W sandałach i w kapciach - inna wędrówka na Jasną Górę z Hałcnowa

Urszula Rogólska

publikacja 06.08.2020 23:24

Ryszard Danielak z Leszczyn oraz Iwona Banasiak i Łukasz Kocel z Chruszczobrodu nie wyobrażali sobie inaczej tych sześciu dni. Spakowali plecaki i dziś wyruszyli pieszo z Hałcnowa do Czarnej Madonny. Przed komputerami, przy krzyżach i w kościołach całej diecezji będą się z nimi jednoczyć inni pątnicy.

Z ks. Krzysztofem Wilkiem niektórzy pielgrzymi, którzy pójdą całą trasę, aż na Jasną Górę - to Łukasz Kocel (z lewej) oraz Iwona Banasiak i Ryszard Danielak (oboje obok ks. Wilka). Z ks. Krzysztofem Wilkiem niektórzy pielgrzymi, którzy pójdą całą trasę, aż na Jasną Górę - to Łukasz Kocel (z lewej) oraz Iwona Banasiak i Ryszard Danielak (oboje obok ks. Wilka).
Urszula Rogólska /Foto Gość

W Bielsku-Białej Ryszard myślał o tym już od jakiegoś czasu. W Chruszczobrodzie, który gości pieszych pielgrzymów idących na Jasną Górę z Hałcnowa, nad tym samym zastanawiała się Iwona Banasiak. Co roku 6 sierpnia wyrusza z Bielska-Białej do Czarnej Madonny - z postojem we własnym domu! Oboje dobrze się znają z drugiej grupy Pieszej Pielgrzymki Diecezji Bielsko-Żywieckiej. Wczoraj wieczorem spotkali się na facebooku i ustalili: jest epidemia, ale indywidualnie możemy pielgrzymować bezpiecznie. Dołączył do nich uczeń Iwony - Łukasz Kocel. Do 11 sierpnia chcą pokonać tradycyjną trasę pielgrzymki. Zabrali plecaki, namioty i wyruszyli dziś po Mszy św. z Hałcnowa (o czym słuchali pątnicy w homilii, przeczytacie TUTAJ, a plan tegorocznego pielgrzymowania znajdziecie TUTAJ).

- To był taki spontaniczny pomysł. Iwona przygotowała identyfikatory, żebyśmy wyglądali jak prawdziwi pielgrzymi. Kolejne dni pokażą, jak będzie - mówi Ryszard. - Już nie liczę który to mój raz. Trasa - standardowa. Nic nie zmieniamy. Miejsca postojowe i noclegowe - podobnie. Przy czym - spanie w namiocie. Tylko jedna różnica - cały bagaż dźwigam na plecach.

- To mój 38. raz. Po tych wcześniejszych 37., trudno nie pójść - tłumaczy Iwona. - To potrzeba serca. Nie umiałam się pogodzić z tym, żeby mnie koronawirus zatrzymał. Zresztą będę w drodze, na powietrzu, idę w odległości od innych - ani ja nie zagrażam innym, ani oni mnie. Szczególną intencją pielgrzymowania jest modlitwa za moją rodzinę, ale będę też pamiętać o całej naszej grupie i wszystkich, którzy nie mogą iść.

Iwona trochę się obawiała samotnego wędrowania - zwłaszcza na otwartych leśnych bezdrożach. - Ale Matka Boża nie zostawiła mnie samej. Dała mi braci w tej wędrówce. Nawet jeśli będziemy chcieli iść sami, to pozostaniemy w zasięgu wzroku - dodaje.

Dla Łukasza to druga pielgrzymka. - Tak mi się spodobało przed rokiem, że jak tylko się dowiedziałem od pani katechetki, że jest taka możliwość, żebym szedł, bardzo chciałem. Myślę, że z Bożą pomocą będzie dobrze.

Z Iwoną i Łukaszem pojedzie zaplecze logistyczne, by wesprzeć ich w wędrowaniu.

Aleksandra Cyganik z Bielska-Białej w tym roku miała zamiar wyruszyć do Czarnej Madonny po raz 16. - Będzie ten 16. raz, ale będzie inny - mówi. - Boję się skupisk i chcę zachować rozsądek w całej tej sytuacji epidemii, ale też na tyle, na ile mi się uda, będę osobiście uczestniczyła w nabożeństwach albo w transmisjach online. Oczywiście mam swoje intencje, bo bez intencji to obóz wędrowny, a nie rekolekcje w drodze. I nawet jeśli ta forma będzie inna, mam nadzieję, że naładuję moje duchowe akumulatory na kolejny rok. Ufam, że to wszystko się uspokoi i będziemy mogli tradycyjnie pielgrzymować jeszcze wiele, wiele lat.

