Zabrzeski Orszak Trzech Króli wędruje najdłużej

Alina Świeży-Sobel

publikacja 06.01.2020 22:39

Wędrowali z Trzema Królami i naśladowali ich poszukiwania Betlejem już po raz dziesiąty. - To najlepszy dowód, że nie chodzi tu o żadną modę, ale po prostu o potrzebę serca, by we wspólnocie z innymi przeżywać i okazywać radość z Bożych Narodzin - tłumaczą członkowie stowarzyszenia Przyjazny Zabrzeg. Kiedy pierwszy raz szli z tą kolędą, wiedzieli, że chcą oddać hołd Jezusowi. I to, że przez prawie tysiąc miejscowości maszerują dziś orszaki, wcale im nie przeszkadza. - Tym większa nasza radość - podkreślają.

- Orszak to nasze świadectwo wiary, jak również ważny element jej prekazywania młodemu pokoleniu - podkreślali dorośli zabrzeżanie. - Orszak to nasze świadectwo wiary, jak również ważny element jej prekazywania młodemu pokoleniu - podkreślali dorośli zabrzeżanie.
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, co potwierdził tegoroczny dziesiąty już przemarsz zabrzeskimi ulicami. Nie zmieniła się trasa, prowadząca od Domu Strażaka zabrzeskiej OSP do kościoła parafialnego, a stamtąd, po powitaniu przez ks. proboszcza, królewskie orszaki powiększone o wychodzących ze świątyni parafian ruszyły w kierunku stadionu LKS Zabrzeg, gdzie odbył się pokłon Trzech Króli i wspólne świętowanie. Do pomysłodawców dołączyła od początku szkoła w Zabrzegu - kiedyś Zespół Szkół, a obecnie Szkoła Podstawowa im. ks. Józefa Londzina.

W tym roku do parafialnej ekipy dołączyli też harcerze, którzy nieśli flagi królewskiej świty. Nie zabrakło najmłodszych, którzy wcielili się w rycerską grupę, towarzyszącą każdemu królowi. Kolorowe flagi, stroje, na zakończenie tradycyjny hołd i złożenie darów Panu Jezusowi oraz konkursy dla dzieci. - Było to wszystko, ale najważniejsze w tym są jednak kolędy, które w najpiękniejszy sposób wyrażają nasze uczucia i prawdę o tym wielkim cudzie, który miał miejsce w Betlejem. Najważniejsze jest to, że idziemy ze śpiewnikami w rękach i sami je śpiewamy, a razem z nami idą nasze dzieci. Mamy nadzieję, że pójdą też wtedy, kiedy już nas zabraknie - mówią młodzi rodzice: Ania i Marcin.