Żołnierze "Bartka" ginęli na Scharfenbergu jak w Katyniu...

Alina Świeży-Sobel

publikacja 01.10.2020 14:46

Rodziny partyzantów Narodowych Sił Zbrojnych ze zgrupowania mjr. Henryka Flamego "Bartka", największej w tej części kraju antykomunistycznej zbrojnej formacji, wspominając zbrodnię popełnioną na ich bliskich, od lat spotykają się na modlitwie w Barucie. Od kilku lat we wrześniu uroczystości odbywają się też w Starym Grodkowie, gdzie udało się znaleźć i zidentyfikować szczątki pierwszych ofiar. Kolejne miejsce masowej egzekucji ustalono niedawno: to dawny Scharfenberg koło Malerzowic.

Przedstawiciele Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy NSZ VII Okręgu Śląskiego oddali hołd pomordowanym 74 lata temu... Przedstawiciele Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy NSZ VII Okręgu Śląskiego oddali hołd pomordowanym 74 lata temu...
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

W wyniku podstępu UB  74 lata temu w masowej zbrodni życie straciło prawdopodobnie stu kilkudziesięciu żołnierzy „Bartka”, dowódcy VII Okręgu Śląskiego Narodowych Sił Zbrojnych. Przez kilkadziesiąt lat nie udawało się ustalić ich losów. Po wyjeździe nikt z nich nie dał nigdy znaku życia. Były różne przypuszczenia, również o tym, że zostali zamordowani gdzieś na Opolszczyźnie, ale brak było jakichkolwiek konkretnych ustaleń. Dopiero poszukiwania podjęte kilka lat temu przez Instytut Pamięci Narodowej przyniosły efekty, na które czekały rodziny zaginionych bez śladu partyzantów. Poprowadził je wiceprezes IPN prof. Krzysztof Szwagrzyk, którego wielkie zaangażowanie zaowocowało.

Prof. Krzysztof Szwagrzyk przy kurhanie na Scharfenbergu.   Prof. Krzysztof Szwagrzyk przy kurhanie na Scharfenbergu.
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Poszukiwania prowadzone były w wielu miejscach. Zespół prof. Szwagrzyka szukał żołnierzy „Bartka” m.in. w Barucie, który najwcześniej był wskazywany jako miejsce ich egzekucji. Tam też od lat we wrześniu pod leśnym krzyżem odbywały się modlitwy. Najprawdopodobniej rzeczywiście dotarła tam trzecia grupa wywiezionych partyzantów. Z relacji mieszkańców wiadomo jednak, że po serii wybuchów w 1946 r. widziano tam szczątki ludzkie rozrzucone po okolicy. Były one zbierane i palone, dlatego dziś trudno o konkretne dowody popełnionej tu zbrodni.

Takie odnaleziono w 2016 r. na Polanie Śmierci, niedaleko dawnego lotniska w Starym Grodkowie, gdzie badacze z Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN, wspierani przez wolontariuszy, w tym także tych z partyzanckich rodzin z Podbeskidzia, odkryli wreszcie pierwsze masowe groby. Wiele odnalezionych w ziemi przedmiotów, w tym ryngrafy, potwierdzało przypuszczenia, że to żołnierze „Bartka”. Dzięki identyfikacji części odnalezionych szczątków nie było już wątpliwości: tu zginęli partyzanci z drugiego transportu.

Trzy lata później odbyło się poświęcenie pomnika wzniesionego w hołdzie bohaterom. Przy potężnym 6-metrowym kamiennym krzyżu stanęła symboliczna konstrukcja przypominająca barak, w którym ich zamknięto przed śmiercią, a w środku umieszczone zostały fotografie partyzantów. Wokół leży kilka głazów, które znalazły się w miejscach grobów, gdzie odnaleziono szczątki. Odsłaniała pomnik córka „Bartka” - Alicja Flame-Reinhardt wraz z prezesem IPN dr. Jarosławem Szarkiem i prof. Szwagrzykiem, który po raz kolejny zapewniał rodziny partyzantów: - Nie spoczniemy, dopóki nie odnajdziemy ich wszystkich…

W Starym Grodkowie pojawiły się kolejne portrety ofiar, których tożsamość już udało się ustalić.   W Starym Grodkowie pojawiły się kolejne portrety ofiar, których tożsamość już udało się ustalić.
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

W tym roku wzdłuż drogi prowadzącej pod pomnik pojawiło się już 9 okazałych fotografii - portretów zidentyfikowanych już ofiar zbrodni. Dalsze identyfikacje trwają. A pani Alicja - córka „Bartka”, jak przy każdych kolejnych odwiedzinach Starego Grodkowa, dogląda małej jodełki, którą w imieniu taty przywiozła w Beskidów i posadziła na skraju Polany Śmierci, żeby symbolizowała pamięć, jaką polegli tu żołnierze otaczani są w rodzinnych stronach.

