Waleczni wspinają się do Królowej

Urszula Rogólska

publikacja 17.08.2016 10:46

- Młodzi ludzie coraz częściej przestają walczyć w życiu. Bardzo się cieszę, że ta grupa, to jednak są ludzie walki - mówi ks. Maciej Kornecki o drużynie 18 osób, które pokonają trasę 120 km górskiej pielgrzymki przez Beskidy do Ludźmierza.

Ekipa już niemal w komplecie - pod Szyndzielnią Ekipa już niemal w komplecie - pod Szyndzielnią
Urszula Rogólska /Foto Gość

Na wyprawowych koszulkach mają wypisane hasło, które przez najbliższe sześć dni będzie im towarzyszyć w czasie zmagań z samym sobą, z ukształtowaniem terenu, a może i nawet z pogodą: "Walka z samym sobą rodzi wytrwałość".

Po raz szósty ks. Maciej Kornecki, wikary z parafii św. Stanisława w Starym Bielsku i jednocześnie ratownik GOPR-u, a wraz z nim osiemnaścioro młodych ludzi - od gimnazjalistów, przez licealistów, studentów, po już pracujących - wyruszyło na trasę 120-kilomterowej pielgrzymki górskiej od Królowej Beskidów z sanktuarium Matki Bożej na Górce w Szczyrku, do Królowej Podhala w Ludźmierzu. Po drodze przypomną sobie teksty przemówień papieża Franciszka i będą mieli dużo czasu na ich indywidualne przemyślenie.

Ks. Maciej Kornecki po raz szósty prowadzi młodych od Królowej Beskidów do Królowej Podhala   Ks. Maciej Kornecki po raz szósty prowadzi młodych od Królowej Beskidów do Królowej Podhala
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Wytrwałość, to klucz do pracy nad sobą - podkreśla ks. Maciej Kornecki. - Ona wyrabia cnotę. Cnota sprawia, że daję świadectwo. Świadectwo - że głoszę Ewangelię. I o to chodzi. Ale to się musi zacząć od walki często z samym sobą. Młodzi ludzie - niestety - coraz częściej przestają walczyć w życiu. Bardzo się cieszę, że ta grupa, która wyrusza na trasę, to jednak są ludzie walki. Może jeszcze nie wszyscy wiedzą na co się decydują. Natomiast sam fakt, że chcą zawalczyć, chcą te ciężkie plecaki nieść przez 120 km, chcą wchodzić na górę i z niej schodzić, chcą wstawać o trzeciej, czwartej czy piątej rano, świadczy o tym są to już wyselekcjonowane osoby, które mimo wszystko, mimo swoich słabości, braków, niedoskonałości, nie poddają się. To bardzo dobrze, bo do takich ludzi należy przyszłość naszego kraju i chrześcijaństwa - do ludzi, którzy chcą walczyć razem z Jezusem.

Z armią na plecach

Spotkali się 16 sierpnia u stóp Szyndzielni w Bielsku-Białej, skąd przeszli do Szczyrku i dalej, trawersując Skrzyczne, przez Beskid Żywiecki - Glinne, Rysiankę, Halę Miziową, Markowe Szczawiny pod Babią Górą, Podwilk - do celu, do Ludźmierza.

Choć piechurów jest kilkunastu, niosą razem w swoich plecakach całą armię dobroczyńców, dzięki którym wyprawa jest dla nich bezpłatna. ­- Codziennie wyczytujemy ich na modlitwie. Co roku ta lista, to było strona A4. Tym razem takich stron mamy cztery -  mówi ks. Maciej.

Jedni idą po raz pierwszy, inni - kolejny. "Weteranem" wyprawy, który jak i ks. Maciek uczestniczył w wyprawie za każdym razem, jest Kamil Bierski. W tym roku z drużyną są także jego rodzice - Jan i Urszula, którzy towarzyszą młodym w samochodzie, pokonującym drogi w pobliżu ich trasy, jako ich zaplecze techniczne.

- To wyselekcjonowana młodzież - mówi o członkach wyprawy ks. Maciej Kornecki   - To wyselekcjonowana młodzież - mówi o członkach wyprawy ks. Maciej Kornecki
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Nie jesteśmy grupą hermetyczną, która nie dopuszcza do swojego towarzystwa nowych. Co roku ktoś nowy przychodzi, a ktoś ze starej ekipy nie wędruje już z nami - mówi ks. M. Kornecki. - Warunek uczestnictwa jest jeden: musisz zdawać sobie sprawę, że to forma pielgrzymowania, że wyprawa wiąże się z modlitwą. Bez sensu by było, gdyby poszedł na tą pielgrzymkę, ktoś, kto nie czuje Pana Boga, nie chce się z Nim przyjaźnić. Idziemy po to, aby tę więź odnowić, aby odpocząć również - chociaż może to dziwnie brzmi przy wędrówce 120 km górami - uśmiecha się przewodnik grupy.

Jesteśmy drużyną!

Po raz drugi w wyprawie bierze udział Michał Wilczek, absolwent bielskiego Gimnazjum nr 11, który po wakacjach będzie uczniem LO im. S. Żeromskiego: - Idę podziękować za zdrowie, za wszystko, co mnie spotkało dobrego w ciągu tego roku, za wszystkie łaski i prosić o Bożą opiekę w tym, co nowego mnie czeka. Chcę się modlić też za tych wszystkich ludzi, którzy pójdą obok mnie i za tych, dzięki którym ta wyprawa może się odbyć - mówi Michał.

