Noc przebaczenia na drodze ekstremalnych z Andrychowa

Urszula Rogólska

publikacja 19.09.2020 19:08

Było inaczej niż w poprzednich latach - nie w piątek przed Niedzielą Palmową, ani nie w Wielki Piątek, ale w trzeci piątek września. Kilkaset osób wyruszyło wieczorem z kościoła św. Macieja w Andrychowie na 11 tras Ekstremalnej Drogi Krzyżowej.

"Ekstremalni" w andrychowskim kościele św. Macieja. "Ekstremalni" w andrychowskim kościele św. Macieja.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Jeden z tegorocznych uczestników andrychowskiej EDK rzucił, że Różaniec rozważa się głównie w październiku, ale przecież można go odmawiać przez cały rok. Podobnie jest z Drogą Krzyżową - to takie nabożeństwo, które można podjąć nie tylko w Wielkim Poście.

W piątkowy wieczór 18 września, który jednocześnie był świętem św. Stanisława Kostki - patrona młodzieży, w andrychowskim kościele św. Macieja i wokół niego zgromadzili się młodzi z parafii i ci, którzy po raz pierwszy lub kolejny zdecydowali się pójść wybraną trasą EDK i rozważyć 14 stacji męki Pańskiej. W tym roku towarzyszyło im hasło: "Droga przebaczenia: od zranienia do uzdrowienia".

- Ze względu na obecną sytuację, nie informowaliśmy szeroko o dzisiejszym wyjściu i nie jest nas tak wielu jak w poprzednich latach, ale w różnoraki sposób kilkaset osób dowiedziało się o tym i chce dziś podjąć wyzwanie - mówią Dorota i Rafał Janoszowie, koordynatorzy EDK w diecezji bielsko-żywieckiej.

Nocne pielgrzymowanie ekstremalne z założenia jest wędrówką indywidualną, ewentualnie w kilka osób, więc zasady sanitarne nie są tu naruszane.

Tu, przy kalwarii obok kościoła św. Macieja, wielu rozpoczęło rozważania I stacji EDK.   Tu, przy kalwarii obok kościoła św. Macieja, wielu rozpoczęło rozważania I stacji EDK.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Ósme andrychowskie wędrowanie rozpoczęła Msza św. sprawowana pod przewodnictwem obchodzącego tego dnia imienny proboszcza parafii ks. prałata Stanisława Czernika oraz ks. Tomasza Bieńka i ks. Wojciecha Olesińskiego.  - Jakież bogactwo modlitwy, daru niesiecie ze sobą, obejmując modlitwą naszą diecezję, parafię, wasze osobiste intencje. Trzeba ofiary z siebie, żeby zaowocowała we właściwym wymiarze - mówił ks. Czernik, witając "ekstremalnych". - My obejmujemy was modlitwą, aby ten czas wędrowania w nocy, z rozważaniem Chrystusowej męki, był drogą przez krzyż do zwycięstwa. Niech droga ta będzie dla was umocnieniem na nadchodzące miesiące.

Na koniec liturgii nie zabrakło życzeń dla księdza proboszcza, a następnie - po uroczystym błogosławieństwie i pokropieniu pątników wodą święconą - zapaliły się setki czołówek. Ruszono w drogę. Każdy trzymał w dłoniach tekst z rozważaniami przygotowanymi przez ks. Jacka Stryczka.

Wśród tegorocznych ekstremalnych byli ojciec i syn - Tadeusz i Bartek Kowalikowie z Sułkowic. Do plecaków przytroczyli krzyże, które sami przygotowują co roku. Na EDK wybrali się po raz piąty - trasą do Kalwarii Zebrzydowskiej.

Ojciec i syn - Tadeusz i Bartek Kowalikowie z Sułkowic - wyruszyli na trasę EDK po raz piąty.   Ojciec i syn - Tadeusz i Bartek Kowalikowie z Sułkowic - wyruszyli na trasę EDK po raz piąty.
Urszula Rogólska /Foto Gość

- Czekaliśmy na ten dzień od dawna. Oczywiście, mogliśmy iść sami w dowolnym terminie, ale to nie to... - podkreślają. - Bo choć idzie się samemu, to jednak we wspólnocie, a wspólnota buduje. Razem wychodzimy, a do celu każdy dochodzi indywidualnie.

