Pięć dni malowanej modlitwy

Urszula Rogólska

publikacja 19.01.2019 01:58

- Sama deska nie symbolizuje niczego, jeżeli nie ma w niej naszej modlitwy, oddania, Ducha - mówił ks. Mirosław Szewieczek 15 osobom, które 18 stycznia ukończyły pierwszy kurs ikonopisarstwa w bielskiej Fundacji "Drachma".

Autorzy ikon z Beatą Bodzioch (z prawej) i ks. Mirosławem Szewieczkiem Autorzy ikon z Beatą Bodzioch (z prawej) i ks. Mirosławem Szewieczkiem
Urszula Rogólska /Foto Gość

Zaczęli w poniedziałek 14 stycznia, a zakończyli w piątek. 15 osób - kobiety, mężczyźni, ludzie różnych zawodów, w różnym wieku, z różnym doświadczeniem malarskim - codziennie od 9.00 do 15.00 malowało ikonę Oblicza Jezusa - Archeiropoietos (o pierwszym dniu zajęć przeczytacie TUTAJ). Ich przewodniczką po duchowym świecie ikony, a jednocześnie malarską instruktorką była Beata Bodzioch OV. Na zakończenie zajęć ks. Mirosław Szewieczek, prezes "Drachmy", uroczyście poświęcił ikony i indywidualnie pobłogosławił każdego ikonografa wykonanym przez niego wizerunkiem Jezusa.

- To był bardzo miło spędzony czas - mówi Daniel Prokopczuk, który na warsztaty dojeżdżał z Wodzisławia. Namalowana praca to jego druga ikona. - Znowu się podszlifowało umiejętności, poznało nową technikę, choć zdaję sobie sprawę, że jeszcze wiele pracy przede mną. Nauczyłem się zabiegów przy złoceniu ikony, poznałem inną technologię przy nakładaniu werniksów. Jestem zadowolony z tego, co się stworzyło. Przez wszystkie dni bardzo ważny był wymiar duchowy malowania ikon. Tu się myśli tylko o Panu Bogu cały czas, bo pisanie ikony to jest głęboka modlitwa - tłumaczy.

Takie dzieła wyszły spod pędzli uczestników warsztatów ikonopisarskich w "Drachmie"   Takie dzieła wyszły spod pędzli uczestników warsztatów ikonopisarskich w "Drachmie"
Urszula Rogólska /Foto Gość

- To były moje pierwsze warsztaty ikonopisarskie. Wspaniały czas... - podkreśla Agata Kamińska. - W przeszłości, przez całe moje studia teologiczne, zawsze chciałam taką ikonę stworzyć. Nawet specjalny fakultet dodatkowy sobie wybrałam - ikonopisarstwo. Fascynują mnie ikony od lat. Teraz miałam okazję, żeby marzenie o własnej ikonie zrealizować. Bardzo pomagała nam nasza mistrzyni, pani Beata. Krok po kroku mówiła, co i jak, aczkolwiek wyszło nam tak, że każda ikona jest inna. Każdy z nas oddał w swojej ikonie siebie. Żadnej z inną nie ma co porównywać.

Ostatnie prace nad ikoną Oblicza Jezusa   Ostatnie prace nad ikoną Oblicza Jezusa
Urszula Rogólska /Foto Gość

Agata dodaje, że Oblicze Jezusa, które malowali uczestnicy kursu, to przedstawienie z chusty Weroniki. - To obraz bardzo bliski naszym sercom, dlatego tak ważne jest, żeby mieć Pana Jezusa przed oczami i do Niego się modlić. Towarzyszyło nam wiele emocji; były radosne, trudne i stresujące chwile. Ręka drżała, czasem pędzel zrobił kreskę nie tam, gdzie trzeba. A z drugiej strony ogromnym wzbogaceniem były codziennie wykłady wprowadzające, które pomagały inaczej patrzeć na ikonę - przez pryzmat świętości. Przez ikonę wprowadzamy ją do swojego życia, domu, tam, gdzie wizerunek będzie umiejscowiony.

- Jestem malarzem i zawsze chciałam spróbować malowania ikony - mówi Joanna Kałdan. - To było dla mnie coś nieodkrytego. Piękny był proces, w którym ikona się spełniała. Każdemu wyszła trochę inaczej, ale każda jest piękna. Pracowaliśmy w wyciszeniu. Dla mnie było więcej radości niż trudu, za to walczyłam z perfekcjonizmem. Bo nie chodzi o to, żeby było perfekcyjnie, idealnie, tylko o skupienie, żeby praca była czuła, z serca.

