Tata w pracy, mama... w klubie!

Urszula Rogólska

publikacja 13.12.2016 17:06

Jesteś mamą, która wychowuje małe dzieci? Babcią, która ma pod opieką wnuki? W środy odwiedź Klub Mamy w sali na probostwie parafii św. Pawła w Bielsku-Białej.

W bielskim Klubie Mamy - z prawej: Jadwiga Wiatrowska, z lewej: Marta Laskowska i jej pociechy W bielskim Klubie Mamy - z prawej: Jadwiga Wiatrowska, z lewej: Marta Laskowska i jej pociechy
Urszula Rogólska /Foto Gość

Marta Laskowska od niedawna mieszka z mężem i trójką małych dzieci w Bielsku-Białej. Śmieje się, że do Klubu Mamy przysłał ją... właśnie mąż.

- Ma kolegów, nowych znajomych w pracy, ja zajmuję się dziećmi w domu, więc możliwości poznania nowych ludzi miałam ograniczone - mówi Marta. - Mąż znalazł informację o Klubie Mamy w parafii św. Pawła na osiedlu Polskich Skrzydeł. I tak tu trafiłam!

Co środę Marta, razem ze swoimi maluchami: 5-letnim Pawłem, 3-letnim Rafałem i półtoraroczną Sarą, przyjeżdżają autobusem z drugiego końca miasta.

Chłopcy sami już się wyrywają na zajęcia, więc nie ma problemu z dotarciem na czas. Mamy razem ze swoimi dziećmi spotykają się tu, w salce na probostwie, co środę od 10.00 do 12.00.

Pomysłodawczynią istniejącego od roku Klubu Mamy jest Jadwiga Wiatrowska, mama dziś dwuletniej Klary.

- Zaczęło się od… spotkania w pociągu do Pragi - opowiada Jadzia. - Spotkałam w nim Polkę z dwójką małych dzieci. Wyszła za mąż za Czecha i właśnie wracali z Polski do Szkocji, gdzie mieszkają, Opowiedziała mi o tym, jak mamy małych dzieci spotykają się tam, w Szkocji raz w tygodniu, w godzinach dopołudniowych. Zabierają ze sobą swoje dzieci. Pomyślałam, że to naprawdę dobry pomysł, ale jakoś nie byłam pewna, czy ja mam się tym zająć. Dowiedziałam się, że podobne kluby istnieją m.in. w Krakowie, są związane z duszpasterstwem mam "Macierzanka". I tak się jakoś składało, że wtedy co rusz - przy okazji różnych wyjazdów, rekolekcji - spotykałam mamy z "Macierzanki". Chyba nie miałam wyjścia!

Maluchy i ich mamy przygotowywały m.in ozdoby świąteczne z masy solnej   Maluchy i ich mamy przygotowywały m.in ozdoby świąteczne z masy solnej
Urszula Rogólska /Foto Gość

Jadwiga podkreśla, że to dzięki życzliwości proboszcza parafii na osiedlu Polskich Skrzydeł, ks. prałata Marcina Aleksego, który udostępnił mamom salę na probostwie i służy swoim duszpasterskim zaangażowaniem, spotykają się właśnie tutaj.

- Wychowałam się w oazie, kocham liturgię, ustanowione zasady, porządek. A tu moja Klara zupełnie ten porządek burzyła nie tylko mnie, ale - co mnie najbardziej krępowało - innym uczestnikom Mszy św. Powiedziałam o tym księdzu, przepraszając za moje dziecko. Wtedy usłyszałam, że dziecko jest dzieckiem. Kiedy zaczyna chodzić, to… musi chodzić! Mam przychodzić z nim na Mszę św. i niczym się nie przejmować - uśmiecha się Jadzia. - Tymi słowami poczułam się przytulona przez Kościół. Klara i ja, mamy swoje miejsce w kościele podczas liturgii. Postanowiłam, że muszą tego doświadczyć też inne mamy, które może właśnie ze względu na swoje ruchliwe dzieci nie przychodzą do kościoła, żeby nie denerwować innych dorosłych i starszych.

Jadzia, razem z grupa mam zaczęła szukać pomysłu na cotygodniowe spotkania. Najpierw myślały, żeby zapraszać specjalistów w różnych dziedzinach, związanych z wychowywaniem dzieci, rozwijaniem ich pasji, ale i samorozwojem samych mam, pozostających w domach na urlopach macierzyńskich i wychowawczych.

- Szybko jednak doszłyśmy do wniosku, że każda z nas jest specjalistką w jakiejś dziedzinie - mówi Jadzia. - Jedne przygotowują świetne zajęcia manualne, artystyczne, inne mają większe doświadczenie w wychowywaniu dzieci, każda z nas ma swoją pasję, która też chce się podzielić. Dzielimy się naszymi drogami rozwoju osobistego - bo i w tym dzieci nie przeszkadzają, a wręcz przeciwnie! Poza tym najwięcej czasu zabierają nam rozmowy o… dzieciach, o radzeniu sobie z codziennymi obowiązkami, ze zmęczeniem. Tak więc każde spotkanie przygotowuje inna z nas. Po roku podrosły już nasze dzieci, więc teraz więcej zajęć przygotowujemy pod ich kątem.

Joanna Ganobis z Klubu Mamy - z córką Olą   Joanna Ganobis z Klubu Mamy - z córką Olą
Urszula Rogólska /Foto Gość

- Kiedy przebywa się cały czas z małymi dziećmi, coraz bardziej tęskni się za rozmowami z dorosłymi - zwłaszcza kobietami będącymi w podobnej sytuacji. Bo czasem kobieta po prostu potrzebuje się wygadać koleżance! - dodaje Marta. - Przyszłam tu z potrzeby takich spotkań. A pokazuje się, że nie tylko dostaję o wiele więcej, ale i ja sama mogę dać coś z siebie.

- Czasem osoby bezdzietne chcą nas "wyratować" od dzieci. Szukają nam żłobków, przedszkoli. A tak naprawdę my chcemy być z naszymi dziećmi na co dzień, a jednocześnie otwierać się na innych, być wśród innych - podkreśla Jadzia.

Dzięki mamom, poznają się też ich mężowie. I to przy… konkretnej pracy.

Z inicjatywy Asi Ganobis i jej męża, rodziców trzyletniej Oli, mężowie pań z Klubu Mamy przygotowują w korytarzu przy zakrystii kościoła specjalny kącik do karmienia i przewijania pociech.

- To też nasze doświadczenie z czasów, gdy nasze dzieci były całkiem małe - relacjonują zgodnie mamy. - Czasem dziecko trzeba nakarmić czy przewinąć nawet w czasie Mszy św. Karmienie - przeważnie w toalecie. A kto z nas je w toalecie…? My już nie wahamy się zapytać naszych księży o pomoc, ale są rodzice, którzy nie mają odwagi zapytać, czy mogą skorzystać z pomieszczenia parafialnego. Teraz nie będzie tego problemu. Ksiądz proboszcz znowu nam wyszedł naprzeciw - za kotarą przy zakrystii będzie przewijak i krzesełko, gdzie każda mama ze swoim maleństwem, nieskrępowanie będzie mogła zadbać o jego potrzeby.

Wszystkie mamy i babcie - niezależnie od miejsca zamieszkania - które chciałyby dołączyć do bielskiego klubu na osiedlu Polskich Skrzydeł, będą bardzo mile widziane! Wejście do salki - z tyłu kościoła, przez probostwo.

Więcej informacji pod tel. 518 625 378