Ks. Szydło: Chcę być z Chrystusem!

Alina Świeży-Sobel

publikacja 27.05.2017 10:00

Wśród trzynastu diakonów, którym dziś w katedrze św. Mikołaja w Bielsku-Białej bp Roman Pindel udzielił święceń kapłańskich, jest Tymoteusz Szydło - syn polskiej premier.

Diakon Tymoteusz Szydło podczas diecezjalnej uroczystości Niedzieli Palmowej w Bielsku-Białej Diakon Tymoteusz Szydło podczas diecezjalnej uroczystości Niedzieli Palmowej w Bielsku-Białej
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Jedni widzą w tym temat sensacyjnego newsa, inni rozumieją, że to coś znacznie bardziej ważnego...

Sam ks. Tymoteusz Szydło o swoim wyborze kapłańskiej mówi tak: - Byłem związany z Kościołem, służbą liturgiczną od dzieciństwa i ta droga, którą wybrałem, była dla mnie naturalną kontynuacją. Nie rozważałem właściwie innych dróg dla siebie: po prostu wstąpiłem do seminarium. Miałem wsparcie rodziców, którzy nie byli jakoś szczególnie entuzjastycznie nastawieni, ale też nie oceniali, nie krytykowali. To, że mama była wtedy posłanką, nie miało żadnego związku z moją decyzją i jej obecne obowiązki też go nie mają. Gdybym miał zaczynać dzisiaj, to też bym wstąpił do seminarium, bo przecież najważniejsza jest realizacja powołania - nie ma wątpliwości młody kapłan.

Jak podkreśla, pomocą w tej drodze było dobre wychowanie, które otrzymał od swoich rodziców.

- Jestem im za to bardzo wdzięczny, za wartości, jakie przekazywane były w domu. One oczywiście też są jakoś przez rodziców wyniesione z ich domów. Na pewno oprócz przykładu, jak żyć wiarą, zawdzięczam im świadomość bycia Polakiem. Ten element patriotyczny był u nas zawsze ważny. Rodzice starali się wychować mnie według swojego sumienia, do uczciwości, bycia dobrym człowiekiem i - choć zdaję sobie sprawę z własnych niedoskonałości - mam nadzieję, że im się to przynajmniej trochę udało - uśmiecha się lekko ks. Szydło, wspominając lata w rodzinnym domu w Przecieszynie. - Teraz kontakt z mamą jest trochę utrudniony z powodu jej licznych obowiązków, ale to przecież nie decyduje o naszych relacjach. Mama jest obecna w moim życiu, wspiera mnie i towarzyszy.

Tak było też wtedy, kiedy rok temu przyjmował sakrament święceń kapłańskich pierwszego stopnia: diakonatu.

Przez ostatni rok, przygotowując się do święceń prezbiteratu, ks. Szydło pracował jako diakon w parafii św. Andrzeja Apostoła w Osieku koło Oświęcimia, ucząc się pracy duszpasterskiej, ale też umacniając się w powołaniu.

- Jak ojcem rodziny jest się 24 godziny na dobę, tak też jest się księdzem, bez względu na to, co akurat się robi - czy siedzi się w konfesjonale, czy głosi kazanie. Zawsze się jest księdzem, a fundamentem jest bycie z Chrystusem. Bycie posłanym przez Chrystusa - to jest najpiękniejsze... - mówi ks. Tymoteusz.

Szczególnym umocnieniem na drodze dojrzewania do kapłaństwa były dla niego różne osoby. - Zwłaszcza księża, moi katecheci czy wychowawcy, którzy byli dla mnie wzorem służenia Chrystusowi, ale także głęboko wierzący ludzie świeccy, którzy wprost mówili o potrzebie księdza w ich życiu. Mówili, jak bardzo potrzebny jest im kapłan, żeby przyniósł im sakramenty, żeby umocnił słowem Bożym. To bardzo ważne świadectwa, które uświadamiają, że tak spotykamy Chrystusa: w Kościele, we wspólnocie, w ludziach. To jest wielka lekcja: spotkanie Chrystusa w Kościele. Tego doświadczyłem w Osieku i jestem bardzo wdzięczny za to, jak ludzie mnie tutaj przyjęli, zarówno księża, jak i parafianie.

