W Miliardowicach nie było miejsca dla samotności

Urszula Rogólska

publikacja 21.12.2019 23:20

Wchodzili do sali i siadali przy uroczyście nakrytym stole nieśmiało, trochę zmieszani. Ale po dwóch godzinach nikt nie chciał wychodzić, a uśmiech już nie gasł na żadnej twarzy! To było pierwsze takie wydarzenie w miliardowickiej parafii Miłosierdzia Bożego.

Inicjatorzy wigilii dla samotnych i chorych w Miliardowicach z ks. proboszczem Zygmuntem Mizią. Inicjatorzy wigilii dla samotnych i chorych w Miliardowicach z ks. proboszczem Zygmuntem Mizią.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Trzydziestu parafian miliardowickich przyjęło dziś zaproszenie na pierwszą w parafii wigilię dla osób samotnych, chorych i tych, które w minionym roku doświadczyły straty ukochanej osoby.

- Część z państwa nie będzie miała z kim zasiąść do wigilijnego stołu, dlatego jesteśmy tu dziś razem jako rodzina parafialna. Cieszę się, że jesteście i cieszę się, że mogę tu dziś pełnić rolę ojca domu - witał wszystkch ks. proboszcz Zygmunt Mizia.

Po wspólnej modlitwie i odczytaniu Ewangelii o narodzeniu Jezusa, goście najpierw nieco niezbyt pewni siebie, zaczęli sobie składać życzenia. Z każdą chwilą niepewność i smutek poszły w zapomnienie - każdy podchodził do każdego nadzieją i uśmiechem.

A po życzeniach i dzieleniu się opłatkiem - ak na rodzinnej wigilii - nie zabrakło postnych potraw: barszczu, krokietów z kapustą i grzybami, sałatki warzywnej, smażonego karpia i niezliczonych ilości domowych wypieków.

Do wspólnego kolędowania i bożonarodzeniowych refleksji zachęcali wspólnie schola parafialna i wspólnota Dzieci Bożych. A na zakończenie każdy wyszedł z okazałą paczką pełną produktów na świąteczny stół.

Miliardowicka schola zaprosiła do wspólnego kolędowania.   Miliardowicka schola zaprosiła do wspólnego kolędowania.
Urszula Rogólska /Foto Gość

- Jestem pod wrażeniem atmosfery, ciepła, serdeczności osób, które to spotkanie dla nas zorganizowały i które w nim uczestniczyły - podkreśla Barbara Iskrzycka. - Nie wiem dlaczego się tutaj znalazłam, ale nic nie jest dziełem przypadku. I to mądre słowa, że nikt nie jest samotną wyspą dryfującą po oceanie historii - każdy ma swoje miejsce i rolę do spełnianie. Jest mi niezmiernie miło. Spotkałam tu dziś wielu miłych ludzi - doborowe towarzystwo. Połączyły nas różne życiowe sytuacje... Ja zawsze byłam daleko od ludzi - w polu pracowałam jako ogrodnik jako ogrodnik, potem sprzedawałam warzywa w Bielsku. Nie znam tej społeczności, choć mieszkam tu 40 lat. Słowa podziękowania kieruję pod adresem nowego księdza proboszcza. To było coś wspaniałego!

O takim wigilijnym spotkaniu, ks. proboszcz Zygmunt Mizia marzył już w zeszłym roku, kiedy trafił do Miliardowic - po pierwszych odwiedzinach u chorych. Upewnił się trochę później, chodząc po kolędzie. Ale był w parafii dopiero od kilku miesięcy. - Jak? Sam? Nie dałbym rady - mówi.

Takie popołudnie dla samotnych, było też marzeniem Sandry Truss, jednej z parafianek. Podzieliła się nim z przyjaciółkami: Moniką Zuch i Joanną Mirek-Francuz. We trzy od kilku miesięcy należą do parafialnego kręgu biblijnego.

- To taki czas, że w domu jest dużo rzeczy do zrobienia, ale nie można myśleć tylko o sobie - mówi Monika Zuch. - Moja mama pracowała w opiece społecznej. Od małego mnie uczyła, żeby być otwartym na pomaganie innym. Kiedy Sandra podzieliła się z nami pomysłem - byłyśmy gotowe!

- Poszłyśmy z naszym pomysłem do księdza, a on od razu podjął decyzję błyskawicznie. Zaplanował termin, wynajem sali, razem zebraliśmy ekipę i… dziś już mamy nadzieję, że te spotkania staną się już tradycją - dodaje Joanną Mirek-Francuz.

W Miliardowicach nie mogło zabraknąć dzielenia się opłatkiem.   W Miliardowicach nie mogło zabraknąć dzielenia się opłatkiem.
Urszula Rogólska /Foto Gość

- Nikt nie lubi samotności. Każdy potrzebuje bliskości, zainteresowania. W naszej parafii nie brakuje osób, które chciały włączyć się w pomaganie - tłumaczy Sandra Truss. - Zaangażowały się: krąg biblijny, schola, Dzieci Boże, inni parafianie. Nie zamawialiśmy nigdzie potraw na to spotkanie. Wszystko jest domowej roboty. Każdy dał coś z siebie i… wyszło pięknie!

- Rodziny mają 500+, więc dużo lżej im poradzić sobie w obecnej rzeczywistości. Natomiast osoby starsze, chore, nierzadko zostają same. To głównie ich tu dziś zaprosiliśmy - dodaje ks. Mizia. - Większość skorzystała z zaproszenia, pozwoliła się tu przywieźć. Wierzę, że za rok spotkamy się tu znowu i że już nikt nie będzie się wahał czy do nas dołączyć.