Dzieci z Ukrainy gościły w bielskim Lipniku marszałka Senatu RP

Urszula Rogólska

publikacja 22.08.2019 17:33

Marszałek Senatu Stanisław Karczewski odwiedził dziś dzieci i ich opiekunów z Żytomierza i Kijowa, przebywających na kolonii polonijnej w Jubileuszowym Ośrodku Caritas w Bielsku-Białej-Lipniku.

Marszałek Stanisław Karczewski z kolonistami z Ukrainy, ich opiekunami i dobroczyńcami. Marszałek Stanisław Karczewski z kolonistami z Ukrainy, ich opiekunami i dobroczyńcami.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Prawie setka dzieci i młodzieży z Ukrainy, mających polskie korzenie, przebywała na dwóch turnusach w bielskim Lipniku. Od 31 lipca do 13 sierpnia była to grupa 45 osób - głównie nastolatków z Kijowa, a od 15 do 28 sierpnia - wakacje spędzają tu dzieci w wieku od 7 do 11 lat - przede wszystkim z rzymskokatolickich parafii: św. Wacława w Żytomierzu i Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła w Kijowie. Ale były też dzieci z innych Kościołów.

- Kolonie współfinansuje kancelaria Senatu RP, Caritas Polska, a w naszym mieście także Urząd Miasta Bielsko-Biała. My współorganizujemy ten czas naszym gościom - mówi Dawid Jeziorek z Caritas Bielsko-Żywieckiej. - Dzieci pochodzą z rodzin o polskich korzeniach, najczęściej są związane z parafiami, z którymi współpracuje Caritas. Większość dzieci mówi tylko po ukraińsku. Tutaj mają okazję, żeby przypomnieć sobie język przodków lub w ogóle zacząć się go uczyć. Senat RP jest opiekunem Polonii zagranicznej, stąd też dzisiejsza wizyta marszałka u nas.

Wraz ze Stanisławem Karczewskim dzieci odwiedzili: senator Andrzej Kamiński, ks. Robert Kurpios - dyrektor Bielsko-Żywieckiej Caritas i Szczepan Wojtasik, bielski radny.

Ks. Kurpios dziękował Kancelarii Senatu za pomoc w zorganizowaniu kolonii, a tym samym - umożliwieniu dzieciom kontaktu z językiem i kulturą polską.

Dzieci z Żytomierza i Kijowa spędzają w Lipniku dwutygodniowe wakacje.   Dzieci z Żytomierza i Kijowa spędzają w Lipniku dwutygodniowe wakacje.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Marszałek Karczewski przypomniał, że kancelaria organizuje wypoczynek, naukę, obozy wakacyjne dla dzieci i młodzieży o polskich korzeniach nie tylko zza wschodniej granicy, ale i wielu części świata. - Niezwykle cenimy sobie tę formę ich kontaktu z Polską. Można powiedzieć, że to jest taka żywa lekcji polskości, języka polskiego, historii Polski, tradycji - mówił S. Karczewski. - Poznajecie tutaj piękne i wspaniałe miejsca Polski. Bardzo często młodzież mówi, że zakochuje się w Polsce i ta miłość trwa. Później jest kontynuowana - młodzi ludzie przyjeżdżają do nas wykorzystywać znajomość języka polskiego, uczą się na naszych uczelniach. Dlatego bardzo zachęcamy - mamy bardzo dużo dobrych uczelni, które stoją otworem, czekają na młodzież - również młodzież z Ukrainy.

Marszałek poprosił dzieci, by przekazały podziękowania i pozdrowienia swoim najbliższym, życzył, by nie zapominały o swoich polskich korzeniach i kultywowały polskie tradycje, naukę języka polskiego.

Dzieci zaprezentowały gościom polskie i ukraińskie piosenki, zatańczyły "Trojaka", podarowały im swoje upominki i także otrzymały prezenty - m.in. piłki do gier zespołowych.

Podczas dwutygodniowych kolonii dzieci zwiedziły Bielsko-Białą, korzystały z basenu, wyjeżdżały do Krakowa, Wadowic, Łagiewnik, były w górach. Codziennie uczestniczą w lekcjach języka polskiego, bawią się na boiskach przy ośrodku Caritas i pobliskim domu sióstr szkolnych de Notre Dame.

Od lewej: ks. Robert Kurpios, dyrektor bielsko-żywieckiej Caritas, marszałek Stanisław Karczewski i senator Andrzej Kamiński.   Od lewej: ks. Robert Kurpios, dyrektor bielsko-żywieckiej Caritas, marszałek Stanisław Karczewski i senator Andrzej Kamiński.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Koordynatorką kolonii jest Iza Barcik - nauczycielka języków obcych w Zespole Szkół Samochodowych i Ogólnokształcących w Bielsku-Białej, a opiekunami - siostry nazaretanki: pochodząca z Ukrainy s. Olga Stanisławienko, pracująca w Żytomierzu, oraz s. Beata Sobczyk z domu zgromadzenia w Kijowie. Wspiera je dwóch dorosłych opiekunów: Rusłan z Kijowa i Igor z Żytomierza, którego dziadek był Polakiem spod Lwowa. Na co dzień pracują i posługują przy parafiach. Nie pierwszy też raz opiekują się dziećmi. Rozumieją język polski, wstydzą się jednak jeszcze swoich umiejętności, ale kiedy trzeba - np. w sklepach, na ulicy - pomagają dzieciom w porozumiewaniu się.

S. Olga mówi, że wrażeń i emocji jest tyle, że kiedy dzieci dzwonią do domów, potrafią opowiadać rodzicom nawet 1,5 godziny o tym, co się wydarzyło. - Wszystko je zachwyca. A co najbardziej? Zielone trawiaste boisko u sióstr de Notre Dame w Lipniku. Jak tylko zobaczyły trawę, od razu zaczęły się turlać, pytały, czy mogą chodzić po niej boso i… krzyczeć z radości - śmieje się s. Olga - Większość z nich mieszka w kijowskich blokowiskach, gdzie prawie nie ma zieleni.

Dobromir, który mówi bardzo dobrze po polsku, od razu opowiada, że najbardziej podobała mu się w Bielsku statuetka Reksia, a drugie miejsce po niej zajmuje oczywiście boisko i piłka!

Wielkim zaskoczeniem były dla dzieci polskie monety. - Dla nich metalowe pieniądze to kopiejki, takie nasze grosze - o małej wartości. Kiedy kupowały w Krakowie pamiątki, chowały je głęboko w kieszeni, płacąc jedynie banknotami. Dopiero musieliśmy im wytłumaczyć prawdziwą wartość złotówki, dwóch czy pięciu złotych - dodają siostry.

Czymś nowym jest dla nich też jedzenie. - Jedzą wszystko, co się im poda, ale są zaskoczone nowymi smakami, przyprawami. Najlepiej schodzą płatki kukurydziane z mlekiem na śniadanie i oczywiście nutella. W ich domach płatki są traktowane jako deser, tutaj się nimi zajadają. Bardzo smakowała im grochówka! - opowiadają siostry.

Dla dzieci gotują Monika Dobija i Joanna Stefaniak, właścicielki firmy "Chochla". Nie mogą się nachwalić dzieci. - Zjadają wszystko i zawsze, po każdym posiłku ustawia się do nas kolejka z podziękowaniami - uśmiechają się kucharki. - Staramy się gotować głównie dania tradycyjnej kuchni polskiej. A za czym dzieci się rozglądały podczas pierwszego posiłku? Za chlebem! Już wiemy, że niezależnie od tego, jaką zupę zrobimy - jarzynową, pomidorową, kartoflankę, a nawet rosół - chleb musi być!

Marszałek Senatu Stanisław Karczewski podczas spotkania z dziećmi z Żytomierza i Kijowa oraz ich opiekunami.   Marszałek Senatu Stanisław Karczewski podczas spotkania z dziećmi z Żytomierza i Kijowa oraz ich opiekunami.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Jest taki punkt dnia na kolonii, przed którym się początkowo broniły… To lekcje języka polskiego. - Są bardzo chętnie do współpracy: do zabawy, śpiewu, szukają bliskiego kontaktu - mówi Iza Barcik. - Przyjechały z pewną wiedzą dotyczącą języka polskiego. Wiele z nich potrafi modlić się po polsku, bo w domu modlą się w ten sposób z babciami, dziadkami czy rodzicami. Trudność jest taka, że... mamy wakacje i taki kurs językowy, jaki zaplanowałam, jest niemożliwy do zrealizowania. Od początku błagały - tylko nie szkoła! - śmieje się Iza Barcik. - Uczę więc je śpiewem, tańcem, wierszykami. Na poprzednim turnusie była młodzież - młodzi chcieli, żebym ich uczyła polskiego nie z pomocą rosyjskiego, ale angielskiego. Pod koniec swojego pobytu już się nie krępowali mówić po polsku.

Iza Barcik dodaje, że dla wielu - zwłaszcza najmłodszych dzieci - kolonie, to okazja do odkrycia swoich korzeni, polskiej tożsamości. - Mówię im: "W waszych żyłach płynie polska krew". Oni to przyjmują; przypominają sobie polskie tradycje kultywowane w domach: świąteczne potrawy, łamanie się opłatkiem.

- Tradycję kolonii dla dzieci i młodzieży o polskich korzeniach, współorganizowanych z Kancelarią Senatu RP, zapoczątkował mój poprzednik ks. Robert Kasprowski. My ją kontynuujemy - dodaje ks. Robert Kurpios. - To bardzo dobre dzieło. Mamy warunki, by przyjąć dzieci, więc kiedy Caritas Polska zachęciła Caritas diecezjalne, zdecydowaliśmy się od razu.