Liczą się ludzie

Gość Bielsko-Żywiecki 03/2017

publikacja 19.01.2017 00:00

O strajku mówi Henryk Juszczyk, uczestnik, sygnatariusz porozumienia, dziś pełnomocnik prezydenta Bielska- -Białej

▲	Henryk Juszczyk. ▲ Henryk Juszczyk.
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Alina Świeży-Sobel: To było 9 trudnych dni, nie tylko z powodu gróźb władzy, ale także mroźnej zimowej pogody...

Henryk Juszczyk: To był pierwszy po sierpniu 1980 r. taki polityczny strajk i nawet władze „Solidarności” z Lechem Wałęsą były początkowo zatrwożone, czy nie chodzi o jakąś prowokację. W tym czasie trwały negocjacje z rządem na temat „Solidarności” Rolników Indywidualnych i była obawa, czy strajk nie zniweczy tych rozmów. Wałęsa przyjechał do Bielska-Białej, żeby przekonać do rezygnacji ze strajku. Kiedy odwiedził kilka zakładów i zobaczył determinację ludzi, postanowił jednak nas poprzeć i został z nami aż do zawarcia porozumienia.

Strajk zjednoczył ludzi w całym regionie...

Najbardziej zapamiętałem te obrazy ludzi, którzy codziennie przychodzili pod „Bewelanę”, przynosili jedzenie, wspierali nas duchowo. Przed wejściem nieraz zbierały się prawdziwe tłumy, które nam kibicowały. Rolnicy z „Solidarności” przywozili żywność. Była niepewność, ale też było poczucie wielkiej solidarności. Takim symbolicznym osiągnięciem była zorganizowana przez pracowników telekomunikacji sieć połączeń, dzięki której dźwięk z „Bewelany” był przekazywany przez centrale telefoniczne i radiowęzły w strajkujących zakładach. Tamci pracownicy na bieżąco dowiadywali się o wszystkim, mogli reagować.

Dostępne jest 40% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.