Na warsztaty razem przyszli też córka i ojciec - Małgorzata Sikora i Jan Niemczyk. Małgorzata i czworo jej rodzeństwa podarowali tacie kurs w prezencie bożonarodzeniowym. - Wpadliśmy kiedyś na pomysł, że tata nauczy mnie złocić. Nie wyszło nam to, ale kiedy zobaczyliśmy plakat o warsztatach, postanowiliśmy się wybrać - mówi Małgorzata.

Tata lepiej radził sobie ze złoceniem - jeszcze jako młody chłopak pomagał swojemu tacie w wykonaniu złoceń w bielskim Teatrze Polskim, jak i w wielu kościołach. Córce lepiej szło malowanie. Ma doświadczenie. - Malowanie odkryłam, kiedy miałam 40 lat, 8 lat temu. Ale ta ikona jest moją pierwszą - mówi córka. - Z tatą przez te dni bardzo pilnowaliśmy tej duchowej strony, modlitwy, która nam towarzyszyła w czasie pracy. Codziennie się mobilizowaliśmy, żeby być na Eucharystii.

Oboje są zadowoleni ze swojej pracy. Deklarują, że ikony na pewno zostaną w ich domach. Tata mówi, że ręka mu już raczej nie pozwala na tworzenie kolejnych ikon, ale córka połknęła bakcyla i już myśli o kolejnych warsztatach.

Ze swojej ikony nie do końca jest zadowolona pani Jadwiga. - Po raz pierwszy spotkałam się z ikoną, z malowaniem w ogóle - opowiada. - Mam niewprawną rękę i widzę różnice między moją ikoną a innymi. To był trudny czas dla mnie, popełniłam wiele błędów, przez nieuwagę zniszczyłam złoto, które jest ważnym elementem ikony. Być może jest jakiś związek między naszą naturą, charakterem, że jesteśmy tacy nieostrożni... Ikona jest modlitwą. Nie wiem, czy podejmę się jeszcze kiedyś malowania, ale wiele z tych spotkań zapamiętałam.

Każdy odbierał poświęconą ikonę z rąk ks. Mirosława Szewieczka i czcił ją pocałunkiem   Każdy odbierał poświęconą ikonę z rąk ks. Mirosława Szewieczka i czcił ją pocałunkiem
Urszula Rogólska /Foto Gość

Nim ks. Szewieczek poświęcił ikony, zaznaczył: - To nie będzie jedynie modlitwa poświęcenia, ale i modlitwa o błogosławieństwo dla naszego życia, życia naszych najbliższych, we wszystkich sytuacjach, w jakich się znajdziemy. Wierzymy, że ikona staje się prawdziwą ikoną w momencie poświęcenia jej przez kapłana. Wówczas zstępuje na nią Duch Święty, dopełnia w ten sposób Boską pieczęcią ludzką pracę oraz intencje, czyniąc ją dopiero wtedy pełnoprawnym obrazem sakralnym. Obrazowo możemy dodać, że ikona zyskuje wtedy niejako aureolę - światło i moc Ducha Świętego. Nie czcimy jednak nigdy samej deski, a świętego, który jest na ikonie ukazany.

Na zakończenie uroczystości ks. Mirosław dodał: - Mieliście odwagę. To niesamowite - niektórzy brali urlopy, inni postanowili spędzić czas w takich, a nie innych okolicznościach. Wierzę, że to było z pożytkiem doczesnym i wiecznym, i wierzę, że przyniesie to w waszym życiu owoc.

Za wspólnie spędzone dni dziękowała również prowadząca zajęcia B. Bodzioch OV: - Był to dla mnie piękny duchowo czas. Czymś najpiękniejszym jest, kiedy spotyka się osoby, które czują i rozumieją, czym się żyje; to było wasze pragnienie - stworzyć obraz Jezusa. Był to dla mnie czas niezwykłego doświadczenia waszej modlitwy. Wyjeżdżam stąd zbudowana i radosna, pełna Ducha Świętego i piękna wspaniałych doświadczeń - mówiła prowadząca, obiecując ikonografiom swoją modlitwę.

O pierwszym dniu warsztatów w "Drachmie" przeczytacie także tutaj: