Brudne ręce

ks. Jacek Pędziwiatr

Najsampierw trzeba być, proszę księdza, człowiekiem.

Brudne ręce

Jeszcze za nieboszczki Austrii jeden jegomość wielebny dostał od arcybiskupa Sapiehy dekret na wikarego do Gilowic - wiekowej parafii. Pojechał pociągiem do Żywca, a potem z walizką w ręku ruszył w stronę Moszczanicy i Rychwałdu. Uszedł już spory kawałek poza miasto, gdy zaczęły nim targać wątpliwości, czy w dobrą stronę idzie. Na szczęście na miedzy przy drodze jakiś chłopiec pasł krowę.

- Powiedz mi, dziecko, czy ta droga do Gilowic prowadzi? - spytał jegomość.
- No dyć - odrzekło chłopię rezolutnie. - A na cóz to jegomość hań idom?
- Wikarym tam będę. Ksiądz arcybiskup mnie posłał, żebym ludziom drogę do Boga pokazywał.
- E tam. Jakze droge do nieba fcecie pokazywać, jakoz nawet drogi do Gilowic nie znocie...

Wielki Czwartek to dla mnie dzień pokory. Siedzę w konfesjonale, zadaję sobie pytanie: co ja tutaj robię? Przecież to ja powinienem być po tamtej stronie kratek i mówić, nie słuchać, bić się w piersi, nie nakładać pokutę i pouczać. Brakuje mi zapału i gorliwości. Kiedy pochylony nad ołtarzem trzymam w ręku biały opłatek, ręce mi drżą nieumyte. Marzy mi się, żeby moje słowa na ambonie były ostre, jak miecz oddzielający dobro od zła. Ale moje kazania to co najwyżej podawanie wykałaczek, żeby wydłubać resztki wyrzutów sumienia.

- Jak to jest, że na wasze filmy ludzie walą do kina drzwiami i oknami, a na nasze Msze przychodzi zaledwie garstka staruszek? - pytał raz kapłan zacny swojego kolegę szkolnego, który poszedł w aktorstwo.
- Może dlatego, że my o rzeczach fałszywych mówimy, jakby były prawdziwe - odpowiedział aktor. - A wy robicie zupełnie odwrotnie...

Wielkoczwartkowa lekcja pokory przypomina, że księdzem jest się dopiero co najwyżej na... trzecim miejscu. Wcześniej - w ogóle - trzeba być chrześcijaninem, kimś, kto wierzy. A najsampierw trzeba być człowiekiem. Tak, to podstawa. Ludzie potrzebują w księdzu najpierw człowieka: ojca, brata. Potem dopiero świadka, nauczyciela i wreszcie szafarza. Dziś często to sobie powtarzam, żeby nie pomylić kolejności. Żeby samemu doświadczyć ludzkich dróg, zanim ludzi zacznę prowadzić na Boże trakty.