Drużyna komendanta Mariusza

Urszula Rogólska

publikacja 07.05.2015 06:59

Zawodowy ratownik medyczny Mariusz Zawada odpowiadał w tym roku za służbę medyczną pielgrzymki. Na co dzień jest także komendantem oddziału Maltańskiej Służby Medycznej w Kętach.

Szef maltańczyków z Kęt był odpowiedzialny za służbę medyczną tegorocznej pielgrzymki Szef maltańczyków z Kęt był odpowiedzialny za służbę medyczną tegorocznej pielgrzymki
Urszula Rogólska /Foto Gość

Piętnastu przeszkolonych w pierwszej pomocy wolontariuszy Maltańskiej Służby Medycznej, a wraz z nimi lekarz Bogumiła Maria Boba oraz Mariusz Zawada, odpowiedzialny za służbę medyczną tegorocznej pielgrzymki i kierowca karetki - także ratownik - Piotr Zuziak, czuwali w tym roku nad zdrowiem 1300 pielgrzymów na trasie z Hałcnowa do Łagiewnik.

Mariusz, to dla nich wszystkich prawdziwy autorytet. Wielu z nich trafiło na pielgrzymkę i do jej służb dzięki niemu. Wśród nich jest m.in. Jakub Kowalski, odpowiedzialny za nagłośnienie i wszelkie sprawy techniczne pielgrzymki.

- Na pierwszą pielgrzymkę do Łagiewnik wciągnął mnie właśnie Mariusz, który także wtedy był odpowiedzialny za jej zabezpieczenie medyczne - mówi Jakub. - Sam jestem maltańczykiem i ratownikiem - i w takim charakterze brałem udział w tamtej pielgrzymce. A poza tym lubię się zajmować kabelkami i różnymi technicznymi sprawami. I w takiej roli jestem obecny na niej od zeszłego roku.

Śladem komendanta

Także Marcelina Gałuszka, która po raz kolejny służyła pomocą pielgrzymom, mówi, że znalazła się wśród maltańczyków dzięki Mariuszowi. Najczęściej współpracuje na trasie z Martyną Kolasą. W tym roku, ze względu na obowiązki zawodowe, Martyna podjeżdżała do pielgrzymów, kiedy tylko mogła.

Z kolei w gronie kierujących ruchem pracowała Karolina Kuś z Miliardowic. Na co dzień jest wolontariuszką Maltańskiej Służby Medycznej – i jako maltanka posługiwała na dotychczasowych pielgrzymkach. W tym roku szła jako porządkowa w jednej z grup. - Od lat chodzimy z bratem na pielgrzymki – ta jest moją ósmą. Jesteśmy z Miliardowic, a z niedalekich Czechowic pochodzi Mariusz Zawada. To dzięki niemu znalazłam się w "malcie". Mariusz sam nam mówił, że ma za sobą 29 pielgrzymek na Jasną Górę jako porządkowy. Wszyscy mamy do niego ogromny szacunek. Poszłam więc trochę w jego ślady.

Na każdym z postojów maltańczycy organizowali punkty medyczne, w których udzielali pierwszej pomocy – opatrywali otarte stopy, przekłuwali pęcherze, pomagali tym, którym odnowiły się w czasie marszu kontuzje stawów. W każdym miejscu zgