Załoga Świętej Rodziny z Czańca

Urszula Rogólska

publikacja 25.12.2019 11:34

- Trochę problemów miałyśmy z Maryją. Nie chciałyśmy, żeby nam zarzucano, że "robimy zabawki z postaci Boskich" - opowiada Kamila Drzewiecka. - Ale kiedy wychodziłyśmy do dzieci z Józefem, od razu pytały: "A gdzie Maryja?".

Kamila Drzewiecka z Józefem i Maryją z czanieckiej piwniczki Ruah. Kamila Drzewiecka z Józefem i Maryją z czanieckiej piwniczki Ruah.
Urszula Rofgolska /Foto Gość

Wchodząc do piwniczki domu przy ul. kard. Wojtyły w Czańcu, czuję się trochę jak pasterze w Betlejem. Miejsce niepozorne, niskie, a jednak... od progu wpadam w objęcia Maryi i Józefa, których prezentuje mi Kamila Drzewiecka. To jedne z przytulanek świętych, jakie od dwóch lat szyją współpracownice Kamili. Przy maszynach do szycia pracują Barbara Biegun, Katarzyna Heczko i Barbara Kurko.

Jako pierwszy spod igły wyszedł Franciszek. - Święty z Asyżu zburzył system współczesnego sobie świata. My chcemy zrobić to samo, tyle że w naszych warunkach - tłumaczy Kamila, twórczyni przytulankowej firmy Ruah.

Prototyp przytulanki jednak nie był zbyt udany - dzieci bały się groźnego spojrzenia postaci w brązowym habicie. Wylądował na półce, został Frankiem i przyglądał się, jak powstawała druga postać - św. Rita. Dopiero po niej Kamila wróciła do zaprojektowania drugiej twarzy Franciszka. Ten był już idealny!

Od tamtego czasu w pracowni Ruah powstały postacie następnych świętych. Po Ricie z Cascii i Franciszku z Asyżu pojawili się kolejno: Jan Paweł II, Faustyna, Teresa z Lisieux, Józef, Maryja, Aniela Merici i Antoni z Padwy. W kolejce czekają już Michał Archanioł i Maksymilian Kolbe, o których pytają zwłaszcza chłopcy. Każda postać ma dołączany do jej ręki atrybut, jest pakowana w specjalne pudełko, do którego wkładany jest życiorys świętego.

- Trochę problemów miałyśmy z Maryją. Nie chciałyśmy, żeby nam zarzucano, że "robimy zabawki z postaci Boskich" - opowiada Kamila. - Ale kiedy wychodziłyśmy do dzieci z Józefem, od razu pytały: "A gdzie Maryja?". Poszłam do bliskiego nam duszpasterza ks. Macieja Zawiszy SAC. Usłyszałam: "Kama, Ona jest w swojej świętości taka ludzka... Róbcie!".

Niemal od początku dziewczyny - związane z Odnową w Duchu Świętym - wiedziały, że szycie przytulanek to nie wszystko. Kamila jest z wykształcenia pedagogiem, jej współpracowniczki - także mamami (Katarzyna nawet ośmiorga dzieci). Postanowiły wykorzystać przytulanki w ewangelizacji i religijnej edukacji najmłodszych. Szybko nawiązały z nimi kontakt wspólnoty z różnych części Polski, prosząc, by zorganizowały zajęcia dla ich dzieci w czasie rekolekcji.

- Jedziemy z Franciszkiem, uczymy dzieci segregacji śmieci, szanowania rzeczy, przetwarzania ich, pokazujemy, że z lekko sczerniałego banana robimy np. placki - kontynuuje Kamila. - Jedziemy z Tereską, mówimy o tym, żeby wszystko, najdrobniejsze czynności, robić z miłością. Wtedy łatwiej wynieść śmieci, poskładać ubrania czy posprzątać. Jedziemy z Józefem - mówimy o szacunku do pracy, o miłości do najbliższych. Mamy już Maryję, więc od razu możemy opowiadać też o Świętej Rodzinie.

