Pierwszy taki mecz na świecie!

Alina Świeży-Sobel

publikacja 25.02.2017 10:57

Zasady rozgrywki i wspólnego treningu ustalali na bieżąco. - Nie ma gotowych regulaminów, bo takiego meczu jeszcze nikt nigdy nie rozegrał - tłumaczyli się trenerzy.

Z piłką świetnie sobie radzili zawodnicy o kulach i ci, którzy jej nie widzieli... Z piłką świetnie sobie radzili zawodnicy o kulach i ci, którzy jej nie widzieli...
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

W hali sportowej "Pod Dębowcem" w Bielsku-Białej zmierzyły się dwie niezwykłe drużyny piłkarskie. Każda wyjątkowa: gospodarzami byli "Kuloodporni" czyli zawodnicy po amputacji nogi grający o kulach, a goście to drużyna niewidomych blind futbolistów z Krakowa. Całe spotkanie odbywało się pod hasłem: "Piłka nożna jest dla wszystkich". I dowiedli, że rzeczywiście tak jest!

Kiedy stanęli obok siebie w bielskiej hali sportowej pod Dębowcem, nikt nie potrafił przewidzieć wyników rozgrywki tych drużyn. - Ale też nie o wynik chodziło, tylko o pokazanie, że w piłkę grać może naprawdę każdy! - tłumaczy Daniel Kawka, inicjator tego pierwszego na świecie sparingowego spotkania piłkarskiego zawodników po amputacji z niewidomymi. Wspólnie dowiedli, że piłka nożna jest dla wszystkich   Wspólnie dowiedli, że piłka nożna jest dla wszystkich
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Kiedy zapowiadali ten wspólny trening i mecz najczęściej słyszeli: - To przecież niemożliwe! Czy można grać w piłkę nożną, gdy się nie widzi ani piłki, ani przeciwnika? I jak strzelać bramki, gdy ma się tylko jedną nogę?

A jednak się spotkali: krakowska drużyna blind futbolu z klubu "Tyniecka Nie Widzę Przeszkód Kraków" i bielscy piłkarze amp futbolu: "Kuloodporni". Jedni i drudzy są dla otoczenia niezwykłymi świadkami tego, że przełamywanie barier dosłownie dodaje skrzydeł. No i daje sporo zwykłej radości. Na tym meczu często słychać było śmiechy. - I dobrze, bo ma być wesoło - tłumaczyli trenerzy.

- Oni poruszają się o kulach, my nie widzimy. Pomyśl, czego nie będziemy w stanie zrobić z piłką, a zrobimy to. Zrobimy to na jednej nodze i z zasłoniętymi oczami, bo w futbolu nie ma ograniczeń - przekonywali na swojej stronie internetowej ci z krakowskiego teamu zaraz po powrocie z Bielska-Białej.

Jak to możliwe?

Daniel Kawka, na co dzień fizjoterapeuta i założyciel "Kuloodpornych" oraz prezes Fundacji Kuloodporni, z pasją zachęca do sportowej aktywności osoby po amputacji.

- Chodzi o to, żeby w takim trudnym momencie się nie poddać, nie zrezygnować z życia... Gra w piłkę po amputacji wydaje się pomysłem ekstremalnym, dla niektórych wręcz ekstrawaganckim. Nasza drużyna pokazuje, że się da, choć często widzimy uśmiechy, kiedy tłumaczymy nasze zasady gry i mówimy, że piłkarz w polu musi być bez nogi, a bramkarz - bez ręki - mówi Daniel Kawka.

Zaczęło się od poszukiwania sposobu, by wspomóc rehabilitację. A potem przyszedł sport ze wszystkimi elementami rywalizacji, emocji i sukcesami. Początki nie były łatwe, ale tych, którzy przekonali się, że po amputacji można realizować również taką pasję, przybywa. Regularnie trenują, biorą udział w rozgrywkach amp futbolowych i cieszą się z pierwszych zwycięstw. Są obecnie jedna z pięciu drużyn tego typu w Polsce. Więcej o ich dorobku można znaleźć na stronie: www.kuloodpornibielsko.pl.

- Właśnie przygotowujemy się do nowego sezonu ekstraklasy w amp futbolu. Zaczęliśmy rozwijać sekcję juniorską i mamy dwóch 12-letnich zawodników: Oskara z Rudy Śląskiej i Jacka z Tychów, a niedawno dołączył do nas świetny zawodnik, jeden z najlepszych na świecie: Bartek Łastowski ze Szczecina. Proponowano mu grę w klubach zagranicznych, a on przeprowadził się do Bielska-Białej i gra z nami, ponieważ uznał, że ma tu najlepsze warunki do trenowania - mówi z dumą trener Kawka. Jak dodaje, zapytania otrzymuje też od zawodników spoza Polski, m.in. z Kenii, Nigerii.

- Przeniosłem się do "Kuloodpornych", bo ten klub oferuje najbardziej profesjonalne możliwości rozwoju - przyznaje 19-letni Bartek Łastowski, zawodnik kadry narodowej, który od pięciu lat gra w amp futbol, a od października mieszka, pracuje i trenuje w Bielsku-Białej.

