Zupa to tylko pretekst

Urszula Rogólska

publikacja 01.10.2018 12:08

Kraków ma "Zupę na Plantach", Bielsko-Biała – "Zupę za Ratuszem". Niektórzy faktycznie czekają tu co tydzień w niedzielne wieczory na ciepły posiłek, inni – na coś więcej. Coś, co naprawdę może dać każdy.

"Zupa za Ratuszem" – dziś fasolka po bretońsku "Zupa za Ratuszem" – dziś fasolka po bretońsku
Urszula Rogólska /Foto Gość

Piotr Machej doskonale pamięta niedzielę 10 czerwca tego roku, kiedy po raz pierwszy poszli z 30-litrowym garnkiem zupy jarzynowej na ławeczkę za bielskim ratuszem. Nie przyszedł nikt, choć od paru dni chodzili po Bielsku-Białej, zapraszając ubogich na wspólny posiłek o 18.00. – Wyszliśmy więc na miasto i zaczęliśmy zapraszać ludzi na zupę za Ratuszem. Dalej się nie udawało, bo trafialiśmy na osoby, które już miały zapewnione jedzenie. Pierwszą porcję naszej zupy zjadła pani sprzedająca kwiaty pod "Klimczokiem" – wspomina Piotr. – Zupą poczęstowaliśmy więc studentów, którzy mieli Mszę św. w katedrze. Z pomocą przyszedł nam Andrzej Sitarz…

I Andrzej, i Piotr, należą do Wspólnoty Przymierza "Miasto na Górze" (o Andrzeju przeczytacie TUTAJ). – Andrzej zaprosił nas na Wieczernik – spotkanie, które organizuje dla ubogich i bezdomnych w Arce, klubie, prowadzonym przy ul. Krasińskiego 17 przez Katolickie Towarzystwo Kulturalne, współtworzone przez członków "Miasta na Górze". Zareklamowaliśmy tam naszą grupę i od tej pory ruszyło. Od 17 czerwca, co niedzielę o 18.00, na przygotowywany przez nas ciepły posiłek przychodzi kilkadziesiąt osób. W zeszłym tygodniu wydaliśmy 60 porcji.

W klubie Arka wolontariusze przygotowują składniki do dzisiejszej kolacji dla potrzebujących   W klubie Arka wolontariusze przygotowują składniki do dzisiejszej kolacji dla potrzebujących
Urszula Rogólska /Foto Gość

– "Zupa za Ratuszem", to taka nasza trochę reakcja z opóźnionym zapłonem – opowiada Piotr. – Przed rokiem, w lipcu, Błażej Strzelczyk i Piotr Żyłka – inicjatorzy krakowskiej "Zupy na Plantach" – opowiadali o niej w bielskiej kawiarni Aquarium. Byłem na tym spotkaniu. Już przed nim nosiłem w sercu pomysł, żeby coś takiego zrobić w Bielsku. Czas płynął, aż w końcu "dziwnym trafem" – jak to w Kościele bywa – znalazła się siódemka osób, które chciały robić do samo.

Magda Buczak – niezwiązana z żadną wspólnotą – widziała wielokrotnie, jak działa "Zupa na Plantach". Jeździła do Krakowa z koleżanką. Marzyła o czymś takim w Bielsku. Praca, studia, różne obowiązki koleżanki, zatrzymały marzenia o bielskiej "Zupie". Magda nie znała grona osób, które zbierały się wokół niego i pomysłu "Zupy". W końcu Roksana Adamek zamieściła wiadomość o bielskiej "Zupie" na facebookowym profilu krakowskiej "Zupy". Pierwsza ekipa – siedem osób, które niemal się nie znały – spotkała się w niedzielę 10 czerwca w Arce.

