Nie ma "Koguta", jest Andrzej - dziecko Boże

Urszula Rogólska

publikacja 13.04.2016 00:38

Mroźna noc, początek lutego 1993 r. Trzy lata temu "Kogut" z 30-centymetrowum irokezem na głowie i jego zespół Maria Nefeli zdobył nagrodę publiczności na festiwalu w Jarocinie. "Odlewałem się do kropielnicy i ryczałem ze śmiechu patrząc jak kobiety, które szły na adorację wkładały tam ręce, żeby się przeżegnać. Byłem totalnie zdegenerowany" - mówi Andrzej Sowa autor książki "Ocalony - ćpunk w Kościele. Teraz siedzi i płacze przy kanonach z Taize.

Andrzej Sowa z ks. Janem Figurą, proboszczem parafii św. Stanisława w Andrychowie Andrzej Sowa z ks. Janem Figurą, proboszczem parafii św. Stanisława w Andrychowie
Urszula Rogólska /Foto Gość

- Staję przed wami jako ambasador Boga. Żyję tylko dlatego, że On jest. On nigdy nie chce śmierci grzesznika, On ma dla niego życie w obfitości! - mówił w andrychowskim kościele św. Stanisława gimnazjalistom i kandydatom do bierzmowania Andrzej Sowa, autor książki "Ocalony - ćpunk w Kościele" - kiedyś gwiazda punkrocka, która dotknęła samego dna uzależnień od alkoholu, narkotyków. Dziewięciokrotnie przeżył zapaść. Wplątał się w okultyzm. Dziś, kiedy ma 49 lat, żonę i piątkę dzieci (dwoje w niebie, trójkę na ziemi), jest we wspólnocie Drogi Neokatechumenalnej, opowiada o swoim ocaleniu przez żyjącego Jezusa wszystkim, którzy chcą słuchać.

- Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie. I kiedy słyszę jak czasem traktuje się sakramenty w Kościele - jako przechodzenie przez kolejne levele religijności - mam wrażenie, że opowiadam o całkiem innym Bogu  I jestem tu, żebyś się nie zatrzymał na podstawówce w swojej religijności - mówił andrychowskiej młodzieży. - Jestem tu, żeby ci powiedzieć, że Jezus to konkretna rzeczywistość - Bóg żyjący, żywy. Ale On ci się nie będzie narzucał. Jeśli powiesz mu "nie", On da ci spokój.

"Chcę być ambasadorem Boga" - przedstawił się młodym Andrzej Sowa   "Chcę być ambasadorem Boga" - przedstawił się młodym Andrzej Sowa
Urszula Rogólska /Foto Gość
Nie miałem już żadnej świętości

Andrzej opowiadał o tym jak jako kilkunastoletni chłopak dał się oszukać diabłu ułudą szczęścia w postaci narkotyków i alkoholu. - Miałem 30-centymetorwego irokeza na głowie. Kapelę rockową założyłem. W 1990 roku na festiwalu rockowym w Jarocinie zdobyła nagrodę publiczności. Ale już nic nie dawało satysfakcji - ani muzyka, ani dziewczyny - opowiadał relacjonując swoje coraz głębsze uzależnienie od heroiny i innych mieszanek narkotyków. - Dwadzieścia razy przekraczałem dawkę śmiertelną dla człowieka, bo przecież trening czyni mistrza.

- Grzech prowadzi do śmierci. O tym chcę wam opowiedzieć. Grzech: narkotyki, alkohol prowadza do śmierci - mówił młodym. - Cztery miesiące mieszkałem na klatkach, cztery w wagonie kolejowym, cztery na pustostanach. Nie miałem już żadnej świętości. Wchodziłem do katedry w Legnicy, żeby w konfesjonale podawać sobie narkotyki. Odlewałem się do kropielnicy i ryczałem ze śmiechu patrząc jak kobiety, które szły na adorację wkładały tam ręce, żeby się przeżegnać. Byłem totalnie zdegenerowany. Gorszy niż zwierzę.

Nie wiem co ćpają, ale to jest za silne

Na jego ciele brakowało już miejsc, w które mógłby wstrzyknąć zawartość brudnej strzykawki. Do ropiejących ran nocą przychodził wielki szczur. Takiego odnalazła go Marzena. Zabrała do domu, opatrywała rany, leczyła. To ona podstępem wyciągnęła go na TĘ imprezę.

Andrychowska młodzież słuchała świadectwa Andrzeja Sowy w kościele św. Stanisława   Andrychowska młodzież słuchała świadectwa Andrzeja Sowy w kościele św. Stanisława
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Na imprezy byłem pierwszy. Pojechaliśmy pociągiem. Jak się dowiedziałem, że jedziemy na rekolekcje do ludzi, których Marzena poznała w Jarocinie, myślałem, że rozwalę ten pociąg, W kiblu nawaliłem się heroiną i pomyślałem: rozpierdzielę im tę imprezę. Kiedy przyjechaliśmy, każdy podchodził, przytulał misiaczkami, "Chwała Panu!" mówili. Do wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym trafiliśmy. Pomyślałem: "Nie wiem co ci ludzie ćpają, ale to jest za silne nawet dla mnie". Postanowiłem, że chcę zwiać. Poszedłem na autobus do Poznania. Mróz, minus piętnaście. A kierowca mówi, że drzwi zamarzły i nigdzie nie pojedzie. Następny autobus o 4.30. Nie miałem wyjścia - przede mną cała noc z tymi świrami. Wracam do ośrodka. Oszołomy poszły na Mszę św. Wchodzę do konfesjonału. Oszołomy stoją, śpiewają, modlą się w językach, ksiądz tańczy przy ołtarzu, 26 lat żyłem i nie widziałem księdza, który tańczy! Nie było kazania. Były świadectwa. Wiara rodzi się ze słuchania… Jeśli masz doświadczenie wiary, to o tym mówisz. Wtedy o tym pojęcia nie miałem.

