O. Szustak: Uwierzyć, kiedy mam totalny krach

Urszula Rogólska

publikacja 21.12.2017 12:58

- Chciałbym przez te trzy dni opowiedzieć wam o tym, jak wołać, jak na swojej pustyni stanąć, żeby On dzisiaj przyszedł. Jeśli nie dziś, to jutro, pojutrze, w Wigilię, 25, 26 czy 27 grudnia. Bo On codziennie chce przyjść tak samo - mówił o. Adam Szustak w Andrychowie.

O. Adam Szustak OP w Andrychowie O. Adam Szustak OP w Andrychowie
Urszula Rogólska /Foto Gość

Zaczęło się od tego, dlaczego Pan Jezus przypomina wieloryba na skuterze, potem było o jednym dniu Apostołów i Jezusa, najbardziej szczegółowo opisanym w Ewangelii i o najtrudniejszych pytaniach człowieka: Gdzie Ty jesteś, kiedy jestem na pustyni, albo wśród burz, w totalnej beznadziei i ciemności?

O. Adam Szustak, dominikanin, jeden z najbardziej znanych kaznodziejów w Polsce, rozpoczął 20 grudnia rekolekcje adwentowe w parafii św. Stanisława BM w Andrychowie. Do piątku, 22 grudnia, ojciec głosi rekolekcje na Mszach św. o 8.30 i 18.00. Po tej drugiej Mszy św. prowadzi konferencje dla dorosłych i młodzieży.

W wypełnionym po brzegi kościele podczas wieczornej Mszy św. rozpoczynającej rekolekcje, sprawowanej wraz z ks. proboszczem Janem Figurą i ks. Krzysztofem Walczakiem, pochodzącym z andrychowskiej parafii, o. Adam zaprosił do rozważania czym jest Adwent.

Wieloryb na skuterze

Zaczął od historii swojego spotkania z dziewczyną słusznych kształtów, jeżdżącej na kolorowym skuterze w północnych Indiach. Po 23 godzinach podróży pociągiem ósmą klasą - w ścisku, ze zwierzętami domowym, padnięty usiadł na dworcu. Wtedy podjechała dziewczyna z pytaniem: "No to gdzie jedziemy?". Przez kilkanaście kilometrów "dwa wieloryby" na kolorowym skuterze przemieszczały się przez miasto do celu podróży ojca Adama. Okazało się, że trzy lata temu dziewczyna wymyśliła sobie życiową misję - jeździ po mieście i kiedy zobaczy kogoś starszego, inwalidę, niepełnosprawnego - zabiera go i zawozi do celu. Za darmo.

O. Adam podczas homilii   O. Adam podczas homilii
Urszula Rogólska /Foto Gość

- Kiedy sobie myślę o Adwencie, kiedy czytam Ewangelię o Janie Chrzcicielu, to jest to opowieść dokładnie o tym. Pan Jezus w Adwencie - wiem, że Pan Jezus się nie obrazi - to jest taki wieloryb na skuterze. Ktoś, kto nieustannie jeździ i patrzy kogo by tu zabrać. I szczególnie wyszukuje tych, którzy siły nie mają. On jedzie i cały czas proponuje: "Chodź, zabieram cię…". - mówił o. Szustak, tłumacząc jednocześnie historię Jana Chrzciciela, kiedy zapytano go: "Kim jesteś? Mesjaszem? Eliaszem?". Jan wtedy odpowiada: "Jam głos wołającego na pustyni". - To jest bardzo konkretne imię, które zna każdy żyd - wyjaśniał rekolekcjonista, przypominając historię Hagar i Izraela, wyrzuconych na pustynię Beer-Szeby na żądanie Sary, żony Abrahama, po narodzinach Izaaka. Głos płaczącego dziecka i jego matki usłyszał Bóg, wysyłając do nich swojego Anioła - ten wskazał Hagar studnię, dzięki której ocaleli.

Ja jestem od tych, którzy stracili nadzieję

- Kiedy żydzi słyszą: "głos wołającego na pustyni", maja jednoznaczne skojarzenia: Jan mówi: "Ja jestem prorokiem od tych, którzy stracili nadzieję. Ja jestem od tych ludzi, którzy są na środku pustyni, którzy nic nie mają i którzy wiedzą, że została im już tylko i wyłącznie śmierć". I co jeszcze mówi: "Pośród was już stoi ten, na którego czekacie". Jan nie mówi: "Ja jestem od tych, którzy nie mają nadziei i mówię: jeszcze trochę poczekajcie. On mówi: "Już jest, już przyszedł". Jan nie zwiastuje cierpliwości: jeszcze trochę poczekajcie, dacie radę. On mówi: już przyszedł. I o to chodzi w Adwencie!

