Kossakówna z krwi i kości w Ustroniu

Urszula Rogólska

publikacja 20.02.2018 15:48

- To fascynująca postać! - mówiła pisarka Joanna Jurgała-Jureczka o Zofii Kossak podczas kolejnego spotkania "Podróży życia" w ustrońskiej parafii św. Klemensa.

Joanna Jurgała-Jureczka w ustrońskiej kawiarence "Pod Zielonym Rowerem" Joanna Jurgała-Jureczka w ustrońskiej kawiarence "Pod Zielonym Rowerem"
Urszula Rogólska /Foto Gość

Pisarka Joanna Jurgała-Jureczka była gościem kolejnego spotkania z cyklu "Podróż życia" w parafii św. Klemensa w Ustroniu, organizowanego przez ks. Mirosława Szewieczka i duszpasterstwo rodzin dekanatu wiślańskiego. Mieszkająca na Śląsku Cieszyńskim pisarka, m.in. autorka książek o rodzinie Kossaków, badaczka biografii Zofii Kossak, zaprezentowała prelekcję "W cieniu męża czy realizacja własnych ambicji?".

W Ustroniu J. Jurgała-Jureczka opowiedziała o niełatwym i złożonym świecie życia małżeńskiego i rodzinnego kobiet rodu Kossaków: Zofii - pisarki, żony i matki, kobiety głębokiej wiary, zaangażowanej społecznie - ale i jej kuzynek: Magdaleny Samozwaniec i Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, a także ich przodkiń. Zofia była córką Tadeusza, brata bliźniaka Wojciecha Kossaka, wnuczką Juliusza.

Biograf Zofii Kossak spotkała się z uczestnikami "Podróży życia"   Biograf Zofii Kossak spotkała się z uczestnikami "Podróży życia"
Urszula Rogólska /Foto Gość

Charakteryzując rodzinny i małżeński rys kobiet rodu Kossaków, Joanna Jurgała-Jureczka podkreśliła, że to obraz niekoniecznie łatwy, lekki i przyjemny:

- Sytuacja kobiet w wieku XIX i XX była zupełnie inna. I Zofia Kossak, i jej kuzynki: Magdalena Samozwaniec i Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, zupełnie się z tego ówczesnego sposobu myślenia o rodzinie wyłamały. Były bardzo inteligentne, każda z nich miała swoje życiowe ambicje, które realizowała. Ich ciotki i babki to z kolei kobiety bardzo majętne, które swoim majątkiem ratowały Kossaków - tych malarzy - przed upadkiem finansowym. Na przykład posag Wojciechowej Marii uratował Kossakówkę. Dzięki Marii, jej mąż mógł sobie pozwolić na życie jakie prowadził. Był znany, brylował w towarzystwie, podróżował, był stale nieobecny w domu. Zdradzał ją - ona o tym wiedziała. Wychowywała dzieci zupełnie sama i autentycznie go kochała do końca. Równie złożona była sytuacja w wypadku innych gałęzi rodu.

Znaczną część spotkania prelegentka poświęciła Zofii Kossak. Okazją do podjęcia tematu są: przypadająca w tym roku 9 kwietnia, 50. rocznica śmierci pisarki, a w przyszłym - 130. jej urodzin.

Jak wspomniała J. Jurgała-Jureczka, w związku z rocznicą śmierci Zofii Kossak przygotowywane są liczne uroczystości patriotyczne. Jednocześnie zaznaczyła, że sama daleka jest od formułowana patetycznych tematów rocznicowych: - Nie ograniczajmy człowieka do takich jedynie koturnowych wizji. To fascynująca postać! Ona była Kossakówną z krwi i kości. Kobietą nie na pomnik, ale prawdziwą kobietą, żoną, matką, której wiara była silna, autentyczna, prawdziwa - podkreślała prelegentka. - Ona nie wyniosła tej wiary z domu. Pochodziła z rodziny, która, owszem, chodziła do kościoła, uczestniczyła w nabożeństwach - bo tak wypadało, bo należało się do szlachty. Kiedy miała dwadzieścia kilka lat, wyjechała do Genewy studiować malarstwo. Tam też wysłuchała wykładu świeckiego teologa. Tak się przejęła tym, co usłyszała, tak zafascynowała, że zrozumiała, iż chrześcijaństwo, to nie jest ta kościółkowatość, te wzniosłe nabożeństwa - to jest coś znacznie poważniejszego, coś silnego i autentycznego. Jak sama się wyraziła: to najdoskonalszy system jaki wydał świat. I wtedy stała się prawdziwa w swojej wierze.

