Istebniańska dwunastka na jasnogórskim szlaku

Alina Świeży-Sobel

publikacja 10.08.2020 09:30

Nie mogli pójść tradycyjną gromadą z Hałcnowa. Rozumieją potrzebę ostrożności przed groźbą koronawirusa, więc zdecydowali, że tylko maleńką grupką, prywatnie, pójdą w 12 osób prosto z parafialnego kościoła w Istebnej na Jasną Górę. Przy pożegnaniu były łzy tych, którzy nie mogli iść. Były wsuwane do ręki karteczki z intencjami. One trafią do Maryi...

Wyruszyli w drogę pod przewodnictwem ks. Grzegorza Strządały. Wyruszyli w drogę pod przewodnictwem ks. Grzegorza Strządały.
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Ich przewodnikiem i duchowym opiekunem jest ks. Grzegorz Strządała, wikariusz w Istebnej.

- Od pięciu lat pielgrzymowałem na Jasną Górę jako przewodnik hałcnowskiej grupy z dekanatu istebniańskiego. W tym roku też idziemy, ale nasza grupa liczy tylko 12 osób i jest taką reprezentacją wszystkich istebniańskich pielgrzymów, którzy chcieliby pójść. Dźwigamy własne sprawy, ale też intencje tych wszystkich pątników. Wędrujemy nie z Hałcnowa, ale z Istebnej, wytyczoną przeze mnie trasą - nie jako oficjalna grupa, ale podzielimy się na trzy czwórki i tak będziemy pokonywać te najtrudniejsze odcinki. Przejdziemy przez Wisłę, Ustroń, Skoczów, Strumień, Orzesze, Bujaków, Rudę Śląską, Piekary Śląskie, Starczę, Hutki. Do Jasnej Góry dojdziemy od południa, więc trochę ominiemy park, żeby wejść tradycyjną drogą na szczyt - zapowiadał ks. Strządała tuż przed wyruszeniem w drogę. Na pierwszym odcinku z Istebnej na Kubalonkę towarzyszył im w drodze Akatyst do Matki Bożej.

- Natomiast nie ma tego wszystkiego, co do tej pory bywało na szlaku pielgrzymki: porządkowych, przygotowanych w drodze poczęstunków, pomocy medycznej, nagłośnienia. Mamy ze sobą jeden samochód z bagażami, który poprowadzimy sami, na każdym odcinku ktoś inny. Bo ze wszystkim musimy radzić sobie sami - dodawał ks. Grzegorz.

Zaczęli wędrowkę od Eucharystii w istebniańskim kościele Dobrego Pasterza.   Zaczęli wędrowkę od Eucharystii w istebniańskim kościele Dobrego Pasterza.
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Mimo tych ostrzeżeń na twarzach pątników widać jedynie uśmiechy szczerej radości. - To dla nas wielkie szczęście, wielka łaska Boża, że możemy iść. Tak dosłownie, bo mamy bardzo chorą mamę, którą się opiekujemy i nie myślałyśmy, że uda nam się wyruszyć. Okazało się jednak, że dobre dusze się mamą zaopiekowały, mama poczuła się lepiej i możemy iść! - mówiły uradowane siostry pielgrzymkowe i rodzone: Joanna Kobielusz i Agata Szymańska. Idą już 28. i 26. raz. - Nie wyobrażamy sobie tego, żeby nie iść. Do Maryi jest nam zawsze po drodze, bo stąd jest nasza siła na cały rok. Matka Boża jest naszym oparciem od 7 lat w walce z chorobą mamy. Teraz też chcemy ją zawierzyć Maryi. To doświadczenie wydawało się na początku krzyżem, a okazało się błogosławieństwem. W chorobie mamy zaczęła się nasza rodzinna modlitwa i wspólnie codziennie odmawiamy Koronkę do Bożego Miłosierdzia...

- Cieszę się, że mogę iść, bo intencji nie brakuje. Są i chorzy w rodzinie, więc chciałbym powierzyć ich i wszystkie życiowe ważne sprawy Bogu. Idę z naszą istebniańską grupą już po raz dwunasty, a chodziłem już także znad morza - mówi Jacek Świderski z Istebnej.

- Pielgrzymka to ważny czas działań duchowych, kiedy można się sprawdzić, czy potrafimy dać z siebie nie tylko ten większy trud, bo on na pielgrzymce jest wielki. Jest też więcej czasu na to, żeby przemyśleć to wszystko, czym żyjemy. Pielgrzymuję od ponad 10 lat, nie tylko z naszą grupą, ale dwa razy szedłem też z Helu, z pielgrzymami z Kaszub. W tym roku zamierzałem iść z nimi po raz trzeci, ale z powodu ograniczeń wprowadzili tam zasadę, że jeden pielgrzym może iść tylko jeden dzień, więc zrezygnowałem. A z istebniańską grupą idę bardzo chętnie i z nadzieją - bo każda pielgrzymka przynosi coś nowego - tłumaczy pielgrzym Piotr Bury z Istebnej.

Błogosławieństwa pątnikom udzielił ks. kan. Tadeusz Pietrzyk, proboszcz i dziekan istebniański.   Błogosławieństwa pątnikom udzielił ks. kan. Tadeusz Pietrzyk, proboszcz i dziekan istebniański.
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

W związku z epidemią pątnicy istebniańscy nie nocują u rodzin, jak to zwykle bywało. W drodze korzystają z gościny w pustych obecnie szkołach czy biurach, udostępnionych przez przyjaciół na nocleg. - Wystarczy nam dach nad głową i możliwość umycia się - mówi ks. Grzegorz, który także przygotował jedną z konferencji, transmitowaną w ramach programu duchowego pielgrzymowania. Konferencja poświęcona liturgii Eucharystycznej została wcześniej nagrana w kościele w Sławkowie, tradycyjnym miejscu postoju pielgrzymów, natomiast transmisję modlitwy w drodze poprowadził wspólnie z pielgrzymami na żywo, z rzeczywistej trasy wędrówki.

Każda jest inna

Ks. Strządała nie obawia się specyfiki tegorocznego pielgrzymowania. Na Jasną Górę idzie w tym roku już po raz 28. i nie ma wątpliwości, że… za każdym razem jest inaczej. Wędrował już z różnymi grupami pielgrzymki diecezjalnej, szedł też z pielgrzymami z Zaolzia i z Cieszyna.

- Na każdej był inny klimat, każda miała coś szczególnego, choć przecież była tą samą wędrówką do Pani Jasnogórskiej. W hałcnowskiej grupie trzeciej szło się rodzinami z całej diecezji, które spotykały się ten raz w roku, a w cieszyńskiej pielgrzymowali ludzie z tego samego środowiska, którzy dobrze się znają, spotykają przy różnych okazjach, w kościele czy w pracy. Z kolei pielgrzymka zaolziańska była też nastawiona na umocnienie więzów wspólnotowych i silniejsze przeżywanie swojej polskości. Z grupą istebniańską oczywiście razem przeżywamy szczególne więzi, łączące tutejszych mieszkańców nie tylko rodzinnie, ale też z powodu ukształtowania terenu tworzących mocną wspólnotę, zawsze wrażliwą, otwartą na potrzeby innych, gotową do pomocy. Jest też oczywiście zawsze dużo góralskiej muzyki - mówi ks. Strządała. 

Tak witali się z Matką Bożą na jasnogórskim szczycie w poprzednich latach...   Tak witali się z Matką Bożą na jasnogórskim szczycie w poprzednich latach...
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Można w pojedynkę

Nie zawsze chodził na Jasną Górę jako przewodnik. Pierwszy raz powędrował z Aleksandrowic na Światowe Dni Młodzieży i na spotkanie z papieżem w 1991 r. Tak zaczął, starając się wędrować odtąd co roku. Już jako kapłan w 2011 r. pojechał z grupą na Światowe Dni Młodzieży do Rio de Janeiro do Brazylii i z powodu wyjazdów nie było mu dane pójść z pielgrzymami do Częstochowy.

- Pomyślałem wtedy, że tak nie może zostać i trzeba jednak pójść na Jasną Górę. Wytyczyłem sobie trasę, nawet krótszą niż drogowa czy kolejowa. Wyszło mi 120 km, które podzieliłem na cztery odcinki i w kolejne wolne dni pokonywałem je, najpierw do Tych, a potem do Świerklańca, Rększowic, aż dotarłem na Jasną Górę. Było to ciekawe doświadczenie, bo po raz pierwszy zdarzyło mi się pielgrzymować samemu. A kiedy przyszedł rok mojej jubileuszowej 25. pielgrzymki, postanowiłem iść nie tylko na Jasną Górę, ale dalej, aż nad morze. I doszedłem, choć musiałem wtedy przerwać, ale dokończyłem trasę w następnym roku. W drodze nawiedzałem różne sanktuaria, aż doszedłem do MB Królowej Polskiego Morza w Swarzewie i na morski brzeg. Można mówić, że jest w tym szaleństwo, ale kiedy się dojdzie do celu, to jest naprawdę niesamowite poczucie spełnienia, bardzo dobrze wykorzystanego czasu, który przynosi naprawdę wspaniałe owoce - zaznacza ks. Grzegorz.

W jego opowieści pojawiają się niezapomniane spotkania z ludźmi i doświadczenia ludzkiej życzliwości czy gościnności.

- Każde pielgrzymowanie to czas, który buduje. To dotyczy zarówno tego przeżywanego we wspólnocie, jak i samotnego - nie ma wątpliwości ks. Strządała. - Warto spróbować także tego duchowego wędrowania, znaleźć w codzienności czas na tę wspólną modlitwę pielgrzymkową, na osobistą refleksję - i na spotkanie z Matką Bożą na Jasnej Górze.