Miłość mocniejsza niż śmierć

ks. Jacek M. Pędziwiatr ks. Jacek M. Pędziwiatr

publikacja 01.11.2018 16:20

Czy umarłemu może pomóc... internet, a historia chichotać i łkać jednocześnie?

Miłość mocniejsza niż śmierć Tuż przed Dniem Zadusznym najbliżsi nawiedzili miejsce spoczynku plutonowego Jana Rusnaka Ks. Jacek M. Pędziwiatr /Foto Gość

- Stryj Anatol zaraz na początku wojny przyszedł pod wieczór do domu - wspomina mój ojciec. - Zjadł kolację, pożegnał się wśród płaczu. I poszedł dalej ze swoimi żołnierzami. Potem, chyba już po wojnie, ktoś przyniósł wiadomość, że poległ gdzieś w okolicy Biłgoraja. Rodzina pamiętała, modliła się za niego. Ale o znalezieniu jego grobu nikt nie śmiał nawet marzyć .

Z pomocą przyszedł internet. Dzięki niemu okazało się, że stryj poległ daleko na wschód od Biłgoraja, w Narolu, na trasie z Tomaszowa Lubelskiego do Jarosławia, podczas potyczki na miejscowym cmentarzu. Pochowano go w zbiorowej mogile, o którą dbają uczniowie miejscowej szkoły.

Ślad na Roztoczu

Pani Jola przyszła zawracać mi głowę swoim dziadkiem Janem Rusnakiem, bo służył w tej samej jednostce, co mój stryj i poległ w tych samych okolicach. Na biurku położyła sporządzone w 1942 r. zawiadomienie z Czerwonego Krzyża, na podstawie zeznań niejakiego Jana Kaniuka, że Jan Rusnak zginął od bomby we wsi Grabowica, w gminie Majdan Wielki i pochowany został na cmentarzu parafialnym w Suścu. To niespełna dziesięć kilometrów od Narola.

- Wiem, gdzie to jest - oczy mi się zaiskrzyły. Susiec, to miejscowość letniskowa, o krok od słynnych szumów na Tanwi. Tu, jadąc w tamte strony, łatwo znaleźć kwaterę na nocleg, z czego skorzystaliśmy już kiedyś, odwiedzając grób stryja.

- Jest tylko jeden problem - moja rozmówczyni zasmuciła się. - Sprawdzaliśmy przez internet. Na cmentarzu w Suścu jest pochowany Jan Rusanek. Pewnie ktoś przekręcił nazwisko.

Pojechałem na Roztocze w sierpniu. W drodze do grobu mojego stryja przejechałem przez Majdan i bombardowaną we wrześniu ’39 Grabowicę. Tnąc niepowtarzalny roztoczański krajobraz dotarłem do Suśca. Cmentarz w sosnowym lesie. W samym środku kwatera żołnierska: krzyż i kilka tablic, na nich same nazwiska ze stopniem, bez podania jednostki, w której służyli żołnierze. Znalazłem Jana Rusanka, plutonowego z przekręconym nazwiskiem, które nie dawało mi spokoju.

A może Powiśle?

Po powrocie na kwaterę zacząłem szperać w internecie. „Jan Rusnak”, „wrzesień”, „pułk strzelców podhalańskich”, „kampania wrześniowa”, „1939”... już sam nie pamiętam, co jeszcze wpisałem w wyszukiwarkę. Aż wyskoczyła informacja: plutonowy Jan Rusnak, 3. psp (Pułk Strzelców Podhalańskich) - cmentarz wojskowy w... Radłowie.

Miłość mocniejsza niż śmierć   Wieniec i znicz przy grobie pradziadka Ks. Jacek M. Pędziwiatr /Foto Gość - Eureka! Znam to miejsce - pomyślałem. To gmina leżąca nad Dunajcem, nieopodal jego ujścia do Wisły, na północ od Tarnowa. Z jednej strony są Wierzchosławice, z których pochodził Wincenty Witos, z drugiej - rodzinne strony mojej mamy. Dziadek jeździł na targi do Radłowa, żeby handlować trzodą: kupował świnie w stanie żywym, sprzedawał zaś w postaci wędlin i podrobów. Przejeżdżałem przez Radłów dziesiątki razy. Tutaj i w sąsiedztwie są cmentarze jeszcze z czasów I wojny światowej. A zaraz za miedzą jest Zabawa i Wał-Ruda, gdzie zginęła męczeńsko Karolina Kózkówna.

Wracałem z Roztocza następnego dnia. Zjechałem z autostrady, żeby wbić się w Radłów. Na cmentarzu, tuż przy wejściu, jest kwatera austriackich i rosyjskich żołnierzy z czasów pierwszej wojny. Nieco dalej, na wprost, stoi kamienny piechur, z pasem obciążonym ładownicami i karabinem u nogi. Przed nim dwuszereg kwater, poprzedzonych tablicą. Na niej 93 nazwiska, z podaniem stopnia i jednostki, oraz adnotacja, że kolejnych 93 spoczywających tutaj żołnierzy września nie udało się zidentyfikować. Niemal na początku trzeciej kolumny nazwisk stoi i to: „plut. Jan Rusnak 3. psp”.

Znicze i łzy

Wybraliśmy się do Radłowa w dwa samochody. Jadę z trzema wnuczkami Rusnaka i pięciorgiem prawnuków. Po drodze zastanawiamy się, na ile miejsce spoczynku bielskiego podhalańczyka jest pewne. Na roztoczański Narol wskazuje tylko dokument Czerwonego Krzyża. Na miejscu jest inne nazwisko. W Radłowie zgadza się wszystko: nazwisko, stopień, jednostka. A więc zdecydowana większość faktów przemawia za Radłowem. Może doszło do pomyłki, przejęzyczenia. „Rusnak i „Rusanek” - tak łatwo się pomylić. Wystarczyła chwila nieuwagi podczas pisania, może przepisywania jakiejś listy poległych, żeby podać niewłaściwe dane.

Najpierw idziemy na cmentarz. Obładowani siatkami. Nie wiadomo, kto w której kwaterze spoczywa, więc jest tych zniczy, które dźwigamy, chyba ze trzydzieści, żeby w każdym miejscu zapłonął ogień pamięci. Modlimy się słowami Litanii za zmarłych. Są łzy. Chwila ciszy. Po tylu latach. Nie była w tym miejscu ani żona poległego, ani żadna z jego córek. Dopiero kolejnym pokoleniom udało się tutaj dotrzeć.

Z bagnetami na czołgi

Pakujemy się do samochodów i przez Zabawę i Biskupice jedziemy w pobliże mostu nad Dunajcem, o który w dniach 7 i 8 września 1939 r. rozegrała się dramatyczna bitwa. Wyciągam zza pazuchy obszerną monografię dziejów bielskiego 3. Pułku Strzelców Podhalańskich. Czytamy na głos dramatyczną historię chaosu, braku komunikacji, niespójnych decyzji dowódczych, wykluczających się nawzajem meldunków i rozkazów. Podhalańczycy docierają nad Dunajec umęczeni i głodni. Ich kuchnie polowe są już na drugim brzegu. Mają obsadzić most i bronić go przed Niemcami. Kiedy niekończącą się równiną uprawnych pól zbliżają się do przeprawy, nagle zza wału przeciwpowodziowego wypełzają niemieckie czołgi i zaczynają siec do Polaków z karabinów maszynowych.

Miłość mocniejsza niż śmierć   Kwatera mogił żołnierzy września 1939 w Radłowie Ks. Jacek M. Pędziwiatr /Foto Gość Wydaje się, że słychać wciąć jeszcze świst kul, jęki rannych, którym nikt nie pomaga, dogorywających między tłustymi bruzdami świeżo zaoranych, naddunajeckich zagonów. To nieprawdopodobne, ale jeden z czołgów podhalańczycy zdobywają przy pomocy karabinu przeciwpancernego i bagnetów. Na nic jednak bohaterstwo, wobec liczebnej i technicznej przewagi wroga. Bitwa kończy się porażką. Poległych polskich żołnierzy - wśród nich Jana Rusnaka - miejscowi zbierają z pól i grzebią w Radłowie, na cmentarzu - tam, gdzie spoczywają do dziś.

Historia śmieje się i płacze

Ale historia, po swojemu, jeszcze zachichocze. Rannych w bitwie żołnierzy niemieckich odtransportuje się do szpitala w... Bielsku. Ci, którzy nie przeżyją otrzymanych ran, zostaną pochowani tutaj, na cmentarzu wojskowym pod Dębowcem, który zostanie zlikwidowany na początku lat 90.

Dzień Zaduszny dla potomków plutonowego Jana Rusnaka jest w tym roku wyjątkowy. Z cmentarza w Radłowie zabrali ze sobą do Bielska-Białej kilka garści ziemi. Żeby przyrzucić jej do grobu żony dzielnego Podhalańczyka i jego córek, żeby rodzina była razem. Bo miłość mocniejsza jest od śmierci.