Męska przygoda rozpoczęła się dziś w Rychwałdzie

Urszula Rogólska

publikacja 15.07.2019 22:13

Jest ich dwunastu - niczym Apostołów. Towarzyszy im franciszkanin o. Paweł Kijko OFMCov. Dziś rozpoczęli razem Beskidzką Drogę Wojowników - górską wyprawę ojców i synów.

Męskie pożegnanie ukochanych kobiet - i w drogę! Męskie pożegnanie ukochanych kobiet - i w drogę!
Urszula Rogólska /Foto Gość

Marek Wójcik - tata trójki dorosłych dzieci i mąż Renaty (dokładnie dziś obchodzą 30. rocznicę ślubu) - doskonale pamięta kajakową wyprawę z Piotrem, najstarszym synem przed kilkoma laty. Opuścili już swoich towarzyszy kilkudniowej przygody. Mieli wracać na południe Polski, do domu. Niestety uciekł im ostatni pociąg.

- Podjechaliśmy stopem do najbliższej miejscowości i.... postanowiliśmy przeczekać te kilka godzin na stacji paliw. Tej nocy nie zapomnimy nigdy. Wyjąłem karty. Nauczyłem syna grać w brydża. Dwa lata późnej zdobył srebrny medal w olimpiadzie brydżowej - uśmiecha się Marek.

Nie sposób było nie zabrać na wyprawę i młodszego syna, Wojtka. Doświadczenie męskiego budowania ojcowsko-synowskich relacji we dwóch, w nieraz trudnych warunkach, tak mocno w nich utkwiło, że Marek postanowił podzielić się nim z innymi ojcami. Jako doradca rodzinny, wykładowca i specjalista komunikacji interpersonalnej z wieloletnim stażem, powiedział o pomyśle męskiej wyprawy ojców i synów franciszkanom z Rychwałdu. Trzy lata temu w góry wybrała się pierwsza ekipa. Nie było łatwo. Było morderczo! - Trasę skróciliśmy, bo góry nas pokonały. Nie mam żalu, bo one wszystko mogą! - rzuca Marek.

W tym roku na wyprawę zdecydowało się kolejnych sześciu ojców i ich sześciu synów. Cały dobytek na pięć dni - namioty, śpiwory, wyżywienie, ubrania, wszelkie potrzebne sprzęty - będą nosić na własnych barkach. Z Brzeska przyjechali tato Damian i jego 10-letni syn Daniel Szydłowscy, z Kęt - tata Sławek i 10-letni Krzyś Jędryskowie, z Andrychowa - tata Zbyszek i 11-letni syn Franciszek Paluchowie, z Oświęcimia - tata Jacek i 13-letni syn Tomek Kolasa, a aż z Dani - tata Andrzej i 18-letni syn Adam Kałasowie. Markowi Wójcikowi ponownie towarzyszy 19-letni syn Wojtek - tegoroczny maturzysta, już prawdziwy specjalista od sztuki survivalu i integrowania młodzieży. Z ojcami natomiast będzie pracował o. Paweł, zaś Marek jest odpowiedzialny za całość od strony organizacyjnej.

Wojownicy - ojcowie i synowie - w Rychwałdzie, tuż przed wyruszeniem w drogę do Korbielowa.   Wojownicy - ojcowie i synowie - w Rychwałdzie, tuż przed wyruszeniem w drogę do Korbielowa.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Trafiliśmy tu w dość ciekawy sposób - mówi Damian Szydłowski. - Mój kolega chciał zorganizować spotkanie klasowe i szukał jednego z klasowych kumpli, którego nie widział 25 lat. Okazało się, że ten został franciszkaninem, który obecnie jest w Rychwałdzie. Żeby było ciekawiej - ten kolega i jeszcze jeden, który też przygotowuje to spotkanie, nie bardzo mają po drodze z Kościołem i są przeciwnikami księży. Ale weszli na stronę franciszkanów z Rychwałdu, zobaczyli informację o wyprawie i mówią mi: "Patrz, jaka super przygoda dla ojca z synem. Możesz wyjść w góry, przeżyć spotkanie i wzmocnić więzi z synem". I tak znaleźliśmy się tu dzięki koledze, który w ogóle nie chodzi do kościoła. Szybki telefon do Rychwałdu czy są wolne miejsca i mówię żonie: "Biorę urlop i zaczynam wakacje z synem!".

