Jasiek

ks. Jacek M. Pędziwiatr

Człowiek nie jest od tego, żeby pocieszać.

Jasiek

Spotkałem go prawie trzydzieści pięć lat temu w Rabce, w „Chorążówce”. To była drewniana willa na końcu ulicy Nowy Świat, gdzie w latach 80. przyjeżdżaliśmy na letnie obozy wspólnoty „Wiara i Światło”. Była Msza święta. Ołtarz na werandzie, a wszyscy siedzieli na chybotliwych ławkach, pieńkach i deskach, porozstawianych w półkole na dramatycznie opadającym w skos podwórku.

Po Mszy św. konferencję powiedział Jaś. Tak familiarnie mówiliśmy o człowieku, który już wówczas był legendą, ojcem-założycielem. A Jean Vanier nie miał nic przeciwko temu.
Wstyd mi, ale nie pamiętam, o czym mówił. Chyba coś takiego, że niepełnosprawni intelektualnie, to ci „ubodzy w duchu” z Jezusowego Kazania na górze. Raczej pamiętam, jak mówił: spokojnie, niespiesznie i cały czas z uśmiechem.
- Ja też chcę taki być - pomyślałem wówczas.

Wśród chłopaków i dziewczyn z trisomią, z porażeniem, dysfunkcyjnych i niepełnosprawnych rodziło się moje powołanie. Nawet marzyłem sobie, że - jak Jasiek - zamieszkam z nimi, że podaruję im swoje życie. Zaczytałem się zupełnie wydaną w paryskiej Éditions du Dialogue, w serii „Znaki czasu” - książką „Wspólnota - miejscem radości i przebaczenia”. Chodziłem z plakietką „Wiara i Światło” - taką z łódką z Jezusem i dwunastoma postaciami, i słońcem na niebie. Potem los i biskupi zadecydowali inaczej. Ale przecież nic straconego, przede mną jeszcze emerytura.

Lata temu poszła z dymem rabczańska „Chorążówka”. Odszedł Jean Vanier. Czytam o jego śmierci i myślę sobie: człowiek nie jest od tego, żeby pocieszać. Od pocieszania jest niebo. Człowiek jest od tego, żeby pomagać.

Żeby pomagać, nie trzeba wiele. Wystarczy być. Jak Jasiek.