Jak mówi Bartek, co roku pojawia się obawa przed trudem, przed tym, czy uda się dotrzeć tam, gdzie się zaplanowało; że coś człowieka pokona. - Ale to właśnie jest powód, żeby pokonywać swoje słabości - to mobilizuje. A dodatkowo mobilizują intencje, które się niesie - podkreśla Bartek. - Pewne wielu z nas łączy ta jedna: żeby ten nasz świat wreszcie wrócił do normy.

Tadeusz dodaje: - Każdy z nas ma jakiś swój krzyż, swoją intencję, którą zabiera w drogę. Świat odchodzi od najważniejszych dla nas wartości, na których zostaliśmy wychowani. Walczy się z rodziną, podważa jej znaczenie. To też ważna sprawa, która nas niesie po drodze.

Rafał Janosz, współlider andrychowskiej EDK, zauważa: - Gdybyśmy szli na wycieczkę, to nie sądzę, żebyśmy zrobili te ponad 80 km do Krakowa, które dziś zamierzamy z Bożą pomocą przejść.

Przejście tej ekstremalnej trasy zaplanował także Adam Karamański.

Ich przyjaciele - Teresa i Andrzej Goszczyccy - wybrali 43-kilometrową trasę św. Rafała Kalinowskiego.

Dorota i Rafał Janoszowie, Adam Karamański oraz Teresa i Andrzej Goszczyccy z Andrychowa przed rozpoczęciem EDK.   Dorota i Rafał Janoszowie, Adam Karamański oraz Teresa i Andrzej Goszczyccy z Andrychowa przed rozpoczęciem EDK.
Urszula Rogólska /Foto Gośc

- Nie poszliśmy w Wielkim Poście i bardzo nam tej nocnej wędrówki brakowało - mówi Teresa. - Każdy, kto raz wszedł na tę drogę, doświadczył jej, nosi pragnienie w sercu, by iść kolejny raz.

- Idziemy indywidualnie, ale jednak czujemy siłę wspólnoty - dodaje Rafał Janosz. - Masz świadomość, że w tej samej chwili kilkaset ludzi współuczestniczy w bólu i rozważaniach, idąc gdzieś przez łąki, lasy, góry. Bardzo głębokie są tegoroczne rozważania - bo każdy z nas ma komu i co przebaczyć...

- To poczucie wspólnoty jest bardzo ważne - podkreślają Teresa i Dorota Janosz. - Nie brakuje takich przepięknych momentów, kiedy patrzysz gdzieś w górę i widzisz rząd światełek - tu ktoś idzie "Franciszkiem", tam "Klarą" czy innymi drogami. Widzimy się, czasem nasze trasy się przecinają, prowadzą w różnych kierunkach.

- Idzie wielu ludzi z podobnym pomysłem na życie, tęsknotą za przeżyciem czegoś ważnego w tę noc - uważa Dorota.

- To czas wyciszenia, spotkania z Bogiem. Powinno się iść w milczeniu i z reguły "ekstremalni" na tę drogę milczenia wchodzą - zwracają uwagę obie panie. - W tym czasie zaglądają w głąb siebie, mają czas na przemyślenia tego, w którym momencie swojego życia są, i nierzadko podejmują ważne decyzje na przyszłość.

- Zmęczenie na trasie jest gwarantowane - śmieje się Rafał. - Jest taki moment, i to jest clou - kiedy fizyczność człowieka już wysiada. I wtedy w grę wchodzi łaska - oczywiście pod warunkiem, że się idzie z intencją EDK. To jest ten przełącznik, że - jak my to u nas mówimy - "myrdasz" nogami, ale ciągnie się coś innego - to co masz w środku.

Jak mówią "ekstremalni", do domów wracają bardzo zmęczeni, czasem wręcz wycieńczeni, ale to doświadczenie daje siłę, żeby na nowo zmierzyć się z różnymi trudnościami dnia codziennego.

- Zaczyna się żyć duchowością ekstremalną - w ciągu roku podejmuje się różne wyzwania, człowiek staje się bardziej odważny, nie boi się rozsądnego ryzyka - mówi Dorota.