Rowerzyści przesuwają granice w Alpach!

Urszula Rogólska

publikacja 27.07.2018 13:44

W poniedziałek rano żywiecka grupa rowerowa "Rozkręć Wiarę" ruszyła do sanktuarium maryjnego w La Salette. Alpy mają już na wyciągnięcie ręki!

Maciej Urbaniec po raz drugi przesuwa swoje granice na wyprawie Rozkręć Wiarę. Wspierają go tata Witold i brat Mateusz Maciej Urbaniec po raz drugi przesuwa swoje granice na wyprawie Rozkręć Wiarę. Wspierają go tata Witold i brat Mateusz
Urszula Rogólska /Foto Gość

Przed rowerzystami ósmej wyprawy grupy „Rozkręć Wiarę” (pisaliśmy o niej już TUTAJ), która w tym roku postawiła sobie za cel dotarcie do sanktuarium Matki Bożej w La Salette w Alpach - na wysokości 1800 m n.p.m. - jutro pierwsze alpejskie wyzwania... Codzienne relacje z wyprawy można śledzić na facebookowym profilu grupy.

O swoich motywacjach, nadziejach i obawach związanych z wyprawą opowiedzieli: ks. Grzegorz Kierpiec, Adrianna Wisła, Barbara Marek, Maciej Urbaniec i jego tata Witold, Patryk Rus, jego rodzice: Małgorzata i Zdzisław oraz siostra Żaneta, a także inne wyprawowe pierwszaki: Rafał Napierała, Szczepan Kierpiec i Wiktoria Bazylińska oraz Danuta Butor, żona Mariana - wyprawowego nestora.

Będziemy liczyć przełęcze

- Pomyśleliśmy, że skoro nasz cel jest tak wysoko, to utrudnimy sobie życie i przejedziemy jeszcze siedem innych przełęczy w Alpach, zdobywając nawet słynne Stelvio - na wysokości ponad 2700 m. - mówi ks. Grzegorz Kierpiec, twórca grupy. - Zaczynamy w dziesiątkę, dołączy do nas jeszcze jedna osoba, która później pojedzie także do Rzymu. Większość grupy pokona ponad 2 tys. km przez góry. Codziennie będziemy przejeżdżać do 200 km, potem już nie będziemy liczyć kilometrów, a przełęcze. Jednego dnia - jedna, następnego dwie i tak dalej. Pierwsze dwie - w Austrii i we Włoszech są bardzo trudne - czekają nas bardzo długie, ponad 30-kilometrowe podjazdy, Przełęcze szwajcarskie będą już krótsze - po 12-14 km, ale z kolei bardzo strome, czasem z nachyleniem wynoszącym ponad 10 proc.

Ks. Grzegorz Kierpiec z wyprawową Księgą Intencji   Ks. Grzegorz Kierpiec z wyprawową Księgą Intencji
Urszula Rogólska /Foto Gość
Jest wśród nad kilku takich, którzy po dotarciu do celu chcą się jeszcze bardziej zmęczyć - albo odpocząć - bo chcemy pojechać jeszcze ponad 1500 km do Rzymu, przez Lazurowe Wybrzeże. Jako grupa RW byliśmy już w Rzymie, ale ta ekipa pojedzie pierwszy raz - od drugiej strony - z Francji.

Z wiarą i nadzieją

Adrianna Wisła jest jedną z weteranek rowerowych wypraw. Zabrakło jej tylko raz, w ubiegłym roku. Kiedy grupa zdobywała Nordkapp, Ada broniła pracę magisterską.

W tym roku Ada wraca. - Zobaczymy czy powrót będzie bezbolesny - uśmiecha się rowerzystka. - Starłam się dobrze przygotować, bo wyprawa jest bardzo trudna. Wiem, że ekipa jest bardzo silna. A ja niemal do samego La Salette będę w niej jedyną kobietą. Zobaczymy, jak będzie.