Jakby na co dzień z Jezusem kawę pili!

Jak kontynuował Andrzej: - Oni wszyscy mówili jakby na co dzień z Jezusem kawę pili! Wymyśliłem, że dostają scenariusz od księdza, żeby takich oszołomów jak ja do tej sekty wciągnąć. Jako trzecia wyszła dziewczyna, która mówiła o tym jak ojczym ją gwałcił. Zatrzęsło mną. Myślałem co bym temu facetowi zrobił. A ona opowiada dalej, że kiedy oddała swoje życie Jezusowi, modliła się żeby Bóg tego gościa zabił, bo przecież jest sprawiedliwy. Ale Bóg go nie ukarał, a jej dał... wybaczenie. Spotkała się z ojczymem i przebaczyła mu w imię Jezusa Chrystusa. Dwa dni później gość dostał zawału. To świadectwo rozsypało mój pogląd na wiarę…

Przyszedł czas pokuty i spowiedzi. Marzena chciała iść do spowiedzi, Kogut chciał czym prędzej stamtąd wiać. Przepchał się na początek kolejki, żeby jej "załatwić" miejsce. A wszyscy zgodnie: "Kogut, my cię bez kolejki puścimy!".

Podszedł do księdza siedzącego na schodach. Przez trzy godziny najpierw nie przebierając w słowach opowiadał o wszystkim. - Kiedy skończyłem, ksiądz zapytał jak mam na imię. Po raz pierwszy od lat ktoś zapytał jak mam na imię! Dla wszystkich zawsze byłem "Kogut"! I ten ksiądz mówi mi: "Andrzej czy ty masz świadomość, że złamałeś wszystkie Dziesięć Przykazań?". Ten facet przeprowadził mnie przez cały Dekalog i zapytał: "Czy ty byś nie chciał inaczej żyć?". Żyć?! Inaczej?! Przecież ja jestem martwy! A ksiądz: "Jeżeli żałujesz, to ja ci udzielę rozgrzeszenia". Nie ma grzechu, którego by Jezus nie przybił do krzyża!!!

Po spowiedzi głód narkotykowy odzywał się już z całą siłą. Andrzej myślał tylko jak wyłudzić pieniądze na narkotyki i uciec ze spotkania. - Wymyśliłem, że poproszę, żeby mi pożyczyli na przejazd. Odpowiedzieli, że dadzą pod jednym warunkiem: mają taki zwyczaj, że nad każdym kto wyjeżdża modlą się wstawienniczo - o umocnienie. Zgodziłem się byle by tylko dostać tę kasę i wiać…

I wtedy Andrzej spotkało coś, czego absolutnie nie przewidział. Drgawki, przejmujące ciepło, Przedziwny stan. Po modlitwie rzucił się na ciasto drożdżowe ze stołu. - Człowiek na głodzie narkotykowym jedzenia nawet nie tknie, a ja pożerałem talerz za talerzem!

Po 11 latach ciężkiego ćpania Jezus go uzdrowił w jednej chwili.  Nie ma już "Koguta". Jest Andrzej, dziecko Boże.

Absolutna cisza słuchaczy towarzyszyła świadectwu autora książli "Ocalony"   Absolutna cisza słuchaczy towarzyszyła świadectwu autora książli "Ocalony"
Urszula Rogólska /Foto Gość
I znów trzy godziny ryczenia

Na nocleg przyjął go ksiądz prowadzący spotkanie. - Zapytałem jakiej muzyki słucha. Włączyłem co miał - kanony z Taize. Całą noc słuchałem jak debil i beczałem jak dziecko. Rano zapytał czy idę na Mszę. Poszedłem. Byłem po spowiedzi, więc mogłem iść do Komunii. Przyjąłem Jezusa i znów trzy godziny ryczenia. Kiedy wróciłem do domu, zobaczyła mnie mama i kiedy powiedziałem jej że byłem na rekolekcjach charyzmatycznych struchlała!

Andrzej opowiadał jak dalej prowadził go Bóg. - Jeśli ty się zatroszczysz o Królestwo Boże, to Bóg zatroszczy się o wszystko - podkreślał, mówiąc także o tym jak trafił na książkę o. Tardifa "Jezus żyje" i o tym, jak będąc już mężem i ojcem czekał na wyniki badań - po latach ćpania chorował na wirusowe zapalenie wątroby typu C.

- Medycyna mnie skreśliła. Przed badaniami poprosiłem znajomego księdza o sakrament namaszczenia chorych. To sakrament uzdrowienia - podobnie jak Eucharystia i spowiedź. Bałem się wyroku. A kiedy odbierałem wyniki, lekarze nie mogli uwierzyć… Bóg mnie ocalił po raz kolejny. Bo taki jest mój Bóg! Pasie mnie na zielonych pastwiskach, strzeże mnie - cóż może mi się stać?!

Na zakończenie spotkania Andrzej Sowa zaprosił uczestników spotkania do modlitwy przyjęcia Jezusa jako Pana i Zbawiciela, i pomodlił się za obecnych. Zaprosił także na katechezy, które andrychowskie wspólnoty Drogi Neokatchumenalnej prowadzą w poniedziałki i środy o 19.00 w kościele św. Macieja.