Po święceniach diakonatu, rocznej pracy diakona i ostatnich rekolekcjach wraz z dwunastoma kolegami rocznikowymi ks. Tymoteusz Szydło dziś przyjmuje święcenia prezbiteratu.

Przygotowania do święceń to jednak nie tylko ten rok. - To owoc całych sześciu lat w seminarium i dziś przychodzimy z bagażem całego naszego przygotowania. Sam moment święceń jest potwierdzeniem tego, co się w nas dokonuje i co będzie się dalej dokonywać. Wiadomo, że od tego momentu Jezus będzie inaczej obecny w naszym życiu: "szerszy" niż dotąd i bardzo realny. Z tym wiążą się przeżycia czy emocje, ale nie one się liczą najbardziej. Najważniejsza jest nasza wola bycia z Chrystusem. Takie było pierwsze powołanie apostołów: żeby z Nim byli, a dopiero później - żeby służyli, nawracali, głosili Ewangelię. Mam nadzieję, że moje życie i życie całego mojego rocznika będzie takim właśnie byciem z Chrystusem - mówi ks. Tymoteusz.

Na prymicyjnym obrazku znalazły się słowa z Listu św. Pawła  do Galatów: "Ku wolności wyswobodził nas Chrystus" (Ga 5,1). To będzie kapłańskie motto ks. Tymoteusza Szydło.

- Bo od wolności wszystko się zaczyna i do wolności zostaliśmy stworzeni przez Boga. Bóg jest tak wspaniały, że w swojej wszechmocy dał nam wolność i pozwolił na to, żeby stworzenia podejmowały własne, autonomiczne decyzje. Wiadomo, że tej wolności trzeba się uczyć, że można ją utracić. Mówię tu o wolności prawdziwej, nie politycznej, materialnej, ale o wolności ducha. To jest wielkim zadaniem i jednym z największych wyzwań dla współczesnego księdza, żeby prowadzić ludzi do tej wolności, bo żyjemy dziś w świecie, w którym zniewala się ludzi na poziomie duchowym i często sami pozwalamy się zniewalać duchowo. Służba Chrystusowi stawia przed zadaniem niesienia ludziom wolności, żeby odkrywali, że mogą być wolni w swoim sercu i mogą iść za Bogiem, jeżeli tego chcą - wyjaśnia ks. Tymoteusz.  

Do kapłaństwa podchodzi niezwykle serio, ale potrafi też żartować, lubi humor w książkach Chestertona i górskie wyprawy. W wolnym czasie chętnie gra w piłkę ręczną.

Nie lubi natomiast, kiedy inni patrzą na niego przez pryzmat politycznego zaangażowania premier Beaty Szydło. - Staram się nie przejmować ludzkimi ocenami - ani tymi pozytywnymi, ani też negatywnymi. Po prostu chcę zwyczajnie pracować, jak każdy ksiądz. Kościół nie jest partyjny i ja też nie zamierzam głosić żadnych poglądów politycznych z ambony. Oczywiście mam swoje przekonania w tym względzie, ale zostawiam je dla siebie - tłumaczy ks. Szydło.

Zainteresowanie mediów, które towarzyszy mu ostatnio, przyjmuje bez entuzjazmu i z wielką ostrożnością.

- Skupiam się na mojej pracy, na moim życiu duchowym i na ludziach, z którymi mam do czynienia w parafii. Tym ludziom chcę poświęcać jak najwięcej czasu. Nie zajmuję się zgiełkiem medialnym, a opinii internetowych po prostu nie czytam. Nie mam do mediów świeckich negatywnego stosunku, tylko myślę, że to nie jest moje miejsce. Moje powołanie jest inne, ma inny charakter, dlatego obecność w życiu publicznym mogłaby być sporym utrudnieniem dla tego powołania, dla bycia księdzem parafialnym. Ze względu na ludzi, którym służę, do których mnie Kościół posyła, unikam takich kontaktów - zaznacza.

I chciałby, żeby uszanowano to wycofanie się z życia medialnego...

Przeczytaj też rozmowę z premier Beatą Szydło oraz relację ze święceń.

Nasz komentarz: Gdy syn pani premier zostaje księdzem