– Musieliśmy sprawdzić, czy nam to w ogóle wypali – dodaje Piotr. – Jak sprawdzić? Najlepiej po prostu ugotować zupę i wyjść z nią na miasto. Uznaliśmy, że park za ratuszem będzie najlepszym miejscem. I to właśnie wtedy, na pierwsza "Zupę" nie przyszedł nikt…

– Pierwsza zupa, to była zwykła jarzynowa z groszkiem, marchewką i ziemniaczkami, przygotowana przez sześć osób – uśmiecha się Magda. – Dopiero się uczyliśmy: nie wiedzieliśmy jaka ilość będzie potrzebna, mieliśmy pożyczony 30-litrowy garnek.

Opowiadają, że są mieszanką ludzi z niejednego kotła. Jedni związani z Miastem na Górze, inni podglądali "Zupę" w Krakowie, w Katowicach. Jest kilka osób, które są od początku i czuwają nad tym, by co tydzień zupa czy ciepły posiłek był, są tacy, którzy mogą przyjść pomóc od czasu do czasu, ale najbardziej cieszy ich, że co tydzień dołączają nowe osoby.

Magda czuwa w kuchni nad tym, by "Zupa za Ratuszem" była wyborna   Magda czuwa w kuchni nad tym, by "Zupa za Ratuszem" była wyborna
Urszula Rogólska /Foto Gość

Nie trzeba mieć żadnych specjalnych predyspozycji czy talentów kulinarnych. – Kto nie potrafi obierać ziemniaków, marchewki, kroić cebuli, czosnku, przygotowywać kanapki – nauczymy! – Wołają zgodnie. Wystarczy być otwartym na innych.

Gotowali już pomidorową, leczo, bigos, barszczyk. Wczoraj, w niedzielę 30 września, jedenastoosobowa ekipa przygotowywała fasolkę po bretońsku. Szefową kuchni była Magda. Spotkali się tradycyjnie o 15.00 w Arce, by w trzy godziny uwinąć się z przygotowaniem posiłku i o 18.00 zawieźć go prywatnymi samochodami do parku.

Przepis nie był skomplikowany: 4 kg fasolki, 7 kg kiełbasy, 8 kg ziemniaków, 6 kg cebuli, 2 kg boczku, do tego kilka litrów passaty pomidorowej i przecieru oraz przyprawy. Doprawienie fasolki wziął na siebie Jakub.

Kiedy skończyli kroić warzywa, szybko zabrali się za przygotowywanie kanapek. Grzegorz każdą pakował osobno, a na papierze dopisywał specjalną wiadomość, dla tego, kto ją otrzyma – życzenia, dowcipny tekst, pozdrowienie.

– Dziś też mamy niespodziankę – jest Dzień Chłopaka, więc dla naszych ratuszowych chłopaków przygotowujemy małe paczuszki z cukierkami, do których dołączamy karteczkę z dobrym słowem: cytatem, mottem, ważną myślą. Będą też dwa ciasta – dodaje Magda.

Wolontariusze zawożą zupę pod ratusz samochodami. Tomek, jeden z nich, skonstruował specjalny wózek, którym duże gary można podwieźć do ławeczek, gdzie na posiłek czekają "ratuszowe chłopaki i dziewczyny".

Skąd mają produkty? Wiele kupują sami – ot tak. Umawiają się kto, ile czego kupi. Jedna zupa to wydatek około 200 zł. Zależy im, żeby była konkretna, sycąca. Tu każdy, kto chce pomóc, może to zrobić w dowolny sposób. – Część osób przynosi produkty, inni dają pieniądze na zakupy, jeszcze inni chcą pomóc przez swoją pracę. Jest jedna rodzina, która co tydzień przynosi nam składniki na kanapki, ciasta, muffinki – tłumaczy Piotr. – Przydałby się nam piekarz, który byłby w stanie przekazać nam trochę chleba. Pieczywo wydajemy do zupy, a dodatkowo przygotowujemy 60–70 kanapek.

