Troje oświęcimian nakręciło niezwykły film o Auschwitz

Urszula Rogólska

publikacja 09.04.2019 16:54

Czy w 2019 roku do dokumentacji piekła KL Auschwitz można jeszcze cokolwiek dodać? Troje oświęcimian udowodniło, że owszem. Znaleźli ponad dwudziestu niezwykłych bohaterów mieszkających po sąsiedzku i przygotowali film o triumfie dobra w czasach ciemności.

Od lewej - autorzy filmu "Auschwitz - w sieci dobra": Barbara Daczyńska, Jarosław Wilczak i Magdalena Plewa-Ould oraz Alojzy Klaja, jeden z jego bohaterów. Od lewej - autorzy filmu "Auschwitz - w sieci dobra": Barbara Daczyńska, Jarosław Wilczak i Magdalena Plewa-Ould oraz Alojzy Klaja, jeden z jego bohaterów.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Przez dziesięciolecia żyli w swoich skromnych mieszkaniach w oświęcimskich blokach i kamienicach. Mało kto z sąsiadów nawet podejrzewał, kim są owi cisi staruszkowie. Nie walczyli na frontach II wojny światowej, nie trzymali broni w ręku, a jednak ich odwagę bez najmniejszej przesady można porównać do frontowego męstwa. Tak o swoich bohaterach mówią twórcy filmu, jakiego dotąd nie stworzył nikt.

W poniedziałkowy wieczór 8 kwietnia salę kinową Oświęcimskiego Centrum Kultury niemal do ostatniego miejsca wypełnili widzowie pierwszej projekcji obrazu "Auschwitz - w sieci dobra", którego autorami są Magdalena Plewa-Ould, Barbara Daczyńska i Jarosław Wilczak. Film powstał dzięki pomocy Międzynarodowego Domu Spotkań Młodzieży w Oświęcimiu i Konsulatu Generalnego Niemiec w Krakowie.

"Auschwitz - w sieci dobra" to udokumentowane ponad 20 opowieści mieszkańców ziemi oświęcimskiej, którzy z narażeniem życia własnego i swoich najbliższych pomagali przetrwać piekło na ziemi więźniom kompleksu obozowego: Auschwitz-Birkenau-Monowitz. Wielu z występujących w filmie bohaterów nie doczekało jego premiery. W OCK było obecnych siedmioro. Towarzyszyli im twórcy filmu, a na widowni zasiedli także m.in. Michael Gross - konsul generalny Niemiec w Krakowie, Leszek Szuster - dyrektor Międzynarodowego Domu Spotkań Młodzieży i Krzysztof Kania - wiceprezydent Oświęcimia. W tym samym czasie, kiedy w OCK trwała premiera dokumentu, w budynku MDSM oglądała go także setka młodych Niemców - specjalnie dla nich przygotowano niemieckie tłumaczenie.

Porusza szczególnie jedno zdanie, które z ekranu wypowiada Stanisława Ziaja, z domu Pustelnik (w momencie wybuchu wojny miała 11 lat), łączące wszystkie wstrząsające relacje: "Jak można nie pomóc głodnemu człowiekowi…?".

Z ekranu cisi, dotąd nieznani nikomu bohaterowie opowiadają o kromkach chleba z cebulą, czosnkiem, które jako kilku- czy kilkunastoletnie dzieci podkładali tam, gdzie do pracy wychodzili więźniowie; o tym, jak z narażeniem życia zbierali kartki na reglamentowane produkty, jak organizowali zbiórki żywności; jak przemycali od dobrych ludzi worki z cebulą, jak brawurowo wnosili kiełbasę na teren obozu, jak potajemnie, w domu, matki piekły chleb, jak gotowały kaloryczne jedzenie, które potem trzeba było w jakiś sposób przekazać więźniom; o tym, jak na rowerach przewozili leki od zaprzyjaźnionej aptekarki, jak lekarze wykonywali nawet skomplikowane zabiegi dzięki misternie zaplanowanym akcjom; jak aranżowano spotkania więźniów z rodzinami, jak przekazywano korespondencję, jak pomagali miejscowi księża i siostry serafitki.

Nie brakuje wstrząsających świadectw o tym, jak oświęcimianie ginęli, bestialsko mordowani za okazywaną pomoc - choć przecież mieli szansę przetrwać, gdyby byli bierni.

Publiczność na premierze filmu "Auschwitz - w sieci dobra".   Publiczność na premierze filmu "Auschwitz - w sieci dobra".
Urszula Rogólska /Foto Gość

Nie brakuje historii o esesmanach - o tych, którzy nie wahali się torturować i zabijać, o tych, którzy dawali się przekupić za wódkę, jajka czy masło, ale też o tych, którzy godzili się na dożywianie więźniów w domach oświęcimian. Porusza list młodego esesmana, który prosił jedną z Polek o wysłanie go do jego rodziców. Bojąc się prowokacji, odczytała go. Pisał, że choć jest esesmanem w Auschwitz, nie zabił i nigdy nie zabije nikogo. Włożyła list do koperty i wysłała do Niemiec.