- Miałem zaproszenie do reprezentacji Turcji, która ma znakomitą drużynę, ale zrezygnowałem z powodu sytuacji, jaka panuje w tym kraju. Tutaj mam dobrze zorganizowane treningi, a to ważne, bo w tym roku mamy ambitny plan walki o tytuł mistrza Polski. Z bielską drużyną miałem zawsze dobre relacje i teraz też przy przenosinach mogłem liczyć na pomoc. No i spełniłem swoje marzenie, bo zawsze chciałem mieszkać w górach i teraz trafiłem w Beskidy - dodaje Bartłomiej Łastowski.

Wystarczy słyszeć?

Większość krakowskich blind futbolistów to absolwenci tutejszego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Osób Niewidomych, przy którym powstał klub i drużyna.

Niewidomi mają swoje zasady: grają piłką, która tocząc się wydaje ciche dźwięki, więc w skupieniu nasłuchując potrafią ją zlokalizować. Nie widzą siebie wzajemnie, więc w prowadzeniu akcji na boisku pomagają na bieżąco trenerzy stojący za bramkami, a obroną kieruje bramkarz, który jest osobą widzącą. W czasie, kiedy grają, na trybunach musi panować absolutna cisza i nie można im kibicować, bo każdy zbędny dźwięk zagłusza te ważne sygnały.

- Każdy z nas, oprócz bramkarza, jest niewidomy. Komunikat: "woj" pozwala nam zorientować się, gdzie są inni zawodnicy, a dźwięk piłki wskazuje, gdzie się potoczyła. Poradzić sobie na boisku to jest już kwestia przyzwyczajenia - mówi skromnie Rafał Sitek, zawodnik z Krakowa, kwitując w ten sposób padające co chwila stwierdzenia, że to, co robią, jest naprawdę niezwykłe.

- W Polsce blind futbol jest bardzo rzadką dyscypliną. Są tylko dwie drużyny: nasza w Krakowie i druga we Wrocławiu, dlatego my gramy głównie w rozgrywkach międzynarodowych. Wyjeżdżamy najczęściej do Czech, Niemiec. Zaczęliśmy w 2015 roku i z dziką kartą pojechaliśmy na Mistrzostwa Europy, zajmując dziewiąte miejsce, a teraz już jako klub gramy z mistrzami wielu europejskich krajów. Ostatnio na turnieju w Lipsku zajęliśmy czwarte miejsce, więc możemy mówić o sukcesach i mamy nadzieję, że one dodadzą ducha na treningach i w przyszłości też zaowocują kolejnymi wygranymi - mówi Piotr Niesyczyński, kierownik drużyny i trener blind futbolistów z Krakowa.

Trenują trzy razy w tygodniu. Oprócz lepszej sprawności i umiejętności piłkarskich zawodnicy zyskują, jak każdy sportowiec, szansę na ciekawsze życie. Starają się promować tę mało znaną dyscyplinę, aby w naszym kraju powstało jak najwięcej takich drużyn. Dlatego przyjechali do Bielska, a zainteresowanych szczegółami swojej gry zapraszają na stronę internetową: t6nwp.pl.

Pierwszy mecz na świecie

- Nie słyszałem o podobnym meczu. Rozgrywamy taki prawdopodobnie po raz pierwszy na świecie, więc zasady musimy ustalić sami - mówił Piotr Niesyczyński, objaśniając reguły obowiązujące w tej grze zawodników.

- Słowem woj sygnalizujemy, że nie mamy piłki i znajdujemy się mniej więcej 3 metry od niej – to jedna z wielu reguł, którymi musieli kierować się piłkarze.

Zagrali w drużynach mieszanych, więc mierzyli się z jednej strony z podwójnymi utrudnieniami, ale też mogli się wzajemnie wspierać. Jedni i drudzy nie ukrywali wzajemnego podziwu, sami nie bardzo dowierzając, że to, co robią, jednak jest możliwe...

- Mamy wielki szacunek dla chłopaków z Krakowa, bo biegać z kulami potrafimy nieźle, ale po zasłonięciu oczu, kiedy nie widzimy piłki, nie potrafimy im dorównać. Ich akcje są bardzo szybkie, potrafią oddawać celne strzały na bramkę. To jest naprawdę bardzo trudne! Dla mnie po prostu niesamowite! - podkreśla z uznaniem Łukasz Szczyrba, napastnik w drużynie "Kuloodpornych".

Z kolei niewidmy Rafał Sitek z przekonaniem dowodzi, że koledzy o kulach zasługują na ogromny szacunek, bo potrafią naprawdę dokonywać niemożliwego.

A najlepszym podsumowaniem stały się rzuty karne. Jak zwykle w piłkarskim turnieju strzelali do bramki na zmianę, ale z pełną sportową elegancją uwzględniali w tej rywalizacji możliwości przeciwnika: "Kuloodporni" zakładali okulary i kierowali się słuchem w wyczuciu bramki, a blind futboliści oddawali strzał na jednej nodze, podpierając się kulami. I jedni drugim z zapałem kibicowali.

- To było niezwykłe spotkanie, które mogło każdego z uczestników wiele nauczyć. Widzów przede wszystkim pokory, ale i tego, ile można zyskać, jeśli człowiek podejmuje wyzwania i tak jak ci niesamowici piłkarze powie: nie widzę przeszkód - uważa bielszczanka Małgorzata Zarębska, która z dziećmi kibicowała zawodnikom podczas niepowtarzalnego spotkania pod Dębowcem.