– O co w tym wszystkim chodzi? O zupę najmniej – mówi Piotr. – Zupa to tylko pretekst. Bo zupy nie było, a nasi nowi ratuszowi znajomi nie umierali z głodu, radzili sobie. Najbardziej czekają na kontakt, na rozmowę. Bo jest tak jak w domu – najlepiej rozmawia się w kuchni, przy stole. Oni chcą, żeby ktoś ich wysłuchał. Mają w sobie wiele żalu, negatywnych uczuć. Wielu zostało skrzywdzonych w różnoraki sposób. Daleki byłbym od wysuwania wniosków, że każdy sobie na bezdomność zapracował… Dobrze jest przyjść, pobyć z nimi i posłuchać… Chcemy z nimi być, rozmawiać, wlać w ich serca trochę nadziei.

Przy krojeniu warzyw ekipie, która widzi się pierwszy raz, dopisują znakomite humory: – Każdy z nas ma wyrok pięćdziesięciu godzin prac społecznych. A poza tym pomaganie jest trendy, a my chcemy być modni. Dlatego tu jesteśmy – mówią z kamienną twarzą i wybuchają śmiechem.

Każda kanapka to też dobra wiadomość dla tego, kto ją otrzyma   Każda kanapka to też dobra wiadomość dla tego, kto ją otrzyma
Urszula Rogólska /Foto Gość

Agata z Bulowic dowiedziała się o "Zupie" od kolegi siostry. – Mam czas w niedziele, chciałam tu być. Spotykam tu bardzo otwartych ludzi – jedni należą do jakiejś wspólnoty, inni nawet o tym nie myślą. Razem przygotowujemy zupę, rozmawiamy i z osobami, które przychodzą pod ratusz, i między sobą. Kiedyś w ogóle się nie znaliśmy, a dziś każdy chce być tu co tydzień.

Druga Agata i Piotr przyszli wczoraj po raz pierwszy. – O "Zupie" powiedzieli nam znajomi Piotra i Asi Kałdan. Jesteśmy dowodem na to, że tu nie trzeba żadnych specjalnych umiejętności. Wystarczy przyjść. Wszystkiego można się nauczyć! Gdyby nie "Zupa", to pewnie spędzilibyśmy czas przed komputerem, oglądając seriale. A kto wie – może ktoś przyniesie ekran i za tydzień będziemy kroić ziemniaki i oglądać serial? – Śmieją się wolontariusze.

Tomek jest w ekipie już od dawna. Roger i Marek przyszli pierwszy raz. – Przyciągają ludzie i sprawa, która nas tu zbiera – mówią krótko.

Od początku w zespole jest Grzegorz. – Można w życiu robić pewne rzeczy samemu, można tak też być dobrym chrześcijaninem. Ale myślę, że w życiu chodzi o coś więcej: żeby przełamywać w sobie jakieś bariery, wychodzić do innych. Patrząc tak z boku na to wszystko – chyba nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę, co zaczęliśmy. To nie jest jednorazowe wydarzenie charytatywne. To jest poważna sprawa, którą coraz lepiej organizujemy. Bo to jak mała firma – musi działać. Ktoś czeka na efekty jej działania. Nie można ludzi, którzy czekają na zupę zawieść... Wiedzą, że mogą na nas liczyć. W jedną niedzielę  przyszła straszna nawałnica. A oni czekali. Razem staliśmy przy garach w deszczu.

Powoli przygotowują się do pierwszej zimy. KTK obiecało im zakup termosów. Szukają także większej kuchni, gdzie mogliby w niedzielne popołudnia przygotowywać zupę.

Są grupą nieformalną – jak i grupy dziesięciu ekip "Zupy" w całej Polsce. – Słyszeliśmy, że w jednym z miast, kiedy zakazano wydawania zupy w ten sposób, indywidualne osoby gotowały ją u siebie w domach i przynosiły na wspólne spotkanie. Bo to w tym wszystkim jest istotne – otworzyć swoje serce na drugiego... – tłumaczy Piotr.

Ekipa zaprasza absolutnie wszystkich do wsparcia swoją obecnością, pracą, darem materialnym w każdą niedzielę od 15.00 w Arce. O 18.00 zaś są w parku za bielskim urzędem miasta. Szczegóły także na Facebooku: Zupa za Ratuszem.