Jacek Jonkisz (na zdjęciu z córkami) po raz pierwszy od lat 6 sierpnia nie wyruszył na pielgrzymki szlak.   Jacek Jonkisz (na zdjęciu z córkami) po raz pierwszy od lat 6 sierpnia nie wyruszył na pielgrzymki szlak.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Jacek Jonkisz szedłby w tym roku po raz 21. a może i 22. - Teraz po Mszy w Hałcnowie nie wezmę plecaka, mikrofonu, gitary,  będzie to głównie pielgrzymka do domu - opowiada Jacek. - Nasz przewodnik ks. Damian Koryciński mówił dziś, że pielgrzymka to łaska, dar. Ta sytuacja pokazuje nam nasze miejsce w świecie. Wydawało się nam, że skoro latamy w kosmos, to wszystko możemy ułożyć, zaplanować, podporządkować. A tu jeden mały wirus pokrzyżował nasze plany. To nas może nauczyć pokory, pokazać, że jesteśmy w rękach Bożych. Jemu trzeba zawierzyć i pielgrzymować do naszych domów, wspierać tych, którzy idą i mieć nadzieję, że za rok - jak Pan Bóg pozwoli - będziemy znów tradycyjnie pielgrzymować.

Jak podkreśla Jacek, pielgrzymka to co roku wyjątkowy czas, który pozwala wyłączyć się od tego, co nas otacza: od telewizji, od internetu. - Możemy się koncentrować na pielgrzymowaniu, na wspólnocie. Właśnie. Tej wspólnoty - z innymi pielgrzymami, z naszymi gospodarzami - będzie nam najbardziej brakować…

Klaudia Chrzan z dwumiesięcznym synkiem Julianem przyszła do Hałcnowa pieszo z Kóz.   Klaudia Chrzan z dwumiesięcznym synkiem Julianem przyszła do Hałcnowa pieszo z Kóz.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Klaudia Chrzan mieszka w Kozach i jest pątniczką od urodzenia - pierwszy raz mama i tata wyruszyli z nią w drogę 31 lat temu. Ani razu nie opuściła drogi na Jasną Górę. Dziś wraz z mężem Rafałem są rodzicami trójki małych dzieci i każde z nich - także od urodzenia, a nawet od poczęcia - uczestniczyło w pielgrzymce. Dziś dwójka starszych dzieci została w domu z tatą, a Klaudia włożyła do wózka dwumiesięcznego Juliana i przyszła z nim pieszo z domu w Kozach do Hałcnowa.

- Wpadłam na ten pomysł wczoraj. Bo jak nie ruszyć w drogę 6 sierpnia? Wstaliśmy o szóstej i w drogę! Chciałam przejść się chociaż ten kawałek, zmówić po drodze Różaniec. Skoro oboje naszych starszych dzieci pielgrzymuje od początku swojego życia, to i Juliana nie chciałam tego pozbawić. A że począł się po pielgrzymce, dziś ma pierwszą szansę, żeby być pielgrzymem - śmieje się Klaudia. - Oczywiście, jak Bóg da, chcemy być w komplecie na Jasnej Górze 11 sierpnia.

Na pieszą wędrówkę zdecydowali się wczoraj także pielgrzymi z grupy czwartej. Postanowili iść z Hałcnowa do Bielan, gdzie tradycyjnie zatrzymywali się na postoju.

Ekipa z grupy czwartej, która postanowiła dziś iść pieszo z Hałcnowa do Bielan.   Ekipa z grupy czwartej, która postanowiła dziś iść pieszo z Hałcnowa do Bielan.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Pomysł rzuciła mieszkająca w Bielanach Małgosia Barnaś. Powiedziała: "Odprowadźcie mnie do domu!". Na co dzień porusza się na wózku, więc od razu z pomocą zaoferował się Henryk Froń. Dołączyli do nich jeszcze Ania Więckowska, Magda Kaspera i Janina Bubak.

- Jest pielgrzymka, trudno nie iść - mówią zgodnie. - Mamy sześć dni. Choć nie przejdziemy całej trasy na Jasną Górę, będziemy kombinować, żeby codziennie umówić się gdzieś w okolicy, przy wybranej kapliczce - przyjść tam pieszo i razem się pomodlić.

A z Rycerki Górnej na Mszę św. do Hałcnowa przyjechały aż trzy pokolenia jednej rodziny: Halina Szczotka, Asia Micorek, Urszula Figura, Ania Figura i Kaja Gardas. - Trzeba tu było być. Bo jak to tak 6 sierpnia bez tego pielgrzymkowego spotkania…? Będzie nam brakowało tej wędrówki - mówią. - Ale postaramy się codziennie podjeżdżać czy to nas Koronkę czy Różaniec w wyznaczonych miejscach i duchowo łączyć się z naszymi przewodnikami.

W Hałcnowie nie mogło oczywiście zabraknąć pierwszego i wieloletniego przewodnik pielgrzymki ks. Józefa Walusiaka. - To moja 42. pielgrzymka - opowiada. - Ale po raz pierwszy w takiej formie. Nawet w stanie wojennym, za komuny - choć było trudno - pokonywaliśmy pieszo całą trasę. Ale odbieram tę sytuację bardzo spokojnie. Musimy być posłuszni decyzji ministerstwa wobec zagrożenia epidemią - takie jest życie. Myślę jednak, że możemy bardzo dobrze wykorzystać ten czas. Wszystkich zachęcam do codziennego udziału we Mszy św. w swoich parafiach, do Różańca, do włączania się w transmisję Apelu Jasnogórskiego całymi rodzinami: będziecie wtedy jak w drodze… Postanowiłem sobie, że przez te sześć dni, kiedy nie mogę wyjść na szlak, będę pielgrzymował nieco inaczej - postaram się znaleźć więcej czasu na adorację Najświętszego Sakramentu.