Tata, Przyjaciel i Ogień - "Wielkie rzeczy" w Wilkowicach

Urszula Rogólska

publikacja 10.02.2020 22:54

- Chcieliśmy, żeby tu, do remizy, przyszli ci, którzy do kościoła nie wejdą; wierzący i tak zwani niewierzący; zmęczeni, smutni, leniwi i zgaszeni - żeby się zapalili Ogniem i ożywili Wodą - mówi ks. Roman Trzciński, który wraz ze wspólnotą Woda Życia był gościem "Wielkich rzeczy".

Każdy mógł się osobiście przedstawić ks. Romanowi Trzcińskiemu podczas pierwszego dnia "Wielkich rzeczy". Każdy mógł się osobiście przedstawić ks. Romanowi Trzcińskiemu podczas pierwszego dnia "Wielkich rzeczy".
Urszula Rogólska /Foto Gość

Po raz drugi mieszkańcy parafii św. Michała Archanioła w Wilkowicach zaangażowani w jej życie, razem z duszpasterzami - ks. Łukaszem Listwanem i ks. Jakubem Studzińskim, zaprosili w miniony weekend od 7 do 9 lutego do wilkowickej siedziby OSP, na trzy dni rekolekcji "Wielkie rzeczy". Ich tytuł nawiązuje do słów 1 Listu do Koryntian (1Kor 2,9): "…ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują".

Specjalnymi gośćmi tegorocznych "Wielkich rzeczy" byli głoszący Dobrą Nowinę: ks. Roman Trzciński, duszpasterz akademicki z Warszawy i misjonarz miłosierdzia razem z członkami wspólnoty Woda Życia oraz Michał PAX Bukowski z zespołem Muode Koty, którzy poprowadzili piątkowe spotkanie ewangelizacyjne dla młodzieży.

"Wielkie rzeczy" nie zakończyły się wraz z niedzielnym wieczorem. W środę, 12 lutego, w parafii rozpoczyna się seminarium odnowy wiary dla wszystkich, którzy "chcą więcej".

- To efekt naszego ubiegłorocznego doświadczenia po "Wielkich rzeczach" z Witkiem Wilkiem (przeczytacie o nim TUTAJ - przyp. UR) , w seminarium wzięło udział około stu osób. Chodziło nam o to, by chcieli się poznać w parafii, pobyć ze sobą, odnaleźć wspólny cel w Jezusie. Nie naszą rzeczą jest ocenianie owoców seminarium, ale wśród jego uczestników byli tacy, którzy dołączyli do parafialnych wspólnot: m.in. grupy modlitewnej i Domowego Kościoła - mówi Wojciech Legierski jeden z inicjatorów rekolekcji.

Ks. Roman Trzciński w sali OSP w Wilkowicach podczas "Wielkich rzeczy"   Ks. Roman Trzciński w sali OSP w Wilkowicach podczas "Wielkich rzeczy"
Urszula Rogólska /Foto Gość

Tegoroczna edycja rekolekcji wynikła także z doświadczenia "Wielkich rzeczy" w 2019 roku. - Ks. Romana i jego wspólnotę znam od wielu lat - kontynuuje Wojciech Legierski. - Kiedy moja żona studiowała w Warszawie, Woda Życia liczyła około 30 osób, dziś jest ich ponad 700! Dzielą się swoim charyzmatem ewangelizacyjnym. Wiele osób zawdzięcza wspólnocie i ks. Romanowi odkrycie w Bogu kochającego Ojca. Stąd nasz pomysł, by w tym roku to on i jego wspólnota przyjechali do nas. Pokazują, że z Panem Bogiem można być w relacji tak zwyczajnie, na co dzień, w zwykłych rzeczach, które tak naprawdę są wielkimi rzeczami…

- Przyjechaliśmy tutaj, żeby mówić o "wielkich rzeczach". Pierwszego dnia zaprosiliśmy na spotkanie z Ojcem, drugiego - na bardzo ważne spotkanie z Przyjacielem, trzeciego - z Ogniem i Wodą - mówił nam ks. Roman Trzciński. - Chcieliśmy, żeby tu, do remizy, przyszli ci, którzy do kościoła nie wejdą; wierzący i tak zwani niewierzący; zmęczeni, smutni, leniwi i zgaszeni - żeby się zapalili Ogniem i ożywili Wodą, żeby się otworzyli.

Trzy spotkania prowadził ks. Trzciński, a członkowie wspólnoty dzielili się swoimi świadectwami nawrócenia i życia z Bogiem Ojcem, Jezusem i Duchem Świętym.

Pierwszego wieczoru ks. Roman zaprosił uczestników rekolekcji do odpowiedzi na pytania: W jakiego Pana Boga wierzysz? Kim jest Twój Bóg? Jak Go sobie wyobrażasz?

O swoich odpowiedziach na te pytanie opowiadali małżonkowie z Wody Życia z 14-letnim stażem: Ula i Marcin, rodzice trójki dzieci oraz Ania i Maciej - rodzice szóstki pociech i siódmej, która zmarła przed narodzinami.

Marcin, pochodzący z rodziny, w której Pan Bóg zawsze był obecny; ministrant, lektor, mówił o tym, że od dzieciństwa dużo o Panu Bogu wiedział, ale podczas rekolekcji we wspólnocie uświadomił sobie, że wiedzieć, nie jest równoznaczne z doświadczyć. Chciał mieć więź z Bogiem taką, jaką ma się z tatą. - Kiedyś zastanawiałem się nad jedną z cech Pana Boga - Jego dobrocią. Modliłem się taką pieśnią: "Wołaj do mnie, a odpowiem ci… Jesteś dobry” Od tego czasu słowa "Jesteś dobry" rezonują we mnie - mówił Marcin. - Każdego dnia moja pierwsza myśl, to: "Ty Panie jesteś dobry, Ty chcesz mojego dobra, z Tobą każdy dzień będzie dobry; Ty wiesz, co mi jest naprawdę potrzebne”. Wiedziałam, ze Bóg jest dobry Teraz ta myśl z głowy przechodzi do serca - a czasem to daleka droga…

Ula, żona Marcina pochodziła z tradycyjnie religijnej rodziny. Ale Pana Boga poznawała na lekcji religii. Dopiero kiedy trafiła do wspólnoty, Bóg zaczął być dla niej Kimś bliskim i obecnym. Kiedyś usłyszała słowa o "wielkich rzeczach" z Listu do Koryntian. Od razu pomyślała, że Pan Bóg ją powołuje do spektakularnej ewangelizacji gdzieś na misjach w Afryce. Niedługo potem poznała Marcina, pobrali się i… odkryła, że największe rzeczy Pan Bóg chce działać w jej życiu jako żony i mamy. - Te wielkie rzeczy, do których każdy z nas jest stworzony, zaczynają się od odkrycia bliskości Boga w każdej chwili - mówiła Ula. - Tak jak spotkał Samarytankę przy studni, tak i mnie zaprasza na spotkanie. Chce się ze mną spotykać w naszym małżeństwie, w mojej rodzinie. On jest Bogiem bliskim, a te wielkie rzeczy zaczynają się w sercu każdego z nas. On sam daje nam indywidualną drogę, którą nas chce prowadzić…

Ania, żona Macieja mówiła, że przez długi czas Pan Bóg był według niej surowym sędzią sprawiedliwym, który przede wszystkim za zło karze, a jeśli jest w naszym życiu dobro, to… dobrze, że sobie jest.

- W moim przekonaniu nie zasługiwałam na Jego miłość. Musiałam być perfekcyjna, żeby zasłużyć na Jego miłość - opowiadała Ania. - Musiałam perfekcyjnie prowadzić dom, być perfekcyjną matką i żoną. Jeśli taka nie byłam, sama robiłam sobie wyrzuty, że Bóg nie będzie mnie kochał, jeśli nie posprzątam.

Aż Ania trafiła na rekolekcje, na których odkryła, że Bożą miłość ma… za darmo, że nie musi o nią w żaden sposób zabiegać - On kocha ją taką, jaka jest, bez względu na wszystko.

Jeszcze lepiej zrozumiała ten fakt, kiedy obserwowała swoje dzieci wspinające się na drabinki na placu zabaw: - Niezależnie od tego czy spadam czy idę sprawnie do góry, Pan Bóg jest przy mnie, cieszy się mną, On mi cały czas kibicuje. Nie jest tym, który mi wypomina: "Aaa znowu spadłaś", ale mówi: "Ania, dawaj do góry! Jestem z tobą!".

Maciej mówił, że swojej odpowiedzi na pytanie kim jest dla niego Pan Bóg zaczął na serio szukać, kiedy sam został ojcem. - Czułem się nieprzygotowany do roli ojca. Odkryłem, że jedynie Bóg jest wzorem idealnym. Kiedy nie wiedziałem jak się zachować, jak być ojcem, patrzyłem na Niego - mówił Maciej.

Uczestnicy rekolekcji "Wielkie rzeczy" słuchali ks. Romana Trzcińskiego i członków wspólnoty "Woda Życia" z Warszawy.   Uczestnicy rekolekcji "Wielkie rzeczy" słuchali ks. Romana Trzcińskiego i członków wspólnoty "Woda Życia" z Warszawy.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Mąż Ani dzielił się także bolesnym dla nich doświadczeniem śmierci synka, przed jego narodzeniem. Pytał Pana Boga czy nie za dużo od niego wymaga… Wkrótce po ciężkiej chorobie zmarła też jego mama. - Zobaczyłem, że Pan Bóg nie tylko wymaga, ale też przeprowadza przez te doświadczenia. Cierpimy, wydaje się, że to ponad nasze siły, ale On przeprowadza nas przez trudności  przygotowuje, byśmy mogli przyjąć jeszcze więcej "wielkich rzeczy", które ma dla nas.

Po świadectwach małżonków, ks. Trzciński przywołał kilka przykładów obrazów Boga, jakie mieli ludzie, z którymi się spotykał.

Jeden z nich, matematyk, po przeczytaniu słów, że Bóg jest tym, w którym "żyjemy, poruszamy się i jesteśmy", mówił, że Pan Bóg jest jak kula, której promień równa się nieskończoność.

Inny chłopak mówił, że Bóg jest według niego surowy i najlepiej gdyby był daleko. Taki obraz zrodził się w nim z doświadczenia obrazu własnego ojca - oficera marynarki. Kiedy tata był daleko przez kilka miesięcy, w domu panował luz. Kiedy wracał, cały dom stał na baczność, a tata wydawał polecenia i rozkazy jak w wojsku, wszystko kontrolował, wszystkich musztrował, od wszystkich tylko wymagał.

Jeszcze inny obraz Boga miała dziewczyna, porzucona przez ojca, wychowywana przez ukochaną babcię, która nauczyła ją wiary i pokazała Pana Boga. Kiedy babcia zginęła pod kołami samochodu prowadzonego przez pijanego kierowcę, dziewczyna załamała się i nie kryła żalu do Pana Boga, że na to pozwolił.

Kolejny obraz Boga przedstawiła ks. Romanowi mama jego koleżanki. Młoda kobieta zmarła wskutek błędu lekarzy przy prostym zabiegu w szpitalu. Matka, mocno związana z córką, z którą każdego dnia uczestniczyła we Mszy św., przeżyła załamanie i odrzuciła Pana Boga na długie lata. Kiedy trafiła do jednej ze wspólnot, która swoją formację opierała na słowie Bożym, odkryła, że jej własna córka była dla niej bogiem. Prawdziwego Boga nie dostrzegała. Dopiero słowo Boże pozwoliło jej odkryć Boga - Stworzyciela świata i całą historię Zbawienia.

- Ludzie mają religijność i mają kryzys wiary… Kim jest Twój Bóg? W jakiego Boga wierzysz? - ponownie pytał ks. Trzciński, tłumacząc, że często obraz Boga wynosimy z domu rodzinnego, obserwując własnych rodziców . Nierzadko wynikają z tego Jego demoniczne wyobrażenia, nie mające nic wspólnego z prawdziwym obrazem Boga, najlepszego, kochającego bezinteresownie Ojca. - Po co Jezus przyszedł na świat? Żeby nam ukazać kim jest Bóg prawdziwy - podkreślał rekolekcjonista. - Jest w nas dużo zafałszowania, odczuwamy dziedzictwo Adama i Ewy, którzy też utracili obraz prawdziwego Boga. Jeśli nasi rodzice zawiodą, jakoś się zagubią się, kiedy będziemy chcieli poznawać Jezusa, odkryjemy oblicze Ojca. Bo On jest obrazem Boga niewidzialnego - mówił ks. Trzciński, zapraszając do odkrywania Boga, który jest miłością.