Dominikanin zwrócił uwagę, że Adwent nie jest "radosnym czekaniem na Boże Narodzenie". - Co będzie za pięć dni? Mam dla was bardzo smutną wiadomość - nic nie będzie. Wieczorem 24 grudnia będzie strasznie fajna kolacja. I Msza św. - dokładnie taka sama jak dzisiaj - nie będzie żadnej różnicy - jedynie teksty inne. My nie czekamy na to, żeby On się urodził . Bo On już jest między nami. I jeśli dzisiaj, ze środka swojej pustyni zawołam z wiarą, żeby przyszedł, to przyjdzie. I możesz sobie dzisiaj zrobić Wigilię. W tym czasie chodzi o to, żeby Go spotkać. A nie żeby czekać na kolację.

Od lewej: ks. proboszcz Jan Figura, o. Adam Szustak i ks. Krzysztof Walczak   Od lewej: ks. proboszcz Jan Figura, o. Adam Szustak i ks. Krzysztof Walczak
Urszula Rogólska /Foto Gość

O. Szustak tłumaczył pochodzenie słowa Adwent, które z łaciny znaczy "przyjście" - kolejny dzień Adwentu, znaczy: kolejny dzień przyjścia. - Chciałbym przez te trzy dni opowiedzieć wam o tym, jak wołać, jak na tej swojej pustyni stanąć, żeby On dzisiaj przyszedł. Jeśli nie dziś, to jutro, pojutrze, w Wigilię, 25, 26 czy 27 grudnia. Bo On codziennie chce przyjść tak samo.

Ewangelia o każdym z nas

Wieczorną konferencję o. Adam Szustak rozpoczął od odczytania fragmentu Ewangelii św. Mateusza o tym, jak po całym dniu nauczania, uzdrawiania, po rozmnożeniu chleba i ryb, Jezus wyprawił uczniów na drugi brzeg Jeziora Galilejskiego, a sam poszedł modlić się w samotności. Uczniów spotyka gwałtowna burza, a Jezus przychodzi do nich o czwartej straży nocnej.

- W tej Ewangelii z reguły wszystkich interesuje motyw spektakularnego chodzenia po wodzie. Właśnie z tego powodu nie będziemy się tym w ogóle zajmować - uśmiechał się rekolekcjonista, zaznaczając: - Jestem przekonany, że ta Ewangelia opowiada - jeśli nie o wszystkich, to - na pewno o większości z  nas. Opowiada o tym, co się w nas dzieje i co chce z tym zrobić Pan Jezus.

Młodzi z Andrychowa, ale nie tylko oni, czekali na przyjazd o. A. Szustaka z rekolekcjami adwentowymi   Młodzi z Andrychowa, ale nie tylko oni, czekali na przyjazd o. A. Szustaka z rekolekcjami adwentowymi
Urszula Rogólska /Foto Gość

O. Szustak zaprosił do spojrzenia na opisane wydarzenia tego dnia z dwóch punktów widzenia: uczniów i Pana Jezusa. - Gdyby uczniowie mieli coś takiego jak notatniki albo pamiętniki, to jestem przekonany, że pod tą datą byłoby zaznaczone czerwone kółko i słowo: WRESZCIE! - mówił o. Szustak. Dlaczego? - Tego dnia rano do Pana Jezusa przyszło kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Jezus rozmnożył chleb. W Ewangelii jest napisane, że było tam 5 tys. mężczyzn - to taki żydowski sposób liczenia tłumu. Musiało więc tam być jeszcze 5 tys. ich żon, ze 2 tys. singli, każde małżeństwo miało po jednym dziecku, a najpewniej po pięcioro, sześcioro - w sumie mogło być 20-30 tys. ludzi. Św. Łukasz napisze, że Jezus uzdrowił WSZYSTKICH, którzy przyszli. Nawet nie mieli kiedy zjeść… .