Kamila stale się zastanawia, jak jeszcze lepiej łączyć świat przytulanek z wychowaniem dzieci do wartości. - Same podsuwają mi pomysły. Jak choćby wtedy, kiedy zwróciły uwagę na atrybuty świętych i wołały: "Józef ma moc pracy! Maryja ma moc miłości do dzieci! Franciszek ma moc..., Antoni ma moc..., Teresa ma moc..., Rita ma moc...".  A ja myślałam: "No to teraz mi się oberwie od rodziców". Bo mówiły o nich, jakby to byli Superman, Spiderman czy Batman. Aż stwierdziłam: przecież to jest genialne! - mówi Kamila. - Wzorowały się na superbohaterach, więc pomyślałam, dlaczego nie wykorzystać tego ich patrzenia na "moc" i przeciągnąć ich na tę najjaśniejszą stronę - Bożej mocy?

Jak dodaje Kamila: - Rodzice często nam mówią, że przez przytulanki dzieci uczą wiary ich samych. W jednym domu nie ma modlitwy bez "Dziadka", czyli przytulanki św. Jana Pawła II. W innym, gdzie dziecko otrzymało postać św. Franciszka, każdy rodziny wyjazd nie może się już odbyć bez tej przytulanki. - Nie wiemy, jak to się dzieje, ale nasze przytulanki raczej nigdy nie lądują w koszach z innymi zabawkami. Dzieci zawsze kładą je na stoliku czy na łóżku - uśmiecha się Kamila.

Od początku działalności firmy jej pracownice zadecydowały, że nie pójdą na skróty, nie będą działać nieetycznie ani na granicy prawa. Kiedy dowiedziały się, że każda miękka zabawka musi mieć atest i badania właściwego instytutu, nie kombinowały, by uniknąć opłat. Pierwsze badania w KOMAG w Gliwicach kosztowały je 20 tys. zł. Każda kolejna nowa postać to koszt od ok. 4 do 9 tys. zł.

Na jednym ze spotkań z rodzicami Kamila miała okazję opowiedzieć o Ruah, o doświadczeniu żywego Pana Boga. - Mówiłam otwarcie, że nasza firma działa trochę inaczej. Wtedy przeżywałam trudny czas - nie byłam w stanie zapłacić instytutowi 9 tys. zł za badania. Martwiłam się, ale zaufałam Panu Bogu - przyjdzie komornik to będę z nim rozmawiać. Nie chciałam unikać odpowiedzialności. Po tym świadectwie podeszła do mnie jedna mama, mówiąc, że widzi, jak zachowują się jej dzieci po spotkaniu z nami (były po zajęciach z Tereską - uczyły się składać koszulki, porządkować skarpetki) i razem z mężem podjęli decyzję, żeby nam przekazać te 9 tysięcy...

Przytulanka w sprzedaży kosztuje ok. 150 zł. - Czasem słyszę, że skoro jesteśmy chrześcijankami, to powinnyśmy je rozdawać, że są za drogie. Nasze prace to rękodzieło, które powstaje w Polsce - założyłyśmy, że pracujemy dla naszej gospodarki jak tylko potrafimy i nie bierzemy udziału w wyzysku. Nie zlecimy pracy dzieciom w Chinach, choć byłoby taniej. Chcemy też się z naszej pracy utrzymać - tłumaczy.

Kamila musi zapewnić pracowniczkom wypłaty, składki ZUS - wszystkie 4 pracują więc na pół etatach za najniższą krajową.

2 czerwca 2018 r. zawierzyła firmę Matce Bożej na Jasnej Górze.

Od początku dają się prowadzić słowu Bożemu. O mocy Bożego działania przekonują się niemal codziennie. Jak choćby wtedy, przed targami we Włoszech - nie miały pieniędzy na transport, tłumacza, noclegi na miejscu. Ale miały swoje stoisko na Orszaku Trzech Króli w Bielsku. W jednej chwili spotkały osoby, które we wszystkim im pomogły. Poznały wtedy Monikę Dudziak, która zajmowała się stroną promocyjną orszaku, i dzięki temu spotkaniu pojechała z nimi na włoskie targi.

