Maltański szturm

Urszula Rogólska

|

Gość Bielsko-Żywiecki 34/2016

publikacja 18.08.2016 00:00

– W kęckim oddziale „malty” mamy takie żartobliwe hasło: „Rzeczy niemożliwe załatwiamy od ręki, na cuda trzeba poczekać trzy dni”. Dla mnie ono nie jest już tylko żartem… – mówi Marcelina Gałuszka z Czańca, wolontariuszka Maltańskiej Służby Medycznej, mama siedmiomiesięcznych Stasia I Antka.

Kęccy maltańczycy ze „swoimi” bliźniakami podczas pielgrzymki na Jasną Górę. Kęccy maltańczycy ze „swoimi” bliźniakami podczas pielgrzymki na Jasną Górę.
Urszula Rogólska /Foto Gość

Przez kilkanaście kilometrów, w sobotę i niedzielę 6 i 7 sierpnia, szli z grupą czwartą pieszej pielgrzymki na Jasną Górę, która wyruszyła z Hałcnowa. – Byłam w szoku. Tylu ludzi nas pozdrawiało, podchodziło, zaglądając do wózka: „Aaa to są nasi chłopcy! Jak dobrze was widzieć!” – opowiada Marcelina. – Dopiero wtedy zobaczyłam część tej rzeszy ludzi, którzy byli ze mną kilka miesięcy temu, w najtrudniejszych dniach mojego życia.

Szturm

Jest piątek, 29 stycznia tego roku. Marcelina jest w 31. tygodniu ciąży. Wkrótce na świat przychodzą chłopcy – Stanisław i Antoni. Dostają po 10 punktów w skali Apgar. – Układało się genialnie – opowiada młoda mama. – Wszyscy byli zaskoczeni, jak świetnie maluchy sobie radzą. Aż przyszła 13. doba od ich narodzin. U Stasia pojawiło się krwawienie z odbytu. Podejrzewano martwicze zapalenie jelit. Stan maluszka pogarszał się z każdą godziną.

Dostępne jest 20% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.