- Czujecie sprawę? 30 tys. ludzi - kto tam co miał, jakiekolwiek trudności, choroby, cierpienia bolączki - cokolwiek to było - uzdrowił. Pomyślcie, jaki musiał być entuzjazm w tych ludziach. Jezus im zabrał to wszystko! Wieczorem rozmnożył te chleby i ryby, i zostało jeszcze 12 koszy ułomków. Co się wydarzyło tego wieczoru? Ewangelia pisze, że tego dnia, ten tłum po raz pierwszy chciał Go obwołać królem - mówił o. Adam, tłumacząc, że na takiego króla żydzi czekali od zawsze: króla, który będzie władcą w Izraelu, a jednocześnie władcą, który zrobi porządek na całym świecie. - To jest przełom w działalności Pana Jezusa. Do tej pory był - przepraszam za wyrażenie - takim lokalnym celebrytą - znanym jedynie w okolicznych wioskach w Galilei. Od tego momentu zacznie się droga Pana Jezusa do Jerozolimy. I On rzeczywiście zostanie królem. Będzie królował, ale z tronu, który ma na imię krzyż.

No to się skończyło. Tyle go widzieliśmy…

Słysząc entuzjazm tłumu, Apostołowie, tak czysto po ludzku zaczęli myśleć: "Jeśli On będzie królem, to kim my będziemy? My będziemy w rządzie!". Tamtego wieczoru prawdopodobnie oni już dzielą stołki, jak to będzie. Bo On za chwilę obejmie władzę, a oni są przecież najbliżej Niego! Kiedy zachodzi słońce, tłum krzyczy: "Król! Król!", a Jezus im każe wsiadać na łódkę i płynąć na drugą stronę. Coś was tu nie dziwi? Jezioro Galilejskie, to jest kawał wody. Po drugiej stronie jest kilkadziesiąt miejscowości. To tak jakby ktoś mi w Gdańsku powiedział - płyń na drugą stronę, tam się spotkamy. Co bym pomyślał? Ktoś tu się chce ze mną kulturalnie pożegnać… A sam poszedł do tłumów.

Słuchacze adwentowych rekolekcji zajęli każde wolne miejsce w kościele św. Stanisława   Słuchacze adwentowych rekolekcji zajęli każde wolne miejsce w kościele św. Stanisława
Urszula Rogólska /Foto Gość

Nieprzyjemna pogoda, niebo zasnute chmurami, problemy z nawigacją… - Mam przekonanie, że jak wsiedli do łodzi i zobaczyli, że Pan Jezus został z tłumem, to sobie pomyśleli: "No to się skończyło. Tyle go widzieliśmy…". To w jakim oni są stanie, można zobaczyć, kiedy Pan Jezus przychodzi do nich o czwartej straży nocnej - zaczęli krzyczeć z przerażenia. - To jest cudowny opis naszej wiary. Zauważyliście, że ktoś nam powiedział, że po drugiej stronie spotkamy Boga? Mówię o śmierci. Wierzycie w to? Wiecie, gdzie to jest? - pytał o. Adam.

To jest Jego kuzyn

W tym momencie o. Adam Szustak zaprosił to przyjrzenia się wydarzeniom tego dnia z perspektywy Jezusa. Tego dnia, o poranku, uczniowie Jana przynoszą Mu wiadomość, że Jan Chrzciciel został ścięty w więzieniu. - Pamiętacie, że to rodzina była? To jest Jego kuzyn. Elżbieta to ciocia Ela, a dla Jana Maryja to ciocia Marysia. Jezus się wychowywał w normalnych relacjach, jak każde normalne dziecko. Oni musieli się dobrze znać, kiedy byli dziećmi. Tego poranka Jezus dostaje tragiczną wiadomość, że ktoś, kogo znał od 30 lat, został bestialsko zamordowany. Jak się musiał czuć, przez cały ten dzień, kiedy było tam kilkadziesiąt tysięcy ludzi, na których kładł ręce, a w głowie miał jedno zdanie: "Jan nie żyje, obcięli mu głowę". Jak byście dostali rano taką wiadomość, poszlibyście do pracy?

Wieczorna konferencja w Andrychowie   Wieczorna konferencja w Andrychowie
Urszula Rogólska /Foto Gość

Wieczorem, kiedy pojawia się możliwość, żeby odesłać tych ludzi, żeby sobie coś kupili, Pan Jezus mówi: "Nie, nie. My to zrobimy". - Skąd się wzięło to wieczorne: "Wsiądźcie na łódkę?". Mam przekonanie, że w Panu Jezusie było jedno zdanie: "Zostawcie mnie wreszcie w spokoju". Co zrobił? Poszedł na wysoką górę i całą noc się modlił - to znaczy: do Taty poszedł. Uczniowie myślą: "On nas zostawił, On się nami nie interesuje, On ma ważniejsze sprawy - ma królestwo, my jesteśmy nieważni". A jak jest z drugiej strony? Jest Jezus, który jest tak zaangażowany w sprawy jednego człowieka, że zostawia wszystko, by być tylko z tym jednym nieszczęściem. Macie takie momenty w życiu, kiedy myślicie: No Pan Bóg to pewnie jest, wierzę w Niego, ale żeby się mną szczególnie interesował, to nie zauważyłem. A kiedy patrzycie na ten świat, macie takie myśli: gdzie jest Bóg? Czemu nic nie robi? Czemu nie wkracza? - pytał retorycznie rekolekcjonista.

