Owce już są na hali Ochodzita, a sery - w bacówce

Alina Świeży-Sobel

publikacja 29.05.2020 10:53

W Koniakowie na Ochodzitej, zgodnie z tradycją, odbyło się mieszanie owiec. Stado już kolejny rok na wypas poprowadził baca Piotr Kohut. Przed wyjściem na tegoroczny wypas pobłogosławił je proboszcz ks. kan. Krzysztof Pacyga. Nie zabrakło dźwięku trombity i tradycyjnych pasterskich obrzędów. Z powodu pandemii nie było jednak tłumów turystów i uroczystego przemarszu z owcami przez Koniaków.

Baca Piotr Kohut rozpoczął kolejny wypas owiec, a wraz z nim - jego syn Paweł... Baca Piotr Kohut rozpoczął kolejny wypas owiec, a wraz z nim - jego syn Paweł...
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Najpierw zapłonęła tradycyjna pasterska watra, rozpalona zgodnie ze zwyczajem od szczapy poświęconej w Wielką Sobotę w Ludźmierzu. Zapłonęła w bacówce Piotra Kohuta na Szańcach w Koniakowie. Potem sygnałem na trombicie, nieopodal figury św. Jana Pawła II i poświęconego mu obelisku na Ochodzitej, rozpoczęła się uroczystość. Owce, zebrane wcześniej na hali, przeszły do koszora przyozdobionego mojem, gdzie odbyło się mieszanie.

Stado pobłogosławił ks. kan. Krzysztof Pacyga, proboszcz koniakowski.   Stado pobłogosławił ks. kan. Krzysztof Pacyga, proboszcz koniakowski.
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Jak przyznawał baca Kohut, mieszanie wyglądało trochę inaczej niż zawsze. - Nie ogłosiliśmy nigdzie terminu, żeby nie zeszły się tłumy turystów, jak to zwykle bywało. Jesteśmy tu właściwie wyłącznie w gronie rodziny. W mieszaniu uczestniczą wyłącznie dorosłe dojne owce. Mamy ich około 600. Nie było też przeprowadzenia owiec przez Koniaków. Jednak bez Bożego błogosławieństwa i tradycyjnych obrzędów nie mogliśmy wyruszyć na wypas - tłumaczył Piotr Kohut. - Modlitwa i tradycyjne obrzędy nie są dla turystów czy na pokaz, ale są potrzebne nam wewnętrznie - dodaje Maria Kohut, żona bacy Piotra.

Nie zabrakło melodii zagranych na trombicie   Nie zabrakło melodii zagranych na trombicie
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość
Bacówka Piotra Kohuta w Koniakowie.   Bacówka Piotra Kohuta w Koniakowie.
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Warto pamiętać, że baca Kohut od lat zaangażowany jest nie tylko w przywracanie wypasu owiec w Beskidach, ale także w powrót prawdziwych pasterskich tradycji. Ich popularyzacji i odkrywaniu służyło wiele podjętych przez niego inicjatyw, na czele z Redykiem Karpackim. W ramach tego przedsięwzięcia w 2013 roku ze stadem owiec wędrował od wiosny do jesieni łukiem Karpat od Mołdawii po Czechy, pokazując i budując jedność górali i obecne w ich kulturze elementy wołoskiej pasterskiej tradycji. Był też w gronie organizatorów III Zjazdu Karpackiego, który odbył się w 2017 r. w Istebnej.

Dlatego na Ochodzitej starannie zachowane zostały pozostałe najważniejsze elementy tradycyjnego obrzędu. A więc zabrzmiała trombita i pieśń „Idzie owczorz groniem”, a po wspólnej modlitwie owce pobłogosławił koniakowski proboszcz ks. kan. Krzysztof Pacyga, przypominając biblijne przykłady udziału zwierząt w życiu ludzi, a także w dziejach zbawienia. - Polecajmy dobremu Bogu wszystkie zwierzęta, ludzi, którzy się nimi opiekują, aby strzegł ich przed niebezpieczeństwem - modlił się ks. Pacyga i kropił wodą święconą.

