Niezłomni z Podbeskidzia, żołnierze "Bartka", upamiętnieni w Starym Grodkowie

Alina Świeży-Sobel

publikacja 09.06.2019 09:20

Na leśnej polanie w Starym Grodkowie, w miejscu odnalezienia szczątków zamordowanych w wyniku prowokacji UB w 1946 r. partyzantów ze Zgrupowania NSZ VII Okręgu Śląskiego, walczących na terenie Beskidu Śląskiego i Żywieckiego pod dowództwem mjr. Henryka Flamego "Bartka", stanął ich pomnik. To 6-metrowy krzyż, otoczony przez głazy upamiętniające miejsce odnalezienia zwłok, a także symboliczny zarys ścian baraku, w którym zginęli, wypełniony fotografiami partyzantów...

Pomnik odsłoniła córka "Bartka" - Alicja Reinhardt, na zdjęciu wraz z prezesem IPN dr. Jarosławem Szarkiem i wiceprezesem prof. Krzysztofem Szwagrzykiem. Pomnik odsłoniła córka "Bartka" - Alicja Reinhardt, na zdjęciu wraz z prezesem IPN dr. Jarosławem Szarkiem i wiceprezesem prof. Krzysztofem Szwagrzykiem.
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Jak przypominał prowadzący poszukiwania ich szczątków prof. Krzysztof Szwagrzyk, wiceprezes IPN, we wrześniu 1946 r. przywieziono do grodkowskiego lasu około 30 młodych ludzi z oddziałów "Bartka". Wyjechali z Beskidów, by dołączyć do żołnierzy gen. Andersa i walczyć dalej z komunizmem. Łącznie w trzech transportach wywieziono ponad stu partyzantów. To obok obławy augustowskiej największa zbrodnia komunistów na opozycji. 

- Przyjechali na miejsce noclegu, do baraku, gdzie przygotowano dla nich kolację, podano alkohol. Nie wiedzieli, że wcześniej lekarz UB przez zalakowane butelki wstrzyknął środki nasenne. Nikt nie przypuszczał, że to ostatnie godziny ich życia. Nie wiedzieli, że pod barakiem zamontowano siedem min, a wokół polany czekało ponad 70 funkcjonariuszy UB i 30-40 sowietów z NKWD. Nad ranem nastąpił potężny wybuch. Potem zaczęli strzelać, żeby mieć pewność, że nikt nie przeżyje. I zabito wszystkich. Szczątki ubecy wrzucili do płytkich dołów po wybuchach moździerzowych, a najwięcej zwłok trafiło do przygotowanego wcześniej rowu, gdzie wrzucali zwłoki w trzech warstwach. Każde z tych miejsc upamiętniają te głazy. W osobnym dole spalili też wszystkie rzeczy, które po nich zostały i stąd banda oprawców jedzie do Barutu, gdzie tydzień później mordują ostatnią grupę partyzantów.

Przez wiele lat ziemia grodkowska skrywała tę mroczną tajemnicę. Kiedy ujawniła ją wczesną wiosną 2016 r., to my wszyscy, którzy mieliśmy honor pracować tutaj, staliśmy porażeni tym, co mogliśmy zobaczyć. Najpierw to był harcerski krzyż, później wojskowy orzełek z koroną i ryngraf z Matką Boską, a 17 marca 2016 r. odnaleźliśmy pierwsze szczątki. Dziś spotykamy się przy ich pomniku, którego głównym elementem jest krzyż: znak ich i naszej wiary. Odnajdywaliśmy przy nich krzyżyki, medaliki, ryngrafy i fragmenty różańców - wspominał prof. Szwagrzyk. Jak dodawał, znaleziono też strzykawkę... - Dziś jeszcze nie wiemy, ilu ich było dokładnie, ale będziemy to wiedzieć! To jeszcze nie jest koniec naszej pracy, bo trzeba wszystkich odnaleźć, zidentyfikować i godnie pochować - zapewniał prof. Szwagrzyk, który podziękował także wszystkim wolontariuszom, którzy pomagali w pracach na polanie śmierci w Starym Grodkowie.