Ada Wisła z rodzicami podczas spotkania w Żywcu   Ada Wisła z rodzicami podczas spotkania w Żywcu
Urszula Rogólska /Foto Gość
Na trasie rowerzyści zwracają uwagę swoimi koszulkami. Każdy mógł wybrać, jaki napis znajdzie się na jego plecach. Barbara Marek ma angielskie słowo "hope" - nadzieja. - ­­­­Chcemy nieść wiarę, ale i nadzieję, której wielu ludziom dziś tak bardzo brakuje - mówi Basia. - Bez nadziei nie da się iść do przodu. Tak naprawdę, to ona jest dla mnie motorem napędowym w życiu. I taką nadzieją, którą opieram na mojej wierze, na Jezusie, chcę nieść także w czasie tej wyprawy.

Przesunąć granice

Maciej  Urbaniec w ubiegłym roku pojechał po raz pierwszy z grupą RW i to od razu na bardzo trudną trasę, na północny kraniec Europy, na Nordkapp. - Rowerową pasję obudziła we mnie mama. Kiedy miałem sześć, siedem lat, zabierała mnie, brata, kuzyna i kolegów z osiedla, na wycieczki o kosmicznej wówczas dla nas odległości z Żywca do Zabłocia i z powrotem - śmieje się Maciej. - Potem kupiłem większy rower i się zaczęło - 20, 40, 60 km, potem wpadło 150 i już się rozkręciło na dobre. Atmosfera, ludzie z którymi byłem, podczas ubiegłorocznego wyjazdu zadecydowały, że byłem zdeklarowany - jakkolwiek by było, nawet ekstremalnie, jadę!

- Syn wrócił bardzo zadowolony, bardzo podbudowany - opowiada tata, Witold Urbaniec. - Od razu myślał o kolejnej wyprawie i mnie samego zachęcił, żebym się zabrał z ekipą. I tak zdecydowaliśmy - razem z drugim synem pojedziemy samochodem, jako wsparcie techniczne dla rowerzystów przez pierwszy tydzień.

- Moim podstawowym celem nie jest to, żeby dojechać, zdobywając wszystkie przełęcze, ale to żeby podjąć trud - podkreśla Maciej. - Mam ważne intencje i ze względu na nie chcę go podjąć, poznać siebie tak naprawdę; jaka jest moja wytrzymałość, gdzie jest ta granica, że jestem już na tyle zmęczony, że nie potrafię z nikim rozmawiać; żeby poznać granice żywieniowe. Ale też - czy i jak daleko umiem te granice przesuwać. Bo kiedy przesuwasz granice, to idziesz do przodu. To, co kiedyś było problemem, przestaje nim być. Tego doświadczyłem w zeszłym roku. Nie studiowałem trasy. Nastawiam się na niespodzianki. Dzięki RW, pierwszy raz jadę na zachód Europy,a drugi raz w życiu zagranicę!

Od lewej: Wiktoria Bazylińska, Maciej Urbaniec i Szymon Gach   Od lewej: Wiktoria Bazylińska, Maciej Urbaniec i Szymon Gach
Urszula Rogólska /Foto Gość
Czy obecność taty na trasie pomaga czy utrudnia zadanie? Maciej mówi: - Trudno powiedzieć… Z jednej strony to utrudnienie - bo mam taki "komfort", że samochodem, który nas wspomaga technicznie jedzie ze mną mój rodzic. Jak się zachowam, kiedy będzie trudno...? A z drugiej strony to ułatwienie dla nas wszystkich: mamy pomoc - jakby co. Poza tym nie ukrywajmy - to rodzic najlepiej zrozumie dziecko, jeśli ono ma jakiś problem. Świetnie się z tatą dogaduję na co dzień i wiem, że tak będzie też na wyprawie.

On nie odpuści

Po raz kolejny w wyprawie bierze udział jedno z najsilniejszych jej ogniw a zarazem… nestor grupy, Marian Butor. W wyprawowych przygotowaniach wspiera go co roku małżonka Danuta.

Jak mówi panin Danuta: - Wspieram, bo nie mam wyjścia! Mąż kiedyś miał dużą nadwagę, ale kiedy zaczął nad tym pracować, rower stał się nieodłączną częścią jego życia. Co roku jestem przygotowana, że on nie odpuści kolejnego wyjazdu. Wspieram go jak mogę, tak jak on mnie w moich pasjach. Niestety ze względu na stan zdrowia nie mogę mu towarzyszyć. Przygotowania zaczyna bardzo wcześnie - kończy się jeden wyjazd, a on już myśli o następnym. Nie ma zmiłuj - rower towarzyszy mu codziennie. W domu robi wszystko, co trzeba "żeby się małżonka nie czepiała", ale trening musi być - śmieje się żona rowerzysty. - Gorączka przedwyjazdowa trwa już parę dni przed wyprawą - zapisywanie na karteczce co trzeba zabrać, wykreślanie, znoszenie rzeczy, pakowanie.