Razem pojechali zrobić niezbędne zakupy, ktoś im podarował namiot - i byli gotowi. - Nigdy nie byliśmy nigdzie tylko we dwóch. Syn, jako ministrant, trochę jeździ na wyjazdy z kościoła. Ale sam. Trochę smutno jest córce, która przed wyjazdem mnie zapytała: "A nie chcesz zacieśnić więzi z córką". No pewnie, że z nią też pojadę (Kingusia i mama Katarzyna Szydłowskie też były w Rychwałdzie razem z mężczyznami. Wracały do domu same). - Nie wiem czego się spodziewać - dodaje Damian. - Najważniejsze jest to, że będziemy razem. Lubmy takie spontaniczne wypady, ale w lesie na takiej wyprawie razem jeszcze nie byliśmy. Każdy dzień, każda chwila będzie czymś nowym.

Marek Wójcik (na zdjęciu z synem Wojtkiem i żoną Renatą) jest jednym z inicjatorów Beskidzkiej Drogi Wojowników.   Marek Wójcik (na zdjęciu z synem Wojtkiem i żoną Renatą) jest jednym z inicjatorów Beskidzkiej Drogi Wojowników.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Krzyś Jędrysek zobaczył plakat o wyprawie w swojej szkole. Dał znać tacie. A że obaj lubią takie wyjścia, zdecydowali się natychmiast. Krzyś wczoraj wrócił z dwutygodniowego obozu harcerskiego. Szybkie pranie ubrań, suszenie i dziś już był gotowy na nową przygodę. - Miał 3,5 roku kiedy sam wszedł na Pilsko. W zeszłym roku poszliśmy tam zimą. Też dał radę. W góry mamy blisko, więc od czasu do czasu chodzimy - żeby była przygoda, żeby być razem - mówi tata Sławek. - Campingowo jeździmy dość często, trampingowo - pierwszy raz. Myślę, że lekko nie będzie. Wiadomo - tata jak ten muł będzie dźwigał większość naszych rzeczy. Nie wiem czego się spodziewać. Chcemy dać się zaskoczyć. Ciekawi mnie ta część integracyjna.

W domu została mama Monika i siostra Krzysia - Ania. - Żona od razu przyklasnęła: jeśli z synem - jedź! - dodaje tata.

Franek Paluch ma mieszane uczucia… Nie wie czego się spodziewać po wyprawie, na którą tak właściwie wyciągnął go tata Zbyszek. - Zadecydowała ciekawość - mówi tata. - Byliśmy tu, w Rychwałdzie z żoną, na rekolekcjach małżeńskich. Dowiedzieliśmy się o tej inicjatywie i postanowiłem, że w ramach poprawy naszych relacji, weźmiemy w niej udział. Nigdy jeszcze nie byliśmy razem w górach. Wyjeżdżaliśmy maksymalnie na dwa, trzy dni. Poza tym zawsze blisko była żona, co też nie pozostaje bez wpływu na czyste relacje ojcowsko-synowskie. Ale myślę, że damy radę.

- O wyprawie powiedziała mi żona, zaangażowana "Alphowiczka" -  zna ojców franciszkanów i Rychwałd dzięki kursom Alpha. - mówi tata Jacek Kolasa. - Zaciekawiło mnie to - bo to okazja, żebyśmy pobyli razem, bo będzie na to czas, którego nie ma w domu, kiedy się mijamy. Poznamy się lepiej, dotrzemy - ma nadzieję tata,

Tomek niedawno wrócił z obozu militarnego. Nie bardzo miał ochotę na ten wyjazd. Wolałby posiedzieć w domu, ale… tata chciał, więc tu jest!

- O wyprawie przeczytaliśmy już rok temu na stronie franciszkanie.pl - mówi Andrzej Kałas. - Fajna sprawa. Od 15 lat mieszkamy w Danii i brakuje nam takich pogłębionych kontaktów, takich rekolekcji. W tym roku zrobiliśmy sobie z żoną naszą prywatną EDK. A niedawno zapytałem syna czy ma czas i czy pojechałby ze mną ta taką wakacyjną wyprawę. Bardzo mnie ucieszyło, że chciał. Myślę, że będzie dobrze. To nasza pierwsza wyprawa we dwóch. Do tej pory dzieci jeździły same na obozy i rekolekcje oazowe albo podróżowaliśmy rodzinnie - z żoną Kamilą, Adamem i jeszcze dwójką naszych dzieci: Jarkiem i Marią. Widzę, że tu są fajni ludzie, że Adam ma rówieśników, że znajdą wspólny język.