- Różne są formy pielgrzymowania. Mi najbardziej odpowiada ta, którą zaproponował nam ks. Maciek - dodaje Marek Maj, student piątego roku medycyny, który jest na wyprawie po raz piąty. - Ksiądz niczego nam nie narzuca, każdy może wziąć z tej pielgrzymki tak dużo, jak chce. Mamy dowolność w odmawianiu brewiarza, Różańca. rozważaniu fragmentów Pisma Świętego. A jednak wszyscy zdajemy sobie sprawę jakie to ważne i nikt nie rezygnuje z żadnej z form zaproponowanych przez księdza.

- Tu na wszystko jest czas - na modlitwę indywidualną i modlitwę w grupie - dodaje Michał. - I choć odnajdzie się tu każdy indywidualista, to nigdy nie zapominamy, że jesteśmy grupą. Wzajemnie dbamy o siebie, pilnujemy się, pomagamy sobie. W końcu jesteśmy jedną drużyną!

Po raz pierwszy na szlak z drużyną wyruszą m.in. Justyna Hodura i Natalia Piątek.

- Mieszkam u sióstr zakonnych w bursie w Bielsku-Białej. Raz w miesiącu ksiądz Maciej przychodzi do nas odprawić Mszę św.  Ogłosił kiedyś, że organizuje wyprawę i że można dołączyć - relacjonuje Justyna. - Chodzę po górach, więc zdecydowałam się pójść z tą grupą, żeby doświadczyć czegoś nowego. Mam nadzieję, że dam radę. Nie wiem czego się spodziewać… Wszystko jest dla mnie niewiadomą, ale poddaję się temu, co się wydarzy!

W sześciodniową trasę wyruszyli 16 sierpnia   W sześciodniową trasę wyruszyli 16 sierpnia
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Ksiądz Maciek był u nas po kolędzie i zaproponował mi, żebym poszła na wyprawę - opowiada Natalia. - Razem z mamą i tatą zadecydowaliśmy, że to dobry pomysł takiej szkoły walki z samą sobą, pracy nad charakterem. Poniosę też wszystkie intencje, jakie mam i o jakie poprosili mnie inni. Przede mną egzamin gimnazjalny i w ogóle trudny rok, więc będę prosić Pana Boga o takie poczucie pewności, że On jest ze mną zawsze. Na początku bałam się czy dam radę, ale codziennie trenowałam - trochę biegałam, chodziłam w góry, ćwiczyłam.

Młodzi, którzy idą po raz kolejny, zapytani o to, który z wyprawowych dni najmocniej utkwił im w pamięci, zgodnie odpowiadają: ostatni! - Jesteśmy już zmęczeni, a tu jeszcze trzeba wstać w nocy, żeby ostatni odcinek - prawie 30 km asfaltem - pokonać wtedy, kiedy jest jeszcze chłodno - mówi Michał Wilczek. - Jest radość, że jesteśmy u celu, a jednocześnie żal, że wyprawa już się skończyła i trzeba wracać do domów…

- Tuż przed Ludźmierzem jesteśmy uroczyście witani przez księdza proboszcza - wychodzi nam na spotkanie z kropidłem, dzwonią dzwony - czujemy się naprawdę wyjątkowo - śmieje się Marek Maj. - I tego wieczoru już nie myślimy o tym, ile kilometrów czeka nas nazajutrz, tylko razem odpoczywamy, siedzimy przy ognisku, rozmawiamy o tym, co było dla nas najważniejsze w czasie wyprawy.

Ufam Tobie!

- Czerpię od tych młodych - mówi ks. Maciej. - To takie sześć dni specyficznego odpoczynku, który później pozwala żyć górami w dolinach. Tu jest czas na wszystko - na bycie samemu, bycie w grupie, na modlitwę wspólnotową i indywidualną. Są takie momenty, kiedy zatrzymujemy się razem na Koronkę do Bożego Miłosierdzia, chwile, kiedy siadamy na polanie, każdy dostaje tekst rozważania i ma 20 minut na medytację. Są momenty kiedy coś śpiewamy, choć wiadomo - idąc pod górę nie jest to łatwe.

Ks. Kornecki zaznacza, że na wyprawie "maksymalnie doświadcza działania Ducha Świętego". - Na zakończenie wyprawy mamy wieczór podsumowania całości - dla mnie bardzo cenny, bo od nich samych dowiaduję się co przeżywali w czasie drogi. Wtedy zauważam, że Duch Święty działa tam, gdzie kompletnie się tego nie spodziewałem. Są takie sytuacje, gdzie czegoś nie dopatrzyłem, a ktoś inny to zrobił. Powiedziałem coś w kazaniu mając na myśli jedno, a ktoś odebrał te słowa jeszcze inaczej, odkrył w nich coś ważnego dla siebie.

Jak dodaje ks. Maciej: - Każda wyprawa, to dla mnie gigantyczny zastrzyk energii, choć temu wszystkiemu towarzyszy poczucie ogromnej odpowiedzialności. Nie można mówić o całkowitym psychicznym odpoczynku, bo zawsze trzeba mieć "z tyłu głowy" całą grupę. Zdaję sobie sprawę, że nie nad wszystkim mam kontrolę. I wtedy co? "Jezu ufam Tobie" - bo mam pewność, że jest Ktoś, kto czuwa, kto nas pilnuje. Wiem, że tam gdzie jest dobro, tam Zły miesza. Mamy wielkie zaplecze modlitewne. To przede wszystkim parafianie ze Starego Bielska i siostry redemptorystki z sąsiadującego z kościołem wzgórza Trzy Lipki, gdzie stoi ich klasztor. Co roku obejmują nas swoją modlitwą.