odszedł od nas kapłan zawsze wierny swojemu powołaniu, oddany Bożej prawdzie, dobry gospodarz naszej parafii, otwarty do ludzi zawsze serdeczny i życzliwy - mówiła reprezentantka parafii, dziękując za jego posługę, dobre słowo, uśmiech, skromność i szacunek dla każdej osoby, a także za zjednoczenie parafian wokół ołtarza. - Nauczył nas, że wszyscy ponosimy odpowiedzialność za nasza parafię. Był chętny do współpracy z każdym mieszkańcem, nikogo nie wykluczał, poświęcał swój czas tym, którzy potrzebowali rozmowy. Lubiany przez wszystkich w sołectwie i gminie. Gdzie się pojawiał, w sklepie, aptece, urzędzie, tam zostawiał swój pokój i dobroć.

Strażacy dziękowali za posługę księdza wobec nich i zaprzyjaźnionych z nimi strażakami ze Słowacji. Reprezentant rady parafialnej przypomniał, że obaj księża posługujący w Kończycach Małych otrzymali w tym roku od nich Margaretkę - deklarację wieczystej modlitwy. Mówił o otwartości, życzliwości i wsparciu dla wszystkich parafialnych grup i wspólnot. Za nie dziękowali młodzi - ministranci i lektorzy, schola i Oaza Dzieci Bożych.

Swoją wdzięczność za rok wspólnego duszpasterzowania wyraził ks. Damian Szafrański. On też dziękował wszystkim w imieniu zmarłego księdza proboszcza: - Zawierzał cały czas naszą wspólnotę Matce Bożej. Był prawdziwym pasterzem, który zna swoje owce, nie myśli tylko o sobie, ale o drugim człowieku, oddając mu serce.

Miejsce pochówku śp. ks. Edwarda Kobiesy.   Miejsce pochówku śp. ks. Edwarda Kobiesy.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Podczas Mszy św., pod przewodnictwem bp. Piotra Gregera, kazanie wygłosił ks. prałat Franciszek Ślusarczyk - także kolega ks. Edwarda z kleryckiej jednostki wojskowej. Odwołał się do słów Pana Jezusa o ziarnie, które przynosi plon wtedy, kiedy obumrze. Przywołał postać św. Maksymiliana, który stwierdził, iż życie człowieka ma zasadniczo trzy etapy - czas nauki i zdobywania zawodu, rozpoznawania powołania; drugi etap - czas twórczej pracy dla dobra własnego, rodziny, bliskich i wspólnoty Kościoła i trzeci - zazwyczaj najtrudniejszy - starości i cierpienia, które pozwala na dojrzewanie do wieczności.

Ks. Ślusarczyk podkreślił, że ks. Edward przeżywał wszystkie trzy etapy w blasku tajemnic Różańca Świętego. Przypomniał o "szczególnych październikach"  w jego życiu. Wspominał m.in. wspólny czas w jednostce wojskowej.

- Od 36 lat ksiądz Edward był posłusznym żołnierzem Chrystusa. Podejmował posługę głoszenia Dobrej Nowiny i sprawowania sakramentów świętych, bo wiedział, że jest na służbie. Starał się przypominać, że życie człowieka na ziemi nie jest jakąś włóczęgą bez celu, lecz odważnym i pełnym miłości wędrowaniem z Chrystusem drogą Bożych przykazań.

Ks. Ślusarczyk przypomniał także, iż ks. śp. ks. Edward Kobiesa wyświęcony został w 1984 r. Nim trafił w 2015 roku do Kończyc Małych, pracował w Budzowie, Bobrku, Bolęcinie, Kętach i Nowej Wsi.

Śp. Ks. Edward Kobiesa spoczął w grobie przygotowanym na cmentarzu przy kończyckim sanktuarium, tuż przy wejściu do zakrystii…