Pierwsi polegli na Scharfenbergu

- To miejsce, w którym stoimy, moglibyśmy uznać za piękne. Tak wygląda na starych fotografiach sprzed kilkudziesięciu lat pałac Scharfenberg. Dla nas to będzie jednak zawsze miejsce tragiczne. Cały proces wymordowania partyzantów zaczął się od tego miejsca - wskazywał prof. Szwagrzyk podczas pierwszej rocznicowej uroczystości, jaka odbyła się w tym roku we wrześniu w leśnym zakątku niedaleko dawnego pałacu, między Malerzowicami a wioską Dworzyszko-Hunów, w gminie Łambinowice.

Pierwsza grupa partyzantów przyjechała tutaj wieczorem. Ubekom chodziło o to, żeby partyzanci nie zorientowali się, gdzie są. Ulokowano ich w budynku, gdzie dostali kolację, a także alkohol ze środkami usypiającymi. - Z zeznań jednego z ubeków wiemy, że budynek był już wcześniej okrążony przez oprawców, którzy czekali, aż zmęczeni, pod wpływem środków nasennych, zasną. Zaatakowali ich nad ranem. Nasi chłopcy nie mogli się bronić. Próba oporu nic nie dała. Wszystkich, poza tym, który się ukrył, zgromadzono w jednym miejscu i kazano się rozebrać. Przy dwóch wykopanych wcześniej dołach uśmiercono ich tak, jak ofiary w Katyniu: strzałem w tył głowy - mówił prof. Szwagrzyk.

„Lotny”, „Ryś” i inni

Wspominał też, jak bardzo trudno było to miejsce odnaleźć. Kiedy w 2012 r. prowadzili w tym rejonie inne poszukiwania, ktoś opowiedział, że podobno w tej okolicy widziano jakieś czaszki. Tak badacze trafili w to miejsce. W miejscu, gdzie dziś stoi symboliczny kurhan i krzyż, znajdowało się betonowe pałacowe szambo, a w nim wiele fragmentów ludzkich szczątków. Wtedy nie było wiadomo, czyich.

Na modlitwie na Scharfenbergu zebrały się prawdziwe tłumy.   Na modlitwie na Scharfenbergu zebrały się prawdziwe tłumy.
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Kiedy je wydobyto i zbadano, okazało się, że należały do przynajmniej 29 różnych osób. Dzięki wytrwałym poszukiwaniom w końcu trafiono na resztki spalonych rzeczy: ryngraf, orzełka, medalik z Matką Bożą i liczne łuski rosyjskich pocisków, które trafiły do Polski dopiero po II wojnie światowej.

Dopiero pod koniec 2019 r., w wyniku żmudnych analiz i badań porównawczych DNA zidentyfikowano dwóch poległych. Noty identyfikacyjne otrzymali wówczas krewni por. Władysława Nowotarskiego „Lotnego”, narzeczonego Stanisławy Golec „Gusty” i Karola Talika „Rysia”. Nie było już wątpliwości: na Scharfenbergu zginęła grupa z pierwszego transportu partyzantów „Bartka.

Podczas wrześniowej uroczystości pierwsze dwa portrety pojawiły się pod krzyżem w lesie na Scharfenbergu, a przedstawiciele IPN zapewniali, że będą pojawiały się następne. - Bo te groby nie są bezimienne i nadal będzie trwał proces przywracania do ludzkiej pamięci nazwisk bohaterów. Zakończymy dopiero wtedy, kiedy wszyscy zostaną zidentyfikowani i w odpowiedni sposób upamiętnieni - podkreślał prof. Szwagrzyk. Jak dodawał tego samego dnia, podczas uroczystości w Starym Grodkowie, kolejnym krokiem będzie też budowa specjalnej kwatery żołnierzy „Bartka” na cmentarzu w Kamesznicy

Gościnne serca

Tym, co zgodnie podkreślają przedstawiciele rodzin żołnierzy „Bartka”, jest ogromna serdeczność, z jaką przyjmują ich mieszkańcy Opolszczyzny. Oni też pomagali w poszukiwaniach i angażują się w upamiętnienie ofiar. Są wśród nich samorządowcy i duszpasterze, m.in. ks. Marek Ruczaj z Chróściny, który poprowadził wrześniową modlitwę przy krzyżu na Scharfenbergu, po której czekał przygotowany przez mieszkańców Malerzowic poczęstunek.

Alicja Flame-Reinhardt, Barbara Dybczak i Władysław Sanetra po uroczystości w Starym Grodkowie.   Alicja Flame-Reinhardt, Barbara Dybczak i Władysław Sanetra po uroczystości w Starym Grodkowie.
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

- Spotykamy się kolejny raz z niezwykłą gościnnością - podkreślają zgodnie: Władysław Sanetra i Marek Snaczke ze Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy NSZ VII Okręgu Śląskiego, którzy wraz z liczną grupą przedstawicieli rodzin od lat uczestniczą też w uroczystościach w Starym Grodkowie i Barucie. Opinię potwierdzają zgodnie inni goście z Beskidów, delegaci Związku Podhalan, stowarzyszenia Dzieci Serc czy Związku Strzeleckiego.

- Staramy się, by ta ziemia, która okazała się kiedyś tak bardzo niegościnna dla partyzantów „Bartka”, była dziś życzliwa dla ich bliskich - tłumaczy co roku Barbara Dybczak, wójt Skoroszyc...