W bacówce w Koniakowie czekają sery...   W bacówce w Koniakowie czekają sery...
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

- Teraz już można wyruszyć na wypas, bo bez błogosławieństwa sobie tego nie wyobrażamy - tłumaczyła Maria Kohut, żona bacy Piotra, która wraz z dziećmi w góralskich strojach uczestniczyła w uroczystości. Na co dzień o tych tradycjach także ona opowiada odwiedzającym założone przy bacówce Centrum Pasterskie, gdzie prezentowane są rozmaite pasterskie sprzęty i narzędzia, a także produkty z owczej wełny i procesy jej przetwarzania. Można tam też zobaczyć w zagrodzie żywe owce i kozy.

... a w Centrum Pasterskim - żywe owce i lekcje pasterskiej tradycji.   ... a w Centrum Pasterskim - żywe owce i lekcje pasterskiej tradycji.
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość
Owce już są na hali Ochodzita, a sery - w bacówce  

Zgodnie z bacowską tradycją Piotr Kohut rozsypał w koszorze sól poświęconą we wspomnienie św. Agaty, a potem okadził go kadzidłem, w którym znalazły się cząstki szczapy z Ludźmierza, palmy wielkanocnej oraz olejków przyniesionych z różnych sanktuariów, odwiedzanych podczas całorocznej wędrówki po Karpatach.

Potem owce wyszły na halę przez łańcuch, który baca zdjął ze swoich ramion. Symbolicznie w ten sposób pokazał, że oto teraz znikają różne ograniczenia i rozpoczyna się czas wolnego wędrowania dla owiec i ludzi. Od teraz aż do września będą razem, w wolności, przemierzać beskidzkie hale...

- Kiedy owce wychodzą na halę z pasterzami, góry zaczynają żyć. A to, że tak chętnie patrzymy na pasterza ze stadem wiąże się z tym, że człowiek w swojej naturze, w swoim życiu także czuje się pasterzem. Jednak żeby zrozumieć, na czym to pasterzowanie polega, muszą być owce - podkreśla Andrzej Gąsienica-Makowski, wieloletni starosta tatrzański.

- Czas epidemii oczywiście wymusił szereg ograniczeń, trzeba zachować dystans społeczny, nie można się gromadzić, ale owce trzeba paść. Cieszę się, bo w tym roku będzie ich już w Beskidach naprawdę sporo. Jeszcze paręnaście lat temu, kiedy zaczynaliśmy, to mieszanie było bardzo skromne, owiec nie było wiele, jagniątek kilkanaście. Teraz w Beskidach wypasanych jest prawie 5 tysięcy owiec i to naprawdę sporo na ten niewielki skrawek Karpat, jaki stanowią nasze Beskidy: Śląski i Żywiecki. Mamy kilkanaście sałaszy, kilkunastu baców, którzy doskonale rozumieją, że nie wolno zaniechać tradycji, a z drugiej strony trzeba sprostać wymaganiom współczesności, kiedy trzeba przestrzegać wszystkich zasad, zdobywać certyfikaty. A dzięki pasterzom wiemy, jak chodzić za zwierzyną i korzystać z dobrodziejstw przyrody, ale też jak tej przyrodzie pomagać. A wypas owiec pomaga przede wszystkim w utrzymaniu bioróżnorodności na beskidzkich halach. A jeśli wszystko odbywa się przy poszanowaniu tradycji, to mamy szansę odkryć odpowiedzi na najważniejsze pytania: kim jestem - mówi Józef Michałek z Istebnej, od wielu lat związany z popularyzacją pasterskiej gospodarki w Beskidach, a także autor publikacji na ten temat.

Po mieszaniu owce z koszora wyszły na halę i zostały napojone. - Mamy nadzieję, że tej wiosny wody nam nie zabraknie, bo od tego zależy rozwój całej przyrody. To woda sprawia, że wszystko żyje i jaki mamy maj, tak później rozwija wszystko: trawa, zioła, drzewa. Suche przedwiośnie sprawiło, że wyszliśmy w tym roku później niż zwykle, ale na szczęście już popadało i myślę, że będzie dobrze - mówi Piotr Kohut.

A w bacówce, zgodnie z tradycją, już pojawiły się tegoroczne owcze sery, choć w związku z pandemią po raz pierwszy nie na otwartych półkach, ale w chłodniczej ladzie za szybą. - Wiemy, że tego nigdy nie było w bacówce - rozkłada ręce Maria Kohut - ale nie możemy inaczej, jeśli chcemy zapewnić bezpieczeństwo. Sery pakujemy też próżniowo w folię...