Rozmawiają sobie

ks. Jacek M. Pędziwiatr ks. Jacek M. Pędziwiatr

publikacja 26.12.2017 23:02

Jeśli ktoś zechce, zobaczy w tym obrazie zatrzymaną na drewnianej kliszy chwilę z imienin Jana Ewangelisty.

Rozmawiają sobie Ks. proboszcz Tadeusz Nowok w pracowni, w której "Święta rozmowa" nabiera blasku Ks. Jacek M. Pędziwiatr /Foto Gość

Koniec pierwszego etapu konserwacji obrazu z Komorowic. Madonna ma w połowie umytą twarz, spod dawnych przemalowań ukazały się kolejne loki kręconych włosów, a nimb wokół głowy Chrzciciela nabrał ciepłego blasku.

- Matka Boża Świętojańska wróci do nas na obchody 525-lecia parafii - ma nadzieję ks. proboszcz Tadeusz Nowok. Póki co wizerunek znajduje się w pracowni konserwacji malarstwa na drewnie Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.

Rozmawiają sobie   Dr Jarosław Adamowicz z poświątecznym solenizantem: św. Janem Ewangelistą Ks. Jacek M. Pędziwiatr /Foto Gość Efekt przeprowadzonych dotąd prac najlepiej widać na twarzy Maryi, w połowie już odczyszczonej, w połowie zaś - dla porównania - pozostawionej w stanie sprzed konserwacji. Udało się odsłonić dokonane na przestrzeni lat przemalowania, choć tych na szczęście nie ma wiele. Do blasku - na razie tylko w obrębie postaci św. Jana Chrzciciela - wraca pozłacane i grawerowane w roślinne ornamenty tło. W nadchodzących miesiącach pozostała część malowidła zostanie poddana niezbędnym pracom restauratorskim.

- Na szczęście najważniejsze elementy malunku, zwłaszcza szaty i karnacje, zachowały się w bardzo dobrym stanie - wyjaśnia dr Jarosław Adamowicz, który kieruje pracami konserwatorskimi.

Dopiero kiedy obraz ogląda się z bliska, widać - na co dzień ukryty w wysokości ołtarza - kunszt Mistrza Świętej Rodziny - tak zwykło się określać tworzącego w XV wieku, nieznanego z imienia artystę, który inspirował się twórczością Wita Stwosza. Uderza kunszt malunku fryzur i zarostu, dokładność kolorystyczna oczu, w których widać nie tylko kilka odcieni błękitu i bieli, ale nawet delikatne przekrwienia kącików. Ten sam mistrz jest autorem obrazów w Pisarzowicach, Starym Bielsku i Mazańcowicach (ten ostatni od przedwojnia znajduje się nie w kościele, lecz w muzeum w Opawie).

Rozmawiają sobie   Oblicze Madonny - w połowie przed i w połowie po konserwacji. Widać różnicę. Ks. Jacek M. Pędziwiatr /Foto Gość Wizerunek Marki Bożej Świętojańskiej znajduje się w Komorowicach do niepamiętnych czasów. Najpierw zdobił drewnianą świątynię, w latach 50. przeniesioną do skansenu w Krakowie-Woli Justowskiej (gdzie został zniszczony przez pożar). Po wzniesieniu obecnego kościoła, w okresie międzywojennym, wizerunek umieszczono w jego głównym ołtarzu. Obraz przedstawia Matkę Bożą z Dzieciątkiem w asyście świętych Janów: Chrzciciela i Ewangelisty. Maryja trzyma na ręku Jezusa, który spogląda w kierunku swojego poprzednika. Jan Chrzciciel ma w ręku księgę życia, na której spoczywa Baranek. Stojący po lewej stronie Jan Ewangelista błogosławi kielich: to wspomnienie legendy o tym, jak chciano uśmiercić umiłowanego ucznia Pana trucizną zmieszaną z winem, którą apostoł zneutralizował błogosławieństwem. Tego rodzaju grupę postaci określa się mianem „Sacra conversazione” - "Święta rozmowa". Postaci uzupełnia misternie grawerowane w motywy roślinne i pozłacane tło.

Zadziwiać może fakt, iż połączone deski, które stanowią kanwę obrazu, przy powierzchni blisko czterech metrów kwadratowych mają zaledwie 1,8 centymetra grubości. Cienką niczym opłatek drewnianą powierzchnię utrzymuje okalająca ją rama. Ta również, choć z licznymi, późniejszymi uzupełnieniami, jest oryginalna i tak samo wiekowa, jak wizerunek.

Najwięcej czasu pochłonęła do tej pory praca przy niewidocznej, „plecowej” stronie obrazu. Widać tutaj bardzo liczne ślady żerowania drewnojadów, ale także liczne i miejscami bardzo głębokie ubytki, które uzupełniono paskami drewna lipowego - takiego samego, jak deski, na których powstał wizerunek.

- Na podstawie wcześniejszych doświadczeń przypuszczam, że obraz Madonny Świętojańskiej był częścią tryptyku - uważa dr Jarosław Adamowicz. I dodaje, że choć obecnie nie sposób odsłonić śladów po zawiasach w ramie obrazu, to jednak tego rodzaju wizerunki zazwyczaj uzupełniane były bocznymi skrzydłami. Na komorowickim ołtarzu być może były jeszcze kiedyś postaci kolejnych dwóch świętych. Jakich? To - na razie - pozostaje zagadką nie do rozwiązania.