"Podróż życia" w parafii św. Klemensa w Ustroniu   "Podróż życia" w parafii św. Klemensa w Ustroniu
Urszula Rogólska /Foto Gość

Bywały czasy, kiedy była codziennie w kościele - gdy mieszała na Wołyniu w czasie rewolucji - ale jej chrześcijaństwo nie polegało na manifestowaniu religijności. Ona nim autentycznie żyła, kiedy ratowała Żydów, kiedy wyprowadzała ich z getta, narażając na niebezpieczeństwo także własne dzieci; kiedy zakładała "Żegotę", także wtedy, kiedy jej okupacyjne warszawskie mieszkania pękało w szwach - bo pomagała Żydom, protestantom, ateistom. Kiedy w 1957 r. wróciła z Anglii do Polski, próbowała skonsolidować środowiska katolickie. Światopogląd nie miał dla niej żadnego znaczenia, kiedy człowiek potrzebował pomocy.

Jednakże nie to uważała za swoją największą "zasługę". Jak mówiła J. Jurgała-Jureczka, w swoich notatkach Z. Kossak zapisała, że kiedy będzie umierać, chciałby, żeby "po jej stronie stanęło" coś, co uważała za szczególnie ważne… - Kiedy w czasie wojny dowiedziała się, że na Pawiaku są więzieni, skazywani na śmierć i rozstrzeliwani ludzie, dla żeńskiej części więzienia zorganizowała niezwykłą rzecz - opowiadała J. Jurgała-Jureczka. - Poprosiła biskupa, by kobiety mogły przenosić tam komunikanty. Wówczas nie do pomyślenia było, żeby konsekrowaną hostię niosły kobiety. A druga rzecz - jak ona to zorganizowała. Poprosiła złotnika, by w pudernicy i medalionie wykonał drugie dno. Po konsekracji hostii, ksiądz wkładał ją tam właśnie, a kobiety, które pracowały na Pawiaku ukrywały pudernicę we włóczce i przemycały do skazanych. Kobiety, które szły na śmierć, przyjmowały po kawałeczku tej hostii…

Sama też miała dojmujące doświadczenie Pawiaka. Aresztowana, trafiła do Auschwitz, a po rozszyfrowaniu, że to "ta" Kossak - na Pawiak. - O tym wydarzeniu mówiła bardzo rzadko… - opowiadała w Ustroniu autorka jej biografii.

- Skazano ją na śmierć. Przyjęła hostię, wyprowadzono ją na dziedziniec, gdzie miała być rozstrzelana. Była przekonana, że idzie na śmierć. W pewnym momencie niemiecki żołnierz mówi, że wszyscy zostają, a ona z grupką więźniów zostaje wyprowadzona bocznym wyjściem. Myślała, że strzelą jej w plecy. A była prowadzona… na wolność… Nie wiedziała, że wykupiło ja podziemie AK-owskie.

J. Jurgała-Jureczka odniosła się także do zarzucanego Zofii Kossak antysemityzmu: - "Tygodnik Powszechny" napisał, że była drugoplanową pisarką, a pierwszoplanową antysemitką. To jest tak potwornie krzywdzące. Jej antysemityzm polegał na tym, że mówiła: jeśli w Skoczowie jest fryzjer żydowski i polski, to daj zarobić polskiemu. Owszem, przed wojną uczestniczyła w tym myśleniu ziemiaństwa polskiego i pisywała, że "Żydzi obsiedli nas jak jemioła drzewo" - w tym znaczeniu, że gospodarczo my musimy się bronić. Ale kiedy podczas odczytu zaatakowano fizycznie żydowskiego prelegenta, natychmiast walnęła w prasie ostry artykuł potępiający ten atak. W czasie wojny, kiedy się zorientowała co dzieje się z Żydami, od razu ruszyła z pomocą. Jako pierwsza, albo jedna z pierwszych alarmowała w prasie, że zdarzają się przypadki współdziałania Polaków w mordowaniu Żydów. Napiętnowała je. Narażała życie własnych dzieci, które wyprowadzały Żydów z getta. Kiedyś spytała jednego Żyda czy by ich wsypał, gdyby wpadł w ręce gestapo. Stwierdził, że gdyby bili mocno, to by wsypał. A bili mocno. Ona nigdy nikogo nie wsypała, choć była bita.