- Spotykamy się, aby uczcić pamięć zamordowanych podstępnie żołnierzy oddziałów mjr. Henryka Flamego "Bartka" - mojego taty - mówiła przed odsłonięciem monumentu Alicja Reinhardt, córka "Bartka". - Wszyscy oni mieli jedną ideę: walkę o wolną Polskę. Jednak ta mała garstka bohaterskich żołnierzy nie miała najmniejszych szans przy bestialskim reżimie, przy UB. Mimo tych tragicznych wspomnień jestem dziś szczęśliwa, że dobry Bóg pozwolił mi dożyć, iż ci żołnierze z moim ojcem "Bartkiem" na czele zostali zrehabilitowani i doczekałam czasów, w których przyznano im należne od zawsze: honor, godność i cześć...

Przypominała relację mamy, która przekazywała, że mjr Flame nazywał swoich podkomendnych po ojcowsku: moi chłopcy z lasu. - Uczestnicząc w tych uroczystościach odbywam swego rodzaju pielgrzymkę za mojego tatę, dla niego i dla tych wszystkich bohaterskich chłopców z lasu. Z modlitwą w duszy, w ciszy i zadumie chcę oddać im wszystkim najwyższy hołd i obiecać dozgonną pamięć - mówiła Alicja Reinhardt.

Wśród składających hołd pod pomnikiem była również siostrzenica Franciszka Talika "Misia" z Małego Ciśca - Krystyna Mikociak z Zarzecza, która trzymała cały czas jego fotografię. Ze łzami w oczach mówiła, jak ważny jest dla rodzin ten dzień oddania im czci. - Wujek w czasie wojny był w Auschwitz. Po wojnie wzięli go do wojska i nie wytrzymał: uciekł. Tutaj nie miał już szans na normalne życie, więc poszedł do lasu, do partyzantów i zdecydował się na ten wyjazd. I zginął.

Anna Brączek z Koniakowa wspominała, jak do końca życia rodzice i krewni z płaczem czekali na jakiś znak życia od jej dwóch kuzynów ojca, którzy też zginęli. - Dziś Pan Bóg się o nich upomniał - mówiła.

Wśród uczestników uroczystości było wielu delegatów z Podbeskidzia: przedstawicieli rodzin zamordowanych żołnierzy "Bartka", a także władz samorządowych i organizacji oraz stowarzyszeń. Ze sztandarami przybyli członkowie Związku Żołnierzy NSZ, Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy mjr. Henryka Flamego "Bartka", Związku Podhalan - Górali Żywieckich. Przybyła też reprezentacja integracyjnego stowarzyszenia Dzieci Serc z Radziechów z prezes Jadwigą Klimondą.

Wartę honorową przy pomniku pełnili żołnierze 1 Brzeskiego Pułku Saperów. Przygotowali też Apel Poległych, a w uroczystości uczestniczyła ich kompania honorowa. Żołnierze tej jednostki podczas poszukiwań szczątków partyzantów "Bartka" wspierali prowadzących te prace pracowników Instytutu Pamięci Narodowej.

Uroczystość odsłonięcia i poświęcenia pomnika poprzedziła Msza św. której przewodniczyli: ordynariusz opolski bp. Andrzej Czaja i bp polowy Wojska Polskiego Józef Guzdek. Przy ołtarzu stanął też kapelan żołnierzy NSZ "Bartka" ks. prał. Władysław Nowobilski z Ciśca. - Chcemy w czasie tej liturgii modlić się za pomordowanych żołnierzy z oddziałów "Bartka" i całą naszą ojczyznę, za wszystkich pomordowanych żołnierzy wyklętych, za dobrą pamięć o nich i za to, byśmy zawsze umieli z tej pamięć i wyciągać dobre wnioski, a zwłaszcza ten, że trzeba szanować i troszczyć się o wolność, za którą inni dali życie. Prośmy o więcej dialogu społecznego, ale i w rodzinach, o więcej pojednania, pokoju w sercach - mówił bp Andrzej Czaja.

Przywołując w homilii słowa św. Pawła: "Ku wolności wyswobodził was Chrystus, a zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli" bp Guzdek podkreślał, że żołnierze "Bartka" nie tylko nie lekceważyli tego przesłania, ale przekuwali je w czyn. - Za wszelką cenę chcieli uwolnić naród od sowieckiej dominacji. Odsłaniamy dziś i poświęcamy pomnik, który jest hołdem dla rycerzy wolności z oddziału Henryka Flamego "Bartka". W ten sposób chcemy upamiętnić żołnierzy, którzy zostali zamordowani we wrześniu 1946 r. w ramach operacji "Lawina" przeprowadzonej przez Urząd Bezpieczeństwa i NKWD. Chcemy w ten sposób zaznaczyć kolejne miejsce komunistycznego terroru na mapie naszej ojczyzny. Niech ono będzie przestrogą dla wszystkich zdrajców prawdy i grabarzy wolności. Prawda nie dała się zabić! Ona z pomocą szlachetnych ludzi nawet po wielu latach ukrywania ujrzała światło dzienne - mówił bp Guzdek, apelując, by ten 6-metrowykamienny krzyż z wymownymi znakami: krzyżem harcerskim, ryngrafem z Matką Boską i orzełkiem z czapki żołnierza niezłomnego przemawiały do kolejnych pokoleń i zachęcały do hołdu wdzięczności wobec tych, którzy służą prawdzie. - Pamiętajmy, że poznanie prawdy jest warunkiem, a zarazem fundamentem wolności - dodawał hierarcha.

- Przepraszamy was, że tak długo trwało wydobywanie waszych kości. Nasza modlitwa o wasz wieczny pokój trwa - mówili zgromadzeni, prosząc w intencji zbawienia pomordowanych i ich dowódcy "Bartka", prosili o pokój serca dla ich rodzin, a także o wytrwałość dla tych, którzy odnajdują szczątki i troszczą się o godny pochówek niezłomnych, przywracając rodzinom ich dobrą pamięć i możliwość modlitwy przy ich grobach.

- W latach 90. miałem to szczęście, że mogłem poznać osobiście Antoniego Bieguna "Sztubaka", jednego z dowódców zgrupowania "Bartka" i wraz z nim odwiedzić rodziny tych żołnierzy. Pamiętam, jak opowiadali o dramatycznych scenach z 1946 roku, kiedy ci młodzi chłopcy opuszczali ich i wyjeżdżali, w swoim przekonaniu na Zachód. Matka jednego z nich, Karola Talika "Rysia" chwyciła syna za nogi, prosząc, żeby nie wyjeżdżał. A on uśmiechnięty mówił: - Jadę do Andersa. Wrócę. Będę wam paczki przysyłał... Takich scen było więcej. Oni myśleli, że jadą ku wolności, a jechali, by tu zginąć - mówił prezes IPN dr Jarosław Szarek, wyrażając radość z faktu, że w Starym Grodkowie umacnia się pamięć o nich, a zespół szkół w Grodkowie otrzymał imię Żołnierzy Niezłomnych.

List przesłany z okazji poświęcenia Pomnika Żołnierzy Niezłomnych przez patrona tego wydarzenia, prezydenta Andrzeja Dudę, odczytał minister Wojciech Kolarski z Kancelarii Prezydenta. Listy przekazali też Marszałek Sejmu RP, premier Mateusz Morawiecki i szef MON. Przedstawiciele władz samorządowych Starego Grodkowa i Grodkowa przejęli uroczyście opiekę nad miejscem pamięci.

- Przyjechałem tu dla żołnierzy wyklętych - mówił z powagą 6-letni Krystian, który przyjechał do Starego Grodkowa ze Świątnik Górnych koło Krakowa. - Znamy rodziny ludzi tu pomordowanych, m.in. Oli i Henryki Przewoźnik. Dlatego jeździmy na uroczystości, kiedy można oddać im hołd. Myślę, że tak najlepiej uczy się najmłodszych patriotyzmu - tłumaczył tata Krystiana, Daniel Salawa.