Postanowienia

ks. Jacek M. Pędziwiatr

Jak rozśmieszyć Pana Boga?

Postanowienia

To wcale nie jest trudne. Podobno wystarczy Mu powiedzieć o swoich planach...

Sam uśmiecham się nieraz, słysząc o postanowieniach. Pojawiają się one najczęściej na przełomie starego i nowego roku oraz u progu Adwentu i Wielkiego Postu. Przypominają trochę Ezopową bajkę o lisie, który o wschodzie słońca spoglądając na swój cień, postanowił zjeść na obiad całego wołu. W południe, gdy słońce stało wysoko, znów rzucił okiem na swój cień i uznał, że mysz, jako posiłek, też mu wystarczy.

Zachęcano nas do postanowień w latach formacji seminaryjnej.
- Ale muszę być realne do spełnienia - upominał ojciec duchowny. A myśmy sobie dworowali, że w takim razie najlepiej w Adwencie obiecać sobie, że nie będzie się pływać kajakiem.

Wiele lat później doświadczyłem spotkania z kolegą, który na czas postu odstawiał w zaświaty zwyczaj codziennej puszki piwa do poduchy. Pamiętam, jak z upływem pasyjnych tygodni cieszył się ze zbliżającej się chwili powrotu z Rezurekcji, po której będzie można wreszcie zaspokoić pragnienie dwóch szklanek złotego płynu z gorzkimi bąbelkami. Żeby chociaż policzył, ile pieniędzy nie wydał na to piwo w ciągu czterdziestu dni i jakoś utopił te środki w miłosierdziu...

Tak właśnie post traktowali starożytni i dawni chrześcijanie: zaoszczędzone na jedzeniu czy używkach pieniądze doskonale nadawały się na jałmużnę. A gdy jedno i drugie podlane zostało sosem pokornej modlitwy, stół Pański zastawiony był aż po brzegi.

Z dyskretnym przymrużeniem oka podchodziłem do kwestii sezonowych postanowień, kiedy na początku marca, na internetowej tablicy przeczytałem krótki wpis jednej ze znajomych czytelniczek:
- Okej, Słodziaki, do zobaczenia za czterdzieści dni. W Wielkim Poście nie będę tu zaglądać, bo chcę poświęcić więcej czasu na modlitwę.

No tak. Dojrzewamy w wierze. Może ubywa nam ludzi w kościele, ale za to ci, co pozostają, są coraz bardziej dojrzali i świadomi. A takie plany i obietnice, wciąż wywołują uśmiech na twarzy Pana Boga. Ale inny, niż wcześniej.
- Teraz Najwyższy nie śmieje się z ciebie, tylko się do ciebie uśmiecha - napisałem w komentarzu.