Czymś w rodzaju wyrzutu sumienia Zofii Kossak stała się śmierć jej mamy w czasie Powstania Warszawskiego. - Działając w podziemiu, była wciąż w niebezpieczeństwie.  Matka umierała ze strachu o nią. Po latach napisała, że może mamę zabił niepokój o córkę, która rzuciła się w wir konspiracyjnej pracy i ratując cały świat, nie uratowała swojej mamy…

O Zofii Kossak i jej rodzie, w Ustroniu opowiadała Joanna Jurgała-Jureczka   O Zofii Kossak i jej rodzie, w Ustroniu opowiadała Joanna Jurgała-Jureczka
Urszula Rogólska /Foto Gość

Jako, że ustrońskie spotkania to przede wszystkim tematyka małżeństwa i rodziny, nie mogło jej zabraknąć także w kontekście prelekcji o Zofii Kossak. Miała dwóch mężów – na Kresach wyszła za Stefana Szczuckiego, a po jego śmierci za oficera wojska polskiego,  Zygmunta Szatkowskiego. - Uparła się, że wyjdzie za Stefana, choć jej odradzano - charakterologicznie jej nie odpowiadał, nie był szlachcicem. Po latach przyznała, że "dostała za swoje" - opowiadała J. Jurgała-Jureczka.

Kiedy po jego śmierci, wraz z synami przeniosła się na Śląsk Cieszyński, do rodziców, odnalazł ją siedem lat młodszy Zygmunt, który już przed laty prosił ją o rękę. Wówczas odrzucony, teraz przyjęty. - Śledziłam losy tego małżeństwa… - mówiła biograf Zofii Kossak. - Na zewnątrz - idealni. Ale jej heroizm w tym związku był nieprawdopodobny. On wysoki, postawny, raczej czarnowidz; surowy dla dzieci. Ona drobna żywiołowa, pełna optymizmu, ze swoim "będzie dobrze".

Kiedy ona działała w konspiracji w Warszawie, on trafił do obozu jenieckiego w Murnau. Gdy się spotkali po wojnie, małżeństwo przeszło wielką próbę. Zygmunt cierpiał na depresję. Lekarz stwierdził, że aby się wyleczyć, potrzebuje ciężkiej pracy fizycznej. Żeby go ratować, ona zupełnie się wycofała ze swoich pasji. Zamieszkali na farmie w Anglii. Zofia została gospodynią, na której głowie było siano, krowy, owce, cały inwentarz. Z czasem mąż… odzyskał zdrowie.

W 1957 r. Szatkowscy wrócili do Polski. Zofia naiwnie myślała, że do wolnej Polski. - Zachowało się nagranie jej słów, kiedy na Okęciu wita wszystkich i chce pozdrowić wszystkich "tysiącletnim polskim pozdrowieniem: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Na nagraniu już tego "Jezus Chrystus" nie słychać. Wyraźnie za to słychać cięcie. Ona nie wiedziała, że tego nie wolno powiedzieć… - relacjonowała J. Jurgała-Jureczka. - W Polsce spotkała się z cenzurą, była inwigilowana, zakazano jej wyjeżdżać zagranicę. Zapomniana, wróciła na wieś, do Górek. Cały czas walczyła o męża. Zrezygnowała z własnego pisarstwa - choć z "Krzyżowcami" była bliska literackiego Nobla. Mąż był historykiem - on pomagał jej, a ona jemu. Napisała trzeci tom "Dziedzictwa", podpisując go jako współautora. Książka jest ciężka, niestrawna, daleka od właściwego jej stylu. Ona to robiła dla niego… Uważam, że to była święta kobieta. Bo tak żyła. Nie znalazłam nic, bo świadczyłoby przeciwko niej…

Ks. Mirosław Szewieczek (pierwszy z lewej) jest inicjatorem ustrońskiej "Podróży życia"   Ks. Mirosław Szewieczek (pierwszy z lewej) jest inicjatorem ustrońskiej "Podróży życia"
Urszula Rogólska /Foto Gość

J. Jurgała-Jureczka dzieliła się też swoimi osobistymi odkryciami badawczymi związanymi z Kossakami, a zwłaszcza ich kobietami. Mówiła o tym jak zaintrygował ją w Górkach portret starszej kobiety. Okazał się być obrazem 16-letniego Wojciecha Kossaka. Na portrecie była babcia Aniela Gałczyńska. Odważna i przebojowa podróżniczka. Opowiedziała o Marii, zdradzanej żonie Wojciecha. Przybliżyła historię fotografii na której piękna kobieta trzyma na ramionach… indyka. Dzięki temu zdjęciu, odkryła tragiczne losy pięknej Zofii, córki Juliusza Kossaka.

Pisarka wspomniała także o swojej pracy nad publikacją o nieujawnionych dotąd historiach rodu Kossaków, które poznała m.in. dzięki ujawnionym przez IPN dokumentom - także związanym z postacią kard. Stefana Wyszyńskiego, który dobrze znał Zofię Kossak. Książka ukaże się jeszcze w tym roku.

Kolejna "Podróż życia" w Ustroniu - 17 marca o 15.00. Gościem będzie Małgorzata Szarzec, mediator małżeński i rodzinny, psychodietetyk, która opowie o "Zdrowym stylu życia w rodzinie".