Pierwsza z prawej - Danuta Butor, żona Mariana   Pierwsza z prawej - Danuta Butor, żona Mariana
Urszula Rogólska /Foto Gość

Odważny jest…

Po raz pierwszy w wyprawie bierze udział Patryk Rus. Inni rowerzyści żartują, że Patryk jest dowodem na to, że warto zostawać na niedzielnej Mszy św. aż do końca, do ogłoszeń. - O wyprawach słyszałem już wcześniej. A po Nordkappie już wiedziałem, że na pewno chcę pojechać, chcę spróbować czegoś nowego, chcę się sprawdzić - opowiada 17-latek, najmłodszy z ekipy. - W grudniu podczas ogłoszeń parafialnych usłyszałem o wyprawie, o tym, że kształtuje się jej skład. Dołączyłem, uczestniczyłem w wyjazdach sprawdzających - czy dam radę - i jestem!

Patryk Rus z rodzicami i siostrą   Patryk Rus z rodzicami i siostrą
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Obawy są, ale skoro syn zdecydował, niech jedzie. Bardzo się zaangażował w ten wyjazd, dużo ćwiczył wcześniej. Wspieramy go w tym i mamy nadzieję, że z pomocą Bożą zrealizuje swój cel i szczęśliwy wróci do domu - mówią rodzice Patryka, mama Małgorzata i tata Zdzisław.

- Ja nie lubię sportu, ale podziwiam brata, że odważył się na coś tak hardkorowego… Odważny jest - dodaje Żaneta Rus.

Jest podjazd jest i zjazd!

Wśród tegorocznych pierwszaków wyprawowych są także: Rafał Napierała, Szczepan Kierpiec i Wiktoria Bazylińska, która 20 sierpnia skończy 18 lat.

- Podobnie jak Patryk, o wyjeździe do La Salette dowiedziałem się z ogłoszeń parafialnych - mówi Rafał. - Byłem tam dziesięć lat temu na pielgrzymce. Bardzo mi się podobało to miejsce, więc pomyślałem: idealna okazja, żeby tam być znowu - z super ekipą, na rowerach. Przygotowywałem się od stycznia - każdy weekend na rowerze, po kilkanaście godzin. Zobaczymy czy to wystarczy… Czy myślę o trudnościach? One nam towarzyszą przez całe życie, więc parę górek więcej nie robi różnicy - żartuje rowerzysta. - To znaczy zrobi, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Na zdjęciach w Internecie wszystkie przełęcze są płaskie, suche i słoneczne. Ks. Grzegorz pokazywał nam profile trasy - owszem są długie i strome podjazdy, ale skoro jest podjazd, to jest i zjazd!

W środku - Barbara Marek i Wiktoria Bazylińska   W środku - Barbara Marek i Wiktoria Bazylińska
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Moja dziewczyna Ada jedzie już po raz siódmy i w tym roku namówiła i mnie - opowiada Szczepan Kierpiec. - Staraliśmy się wspólnie przygotowywać chyba od kwietnia. Jeździliśmy w każdą sobotę i niedzielę - w tygodniu nie zawsze się udaje… Jest świetna ale przeganiałem ją na treningach, więc może dam radę

Po raz pierwszy na takiej wyprawie jest Wiktoria Bazylińska. - Mama, która wielokrotnie już brała udział w wyprawach - na rowerze i w samochodzie towarzyszącym grupie - opowiadała mi jak to wygląda; mówiła jak wiele wspaniałych doświadczeń przywozi z każdej wyprawy, a dodatkowo ks. Grzegorz namówił mnie na jazdę na rowerze, więc w tym roku postanowiłam, że chciałabym spróbować. Najbardziej mnie pociąga nieznane w tej wyprawie. Bo na każdej wyprawie jest coś nowego, coś co mamy szansę odkryć, co pozostanie w nas i co będzie tylko nasze. I chyba to najbardziej mnie ciągnie!