Albo jak na wyprawie do Londynu chciały popularyzować przytulanki wśród Polaków. Z "biznesu" nic nie wyszło. A tuż przed świętami właśnie z Londynu przyszło zamówienie od polskiej firmy, która chciała podarować swoim klientom szyte przez dziewczyny poszewki. - Dzięki temu nie musiałam się martwić o wypłaty i ZUS! - mówi Kamila.

- Żeby móc lepiej spełniać zadania, jakie sobie stawiamy, została powołana Fundacja "Podaruj Radość". Dzięki niej nasza firma stała się przedsiębiorstwem społecznym. Na jego działalność dostałyśmy dotację, przy czym nie możemy jej przeznaczyć na wypłaty i bieżące koszty, ale stworzenie miejsc pracy. Mogłam więc zatrudnić bezrobotne mamy, zagrożone wykluczeniem społecznym. Dwie z nich nie znały się na krawiectwie, zorganizowałam więc szkolenie - opowiada.

Kamila wraz ze swoją firmą zaangażowała się także w Projekt Uwielbieniowy JeMU, który prowadzi spotkania "Młodzi Uwielbiają" na Złotych Łanach. Z jej inicjatywy zrodził się także pomysł copiątkowej, transmitowanej przez Facebook modlitwy w intencji dzieci utraconych, ale też tych żyjących wokół nas. - Marzę o tym, żeby także w tym temacie wspierać rodziców, choćby przez przygotowanie ulotki, gdzie szukać pomocy, którą rodzice będący w tak dramatycznej sytuacji mogliby otrzymać np. w szpitalach - dodaje Kamila.

W marcu Kamila będzie także jedną z uczestniczek spotkania "Ekonomia Franciszka" w Asyżu, na które papież Franciszek zaprosił młodych przedsiębiorców z całego świata. Informacja mignęła jej podczas przeglądania Facebooka.

- Nie zastanawiając się długo, z pomocą translatora wypełniłam zgłoszenie, opisałam, czym i jak się zajmujemy, nie robiąc sobie przy tym żadnych nadziei, że cokolwiek będzie potem i... okazało się, że jestem w grupie około 3 tys. młodych osób, które się zgłosiły. Spośród nich wybrano 500, które będą pracować w 12 grupach przez dwa dni, współpracując z największymi sławami świata ekonomii, następnie już z udziałem pozostałej rzeszy ponad 2,5 tys. osób spotkają się z papieżem Franciszkiem i będą podsumowywać swoją pracę. Okazało się, że... znalazłam się w tej grupie 500 osób. By móc przyjechać, potrzebowałam dwóch listów rekomendacyjnych. Napisali je dla mnie ks. Roman Berke, diecezjalny koordynator Odnowy w Duchu Świętym (jestem jednym z członków rady Odnowy), i ks. Grzegorz Piątek z krakowskiego duszpasterstwa przedsiębiorców "Talent", w którego spotkaniach także uczestniczę.

Co więcej - w listopadzie do Krakowa przyjechali inicjatorzy "Ekonomii Franciszka" - s. prof. Alessandra Smerilli, pierwsza kobieta powołana do Papieskiej Komisji Państwa Watykańskiego, i prof. Luigino Bruni, doradca ekonomiczny Benedykta XVI, dyrektor naukowy programu "Ekonomia Franciszka".

- Ksiądz Grzegorz zaprosił mnie na to spotkanie, przedstawił mnie i... dobrze, że nie do końca zdawałam sobie sprawę, z kim rozmawiam i komu opowiadam o naszej małej piwniczce - śmieje się Kamila. - Nie jestem przedsiębiorcą z krwi i kości - wszystkiego uczę się od podstaw. Ale wierzę, że w rozmowach, na które mnie zaproszono, Duch Święty da nam wszystkim język jedności, w którym się zrozumiemy, i ufam, że razem zrobimy coś naprawdę ważnego dla innych.


O czanieckiej firmie Ruah przeczytacie także w papierowym wydaniu świątecznego "Gościa Bielsko-Żywieckiego".