- Ta Ewangelia to nie jest Ewangelia o żadnym chodzeniu po wodzie. To jest Ewangelia o takiej sytuacji człowieka, kiedy sam, w nocy, na środku jeziora, nie wiedząc dokąd płynie, ma takie odczucie: Dlaczego mnie zostawiłeś? Czemu Cię nie wiedzę w moim życiu? Czemu nie doświadczam cudów?

O. Adam Szustak w andrychowskiej parafii św. Stanisława   O. Adam Szustak w andrychowskiej parafii św. Stanisława
Urszula Rogólska /Foto Gość

Jak zaznaczył o Szustak, ta Ewangelia mówi, że tam, po drugiej stroni jest Ktoś tak zaangażowany w sprawy tego świata, że kiedy jeden człowiek cierpi albo umiera, to On zostawia cały ten świat po to, żeby się zająć tą jedną sprawą. To jest wiara.

W siódmej godzinie

Kiedy Jezus podszedł do przerażonych uczniów powiedział im: "Nie bójcie się, jestem, nigdzie sobie nie poszedłem". - Byłoby super gdyby On to zdanie powiedział w pierwszej godzinie płynięcia. A on przyszedł w porze czwartej straży nocnej, czyli około wpół do piątej rano. Siedem godzin minęło. Nie przyszedł w pierwszej, ani drugiej, ani trzeciej, ani czwartej, ani piątej, ani szóstej, ale przyszedł w siódmej. Ja też bym chciał, żeby zawsze przychodził w pierwszej, a nie wiem czemu czasem przychodzi w siódmej - mówił o. Szustak. - Myślę, że się z czasem strasznie zdziwimy, jak staniemy na sądzie przed Bogiem i On nam pokaże te wszystkie miejsca, kiedy byliśmy przekonani, że on nas zostawił samych. A On nam pokaże: tu byłem, tu byłem i tu też.

Pierwszy dzień rekolekcji z o. Adamem Szustakiem w Andrychowie   Pierwszy dzień rekolekcji z o. Adamem Szustakiem w Andrychowie
Urszula Rogólska /Foto Gość

W tym kontekście o. Szustak mówił o wierze i nawróceniu. Czym jest nawrócenie? - Pan Jezus mówi wyraźnie: myślcie inaczej i uwierzcie w dobrą wiadomość. Greckie słowo metanoia w tym kontekście znaczy: zmieńcie myślenie. Jezus mówi: uwierz, że jestem z Tobą i mam dla ciebie super sprawy z tym związane. To jest znacznie trudniejsze w nawróceniu niż niegrzeszenie. Uwierzyć, kiedy mam totalny krach, kiedy wszystko się rozwala, kiedy jest jakaś choroba, strach, rozstanie, pieniędzy nie ma. Uwierzyć, że Pan Bóg jest obok mnie i ma to wszystko w swojej ręce. To jest najtrudniejsze pod słońcem. Pan Jezus mówił - ludzie, nawróćcie się, to znaczy myślcie inaczej i uwierzcie w dobrą wiadomość - w taką, że przyszedłem i jestem z wami; że nie musicie na mnie czekać. Nie jest tak, że wszystkie trudności od razu się skończą, ale ja pomogę wam przez nie przejść.

W tym kontekście dominikanin przypomniał homilię papieża Benedykta XVI z Krakowa, o budowaniu domu na piasku i na skale. - Jezus mówi, że jakikolwiek dom wybudujesz, nie ominą cię burze. Ale jeśli wybudujesz na skale, jeśli będziesz ze Mną, to nawet w czasie burzy ten dom się nie rozwali.

Podsumowując o. Adam zaznaczył, że nawrócenie to pierwszy krok, o drugim powie na dzisiejszej wieczornej konferencji. - Powiem wam jak zrobić trzysekundową modlitwę, żeby dostać 40 tys. euro.