To było niebo na ziemi - żywieccy pątnicy o swoim pielgrzymowaniu

Urszula Rogólska

publikacja 29.08.2019 23:56

Niebem na ziemi nazywa tegoroczną pieszą pielgrzymkę z Żywca na Jasną Górę Krzysztof Rodak, który doszedł do celu dziewiąty raz. A Weronika Jelonek, która mu towarzyszyła po raz pierwszy, ma już plan na to jak spędzić siedem dni sierpnia przyszłego roku: - Pójdę drugi raz! - uśmiecha się poprawiając na głowie wianek pielgrzymkowej debiutantki.

Monika i Hubert Gachowie weszli na Jasną Górę w swoich strojach regionalnych. Monika i Hubert Gachowie weszli na Jasną Górę w swoich strojach regionalnych.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Wśród tegorocznych pielgrzymów 408. Pieszej Pielgrzymki Żywieckiej na Jasną Górę, przebiegającej od 23 do 29 sierpnia pod hasłem "Spotkałeś?" byli tacy, którzy doszli do celu już kilkadziesiąt razy, ale było i bardzo wielu pierwszaków. Niektórzy z różnych względów zamieniają pieszą trasę "młodzieżową", na krótszą, "myszkowską".

Naszą relację i galerię zdjęć z dnia rozpoczęcia pielgrzymki, znajdziecie tutaj: Żywiec idzie na Jasną Górę! Kierunek: spotkanie w konfesjonale.

A z powitania pielgrzymów i Mszy św. na Jasnej Górze tutaj: Pielgrzymi z Żywca przynieśli swoje stągwie z wodą na Jasną Górę.

- Dwa lata temu szłam po raz pierwszy z Żywca. Pamiętam dokładnie każdy dzień, bo nogi miałam takie spuchnięte - opowiada Anna Zoń z Czernichowa. - W tym roku znowu bardzo chciałam iść, ale pamiętając o tamtym pielgrzymowaniu, wyruszyłam z Myszkowa. Szło mi się bardzo dobrze - każdemu polecam! Jestem urzeczona sanktuariami maryjnymi, jakie odwiedziliśmy po drodze, zwłaszcza Leśniowem. Tam po prostu trzeba trafić! Szłam do Matki Bożej, bo mam za co dziękować…

- Jest i za co przepraszać - dodaje wędrująca obok Anny Wanda Piela z Międzybrodzia Żywieckiego. - Przepraszaliśmy za to, coś dzieje - za obrazę wizerunku Matki Bożej. Dobrze było wyruszyć w pielgrzymce, żeby pokazać odwagę; żeby zobaczyć, że wcale nas nie jest tak mało; że hasło "Bóg, Honor, Ojczyzna", jest jeszcze mottem życia dla wielu w codziennym postępowaniu.

Mali i duzi na Jasnej Górze po tygodniowej wędrówce do Mamy, wśród duszpasterzy.   Mali i duzi na Jasnej Górze po tygodniowej wędrówce do Mamy, wśród duszpasterzy.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Po raz pierwszy na 170-kilometrową wędrówkę wybrała się Weronika Jelonek z Żywca. - Wiele lat temu chciałam już iść na pielgrzymkę, ale jakoś się nie udawało. W tym roku wyciągnął mnie tu mój chłopak. Czułam się naprawdę wspaniale, bardzo bezpiecznie i to już od pierwszego dnia, od 23 sierpnia.

- Dla mnie ta pielgrzymka to było niebo na ziemi! - nie ma wątpliwości Krzysztof Rodak, także z Żywca, chłopak Weroniki, który z Pieszą Pielgrzymką Żywiecką szedł na Jasną Górę po raz dziewiąty. - Bardzo serdeczna atmosfera, każdy każdemu pomagał, każdy mógł liczyć na wsparcie innych.

- Chociaż nie wszyscy się znamy, mogliśmy mieć do siebie wzajemnie zaufanie - podkreśla Weronika i ma już plan na to jak spędzić te siedem dni sierpnia przyszłego roku: - Pójdę drugi raz!

Oboje mówią o tym, jak są poruszeni głównym tematem pielgrzymki: sakramentem pokuty i pojednania: - Poruszaliśmy ten temat w różnych aspektach. Nasi księża, kierownicy duchowi, oswoili nas z nim bardzo szczegółowo na konferencjach i w homiliach - dodają młodzi.

 

Iza Molenda z żywieckiej parafii konkatedralnej ma zaledwie 14 lat, a na Jasną Górę pielgrzymowała już po raz… piętnasty! - Mam to prawie od poczęcia - uśmiecha się. - Nie wyobrażam sobie, żeby mnie tu nie było. Zwłaszcza, że przed dwoma laty po raz pierwszy poszła też mój koleżanka. Jest bardzo fajna atmosfera, mili ludzie, z którymi codziennie się rozmawia, modli i śpiewa. To, co było wyjątkowe w czasie tej pielgrzymki, a co bardzo wyraźnie zauważyłam, to to, że dużo więcej osób niż zazwyczaj podchodziło do konfesjonału. Bo tak naprawdę, to przecież bez spowiedzi nie ma życia…

Monika i Hubert Gachowie weszli na Jasną Górę w swoich strojach regionalnych.   Monika i Hubert Gachowie weszli na Jasną Górę w swoich strojach regionalnych.
Urszula Rogólska /Foto Gość

W stroju góralskim na Jasną Górę przyjechała Monika Gach. Jej mąż, Hubert szedł pieszo - po raz ósmy.

- Nie bardzo mi się chciało wyruszać tu dziś rano, ale jednak coś w sercu mówiło, że trzeba się wybrać - opowiada Monika. - Mąż zainwestował w nasze stroje regionalne. Sam go dziś, na ostatni dzień pielgrzymki założył, więc spełniłam jego prośbę, zmobilizowałam się i przyjechałam. Przez ten tydzień śledziłam pielgrzymkowe relacje na facebooku. Najbardziej żałuję, że nie dostałam urlopu i nie mogłam wyruszyć pieszo. Wcześniej byłam dwukrotnie na pielgrzymce. To jest bardzo dobry reset od wszystkich innych spraw i problemów…

- Było ciężko, ale warto. W czasie pielgrzymki można odkryć w sobie różne rzeczy, poznać wielu przyjaciół, znajomych. Polecam każdemu - mówi Hubert Gach. - W drodze przełamałem się w wielu różnych bólach, cierpieniach i dolegliwościach. Bo to można przełamać i iść radośnie, z wiarą i miłością. Szybko się okazuje, że trudności fizyczne wcale nie przeszkadzają!

Trzeci raz pielgrzymował Bogdan Szeląg z Pietrzykowic. - Lepiej niż na pielgrzymce nie da się spędzić wolnego czasu - mówi. - Dostajesz tyle łask, nie ma niewysłuchanej! Co chciałem - dostałem, a wierzę, że jeszcze więcej dostanę… Nosiłem uzdrowienie mojego małżeństwa i dużo innych pomniejszych intencji. Najważniejsze dla mnie były pierwszy i ostatni, dzisiejszy dzień - te emocje, że się doszło! Wiele zapamiętam też z codziennych konferencji. Szczegółowo zostały omówione wszystkie warunki dobrej spowiedzi. Utkwiło mi szczególnie w pamięci zadośćuczynienie. Pokuta zadana w konfesjonale przez księdza, to nie wszystko. Ważny jest jeszcze ten akt miłości wobec Pana Boga i ludzi po wyspowiadaniu się…