Adam się trochę martwi, bo zapomniał wziąć buty do wędrówki. - Jakoś przeżyję w tych, które mam - śmieje się.

Męską wyprawę rozpoczęła Msza św. w kaplicy Franciszkańskiego Domu Formacyjno-Edukacyjnego. - Podoba mi się taki Kościół, który nie boi się wyzwań - witał mężczyzn i towarzyszące im panie o. Paweł Kijko OFMConv. - Wszyscy ładnie wyglądamy, ale spokojnie: za dwa dni nie będziecie ani ładnie wyglądać, ani ładnie pachnieć. Może nie będziecie się uśmiechać, może będziecie chcieli wracać. I bardzo dobrze - mówił o. Paweł, kontynuując podczas homilii: - Życie jest trudne. Im szybciej to sobie uświadomimy i to zaakceptujemy, tym będzie łatwiejsze. Idziemy do lasu. Będzie ciężko. Może padać. Ale idziemy z takim przekonaniem, że przyjmujemy wszystkie przeciwności takie, jakie przyjdą.

Nawiązując do słów ewangelii o tym, ze chrześcijanin ma być solą i światłem dla świata, o. Paweł dodał: - Jezus nam stawia poprzeczkę jeszcze wyżej: jesteśmy solą i światłem dla świata. W pocie, którego doświadczymy, też jest sól. Jeśli ktoś świadomie chce przeżywać swoją wiarę, musi przyjąć to, że jest wezwany, by być światłem i solą. Same dla siebie nie mają żadnego znaczenia. Sól sama siebie nie smakuje, światło jeśli nie ma komu świecić, nie jest potrzebne. Wierzę w to, że kiedy zdecydowaliście się na to wyjście, jesteście gotowi być światłem i solą dla Kościoła. To jest trudne. Ale możemy poczuć się też zaszczyceni tym, że do tego Bóg nas powołuje - żeby nie ukrywać tego, co Bóg ze mnie wydobywa, ale żeby to brać z pokojem; nadawać smak i blask światu.

O. Kijko zaznaczył także rolę duchowych autorytetów w dzisiejszym świecie. One nie wykuwają się przed telewizorem, ale w zmaganiu, w trudzie, przez doświadczenie. - Prawdziwym autorytetem jest ten, kto potrafi dać światło i smak tam, gdzie jest - podkreślił franciszkanin. - Odpowiedzieliście na to wezwanie, żeby pozwolić wykuwać z siebie to trudne doświadczenie zmagania się z porażkami, słabościami, ze zniechęceniem, z tym, co w naszych oczach jest trudne, może także przez doświadczenie krzyża. Tak naprawdę nie wiemy jakie światło i jaką sól Bóg będzie chciał przez to z nas wydobyć. Wierzę, że taki jest prawdziwy Kościół - doświadczony, zmęczony, styrany, ale Kościół, który nadaje smak i blask.

Franciszkanin mówił także o potrzebie męskich autorytetów - Bożych ojców, mężów i synów w dzisiejszym świecie. W kontekście wyprawy przypomniał hasło amerykańskich marines: "Nikt nie zostaje z tyłu", "Nikt nie zostaje za linią wroga". Jeśli zostaje - wracamy po niego. - To nie jest żadna konkurencja: kto szybciej, kto bardziej, kto więcej. Jeśli ktoś nie daje rady nieść plecaka, to ktoś inny pomaga. Jeśli nie masz jedzenia – ma je ktoś inny, dzielimy się. Razem idziemy, razem się zmagamy - podkreślił.

Jak dodaje Marek Wójcik, po wyprawie spodziewa się… wszystkiego najlepszego. Po wędrówce, która codziennie potrwa kilka godzin, na wszystkich czekają atrakcje. Ojcowie i synowie będą mogli pobyć nie tylko we dwóch - jak na trasie - ale i z innymi uczestnikami wyprawy. - Wiem, że to będzie fajny czas, spędzony rodzinnie. Synowie bardzo potrzebują ojców, ale i ojcowie chcą nawiązać silną relację z synami. Góry sprawiają, że to się udaje…

Trasa poprowadzi ojców i synów z Korbielowa na Halę Miziową, Pilsko, Halę Boraczą, Rysiankę, Słowiankę do Żabnicy.

Przedsięwzięciu patronuje franciszkańska Fundacja "Rodzina w Służbie Człowieka".