Leśne Dziadki z Kęt Podlesia - pielgrzymom

Urszula Rogólska

publikacja 02.05.2016 07:11

- Co roku wam mówiłem, że stąd nie musicie już iść dalej, bo tu macie tu wszystko, do czego idziecie. Ale dziś muszę wam powiedzieć, że... musicie iść dalej… - mówił ks. Jerzy Ryłko, proboszcz w Kętach Podlesiu pielgrzymom łagiewnickim.

Leśne Dziadki jak co roku koordynowały przyjęcie łagiewnickich pątników Leśne Dziadki jak co roku koordynowały przyjęcie łagiewnickich pątników
Urszula Rogólska /Foto Gość

- W tym roku, w związku z przewidywanym wzrostem liczby nacierającego na nas wojska, napisałem wcześniej do przeora Jasnej Góry, żeby nam przysłał plany obrony Częstochowy z czasów Potopu - relacjonuje ks. proboszcz Jerzy Ryłko z Kęt Podlesia. - Nie wiem czy damy radę. Od trzech lat po każdym natarciu 30 kwietnia podnosimy się pół roku, a przez kolejne pół przygotowujemy się na kolejne… Zmobilizowała się cała okolica. Jak to w historii Polski i powstań narodowych: są nawet dzieci, młodzież, kobiety. Na grobli ustawiliśmy działa przeciwpiechotne, obstawione są wszystkie punkty obserwacyjne. Jesteśmy gotowi na natarcie...

Jak co roku proboszcz parafii Najdroższej Krwi Pana Jezusa z przymrużeniem oka i... i marsową miną opisuje przygotowania mieszkańców Kęt Podlesia do przyjęcia pielgrzymów łagiewnickich na ich pierwszym postoju w drodze z Hałcnowa do sanktuarium Bożego Miłosierdzia. W tym roku jest ich naprawdę wielu - 2 tysiące.

Władysław Kózka i Kazimierz Żmuda - czyli kęccy Kargul i Pawlak z parafialnej grupy Leśnych Dziadków   Władysław Kózka i Kazimierz Żmuda - czyli kęccy Kargul i Pawlak z parafialnej grupy Leśnych Dziadków
Urszula Rogólska /Foto Gość
Parafianie ks. Ryłki chcą ich przyjąć naprawdę po królewsku.  

- Takie ostatnie przygotowania trwały od trzech dni - mieszkańcy przynosili nam produkty, a my - czyli „Leśne Dziadki”: starzy ciałem, ale młodzi duchem - zajęliśmy się gotowaniem w kuchni polowej - opowiada Władysław Kózka, szef ekipy mężczyzn „od zadań specjalnych” w parafii. - Ugotowaliśmy 240 litrów grochówki, 120 litrów pomidorowej, są też flaczki. A do tego kobiety napiekły około stu kołaczy. Są napoje, kawa, herbata - do wyboru do koloru. No i jeszcze trzy tony jabłek - „putinówek”. Wszystko dla pielgrzymów.

Wokół rozstawionych wokół kościoła stoisk uwijają się wszystkie pokolenia - kto mógł, chciał pomóc w goszczeniu pątników. Nie brakuje też strażaków, którzy przygotowali samochód z wodą.

Szczęśliwi pielgrzymi idą do kościoła w Kętach Podlesiu   Szczęśliwi pielgrzymi idą do kościoła w Kętach Podlesiu
Urszula Rogólska /Foto Gość
Wyzwanie i świetna zabawa

„Leśnych Dziadków” łatwo rozpoznać - każdy z nich ma oryginalny kapelusz: Chińczyka, górala, kowboja, Wietnamczyka. - Co roku, przyjmowanie pielgrzymów to dla nas wyzwanie, ale i świetna zabawa - opowiadają. - Uwalniamy się od wszelkich obowiązków i spotykamy się przy kuchni polowej.

- A ile przy tym zabawy! Coś jeszcze pokażemy - „Leśne Dziadki” prowadzą na uliczkę dosłownie obok kościoła. Na płocie - białe koszule i gliniane garnki.

Mieszkają tu po sąsiedzku dwaj z grupy: Władysław Kózka i Kazimierz Żmuda. - Tak się złożyło, że imiona mamy jak Kargul i Pawlak, a i rozmawiamy przez płot. No to przygotowaliśmy na dziś jeszcze taką „dekorację”.

A jak się gotuje taką ilość zupy? Patrzą na siebie i już wiedzą: tajemnicy nie zdradzą. Puszczają do siebie oko i zaczynają kolejną opowieść: - Potrzebny jest kogut.  My tu mamy ministranta Szymona Koguta To znaczy już go nie mamy, bo trafił do gara…

- A już tak całkiem serio: sprawcą tego wszystkiego tutaj jest nasz proboszcz - mówi Władysław Kózka. - To prawdziwy duszpasterz. Zawsze potrafi nas zmobilizować do każdej pracy, do każdego działania.

Pierwsze wytchnienie - przed Jezusem w podleskim kościele   Pierwsze wytchnienie - przed Jezusem w podleskim kościele
Urszula Rogólska /Foto Gość
Trzeba pomóc

Przy jednym ze stoisk stoją też Maria Łyszczek i Dorota Frydrych. Pracowały w ogrodzie, kiedy ktoś dał znać, że będzie potrzebna pomoc. - Trzeba pomóc, więc rzucamy wszystko i jesteśmy - uśmiechają się. - My nie możemy iść ze względu na różne sytuacje domowe, ale choć w ten sposób chciałyśmy się przyłączyć do tego pielgrzymowania - mówią.

Kiedy nadeszły pierwsze grupy pielgrzymów, od razu najpierw weszły do kościoła, gdzie czekał na nich ksiądz proboszcz.

- Co roku wam mówiłem, że stąd nie musicie już iść dalej, bo tu macie wszystko, do czego idziecie: mamy obraz Jezusa Miłosiernego namalowany przez Adolfa Hyłę, tego samego, który namalował obraz łagiewnicki. Mamy relikwie Apostołów Miłosierdzia. Ale dziś musze wam powiedzieć, że.. musicie iść dalej… - uśmiecha się ks. Jerzy Ryłko nieco posępniejąc. - Jak widzicie: dziś obrazu… nie ma. Oddaliśmy go do konserwacji. Po raz pierwszy więc dziś wam musze powiedzieć, ze do obrazu musicie iść dalej…

Pielgrzymi - zwłaszcza ci, którzy szli pierwszy raz, przecierali oczy ze zdumienia, że czeka ich takie przyjęcie - już na początku trasy. Obiecali mieszkańcom Podlesia, że zabiorą ich wszystkie intencje na rudy swojego wędrowania do sanktuarium…