Porusza fakt, że to głównie kobiety - mamy i żony - bez wahania angażowały się w tę pomoc. Autorzy filmu pokazują gryps, w którym więźniowie dziękują za ich postawę. W dowód wdzięczności kobiety otrzymywały wykonane w obozowych warunkach prezenty: portrety, drewniane, rzeźbione talerze, ozdoby ze sznurka.

Pomoc więźniom to nie były jednostkowe sytuacje - mieszkańcy Oświęcimia i okolic stworzyli prawdziwą, doskonale zorganizowaną sieć dobra. Po latach udało się ustalić 1216 nazwisk osób, które pomagały więźniom - najprawdopodobniej było ich znacznie więcej. 177 z nich trafiło do obozu, z czego 62 poniosły śmierć.

W filmie głos zabierają także więźniowie - m.in. prof. Wacław Długoborski i Tadeusz Sobolewicz. Mówią, jak nieoceniona była dla nich okazywana im pomoc - nie tylko żywność, ale i zwyczajne ludzkie odruchy: uśmiech, dobre słowo.

Po filmie widzowie zgotowali autorom i bohaterom owację. Ci zaś opowiedzieli o swoich wrażeniach związanych z premierą dokumentu. Swoją pracę rozpoczęli w 2012 roku. Dramatyczne okoliczności, jakie jej towarzyszyły, sprawiły, że dopiero dziś, siedem lat później, udało się ją sfinalizować.

Wszystko zaczęło się od dziadka Magdaleny Plewy-Ould i Barbary Daczyńskiej - Eugeniusza Daczyńskiego. Dziadek miał 15 lat, gdy wybuchła wojna. Wysiedlony do Gorlic, nielegalnie wrócił do okupowanego przez Niemców Oświęcimia. Dzięki jego wojennym opowieściom historia była niemal stale obecna w życiu kuzynek.

- Tematem obozu KL Auschwitz interesowałam się, odkąd pojechałam tam pierwszy raz, jako bardzo młoda osoba - opowiada Magdalena, inicjatorka powstania filmu. - Przeżyłam szok, jak pewnie wielu ludzi. Dowiedziałam się, że mój dziadek Eugeniusz Daczyński pracował z więźniami obozu w IG Farben Industry - późniejszych zakładach chemicznych Oświęcim - a następnie w szpitalu Polskiego Czerwonego Krzyża, utworzonym na terenie obozu po wyzwoleniu. Wśród resztki oswobodzonych więźniów była duża śmiertelność. Wielu z nich towarzyszył w ostatnich chwilach życia.

Gdy kończyła studia, postanowiła przygotować pracę magisterską o artystach - więźniach, którzy dostali się do obozu. Po obronie wyjechała do Anglii. - Tam wielokrotnie podejmując tematykę Auschwitz z ludźmi z różnych krajów, dowiedziałam się, że tak naprawdę nikt nie wie, co działo się w Oświęcimiu w tamtym okresie, czy mieszkańcy miasta w jakikolwiek sposób próbowali pomóc więźniom - mówi współautorka filmu. - Wiedziałam także, iż czas płynie bardzo szybko i za 5 lat zostanie już bardzo niewielu świadków, a za 15 nie będzie już nikogo, kto mógłby coś na ten temat opowiedzieć. Postanowiłam więc, że chcę nakręcić materiał filmowy o ludziach ziemi oświęcimskiej, którzy pomagali więźniom Auschwitz. Wiedziałam także, iż nie mogę tego zrobić sama, bo nie mieszkam w Polsce i nie mam doświadczenia w kręceniu filmu. Pracowałam jednak jako fotograf i to szybko pozwoliło mi nauczyć się obsługi kamery filmowej. Po krótkim namyśle postanowiłam zaproponować współpracę mojej kuzynce Barbarze Daczyńskiej, ponieważ ona pracuje w Międzynarodowym Domu Spotkań Młodzieży. Miałam cichą nadzieję, że się tym projektem zainteresuje. I miałam rację…

Praca ruszyła na dobre. Kuzynki mogły liczyć na ofiarną pomoc rodziców Magdy - zwłaszcza Marii i Jana Plewów, członków Domowego Kościoła - którzy wśród swoich przyjaciół i znajomych rozesłali wiadomości o poszukiwaniu uczestników tamtych wydarzeń. Szybko znaleźli ponad dwadzieścia osób, które podzieliły się swoimi historiami i przeżyciami.

Podczas ostatniej zaplanowanej rozmowy - z byłym więźniem Tadeuszem Sobolewiczem - Magdalena straciła przytomność. Zatrzymała się akcja serca. Na długie miesiące została wyłączona z pracy nad filmem. Po półrocznej rehabilitacji musiała wracać do Londynu. Po jej wyjeździe całą pracę nad filmem przejęła Barbara. To ona do pracy zaangażowała Jarosława Wilczaka.

70-minutowy film to zarówno opowieści świadków tamtych wydarzeń, jak i towarzyszące im tło historyczne. Dzięki temu obraz staje się bardziej czytelny zwłaszcza dla młodych ludzi, a szczególnie obcokrajowców. Stanowi też wartościowy argument przeciw pojawiającym się sformułowaniom o "polskich obozach śmierci".

Jak podkreślają twórcy filmu, każde ze spotkań z bohaterami filmu wiązało się z budzeniem dramatycznych wspomnień. Niektórzy nie chcieli do nich wracać. Często wyznawali, że dotąd nigdy nikomu o nich nie opowiadali. Poruszona Elżbieta Walus, z domu Ilisińska, podkreśliła, że historię opowie tylko raz i nigdy więcej nie chce do niej wracać. Miała 7 lat, gdy wybuchła wojna. Z rodzeństwem i rodzicami: Julią i Władysławem mieszkała na Starych Stawach. Ich dom stał po drugiej strony Soły, naprzeciwko obozu. Widzieli i słyszeli horror rozgrywający się 150-200 metrów od nich. A jednak nie wahali się ruszyć z konspiracyjną pomocą - mama prowadziła ją w ramach Związku Walki Zbrojnej Armii Krajowej. We wrześniu 1941 roku rodzice Elżbiety zostali aresztowani za pomaganie więźniom. Tata trafił do KL Auschwitz, a następnie do więzienia w Wadowicach. Tu został rozstrzelany w październiku 1942 r. Mamę wypuszczono, ale obraz torturowanego na jej oczach męża pozostawił ślad na zawsze.

Takich historii w filmie jest więcej...

Wśród gości obecnych na premierze w OCK, którzy wystąpili w filmie, byli m.in. prof. Wacław Długoborski, ks. Aleksander Karkoszka, Stefania Antos, Alojzy Klaja, Janina Paszek, Mieczysław Jakuczek. Mówili o swoich emocjach towarzyszących premierze, a niektórzy chcieli się podzielić także historiami, których w filmie nie ma.

Bohaterowie filmu "Auschwitz - w sieci dobra" na scenie OCK.   Bohaterowie filmu "Auschwitz - w sieci dobra" na scenie OCK.
Urszula Rogólska /Foto Gość

- Nie myślałam, że dożyję takiej chwili. To jest dla mnie wielka rzecz - mówiła Janina Paszek. - Jestem wzruszona i cała się trzęsę. Ale to nie jest takie ważne. Dobrze, że się wspomina o tamtych czasach, co ludzie przeżyli. Jestem tu i teraz się cieszę, że jesteśmy razem w wolnej Polsce, że możemy mówić po polsku, że nie ma wyznaczonego chodnika - "tylko dla Niemców" - bo tak było w Oświęcimiu. Tylko dla Niemców był chodnik, my uciekaliśmy na ulicę. Boże, wybacz nam wszystko, co złe, i chroń nas…

Ks. Aleksander Karkoszka zwrócił uwagę na szacunek, jakim zawsze, a zwłaszcza w obliczu tego, co działo się w Auschwitz, byli darzeni Żydzi. - Chcę to podkreślić teraz, kiedy próbuje się szkalować nas, Polaków - mówił. - Zawsze bardzo szanowaliśmy Żydów.

Z ekranu kilkakrotnie wybrzmiewa, że dobra i zła nie można zawęzić do określenia danej grupy narodowościowej. W każdej byli ci, którzy stawali zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie.

Obecny na premierze konsul Michael Gross zaznaczył: - Auschwitz jest miejscem, które jak żadne inne symbolizuje przekreślenie zasad cywilizacji, dokonane przez Niemców w imię zbrodniczej, nazistowskiej ideologii. My, Niemcy, przyznajemy się do naszej historycznej odpowiedzialności.

Dziękując za film i obecność jego bohaterów, dodał: - Cieszę się bardzo, że my, Niemcy i Polacy, możemy dziś w Oświęcimiu wspólnie z miastem, krajowymi i międzynarodowymi instytucjami o charakterze edukacyjnym, działać na rzecz europejskich wartości i norm.

Film budzi ogromne zainteresowanie. Będzie go można zobaczyć ponownie w OCK 24 kwietnia o 17.00 i 19.00 - wstęp wolny. Towarzyszy mu wystawa fotograficznych portretów wszystkich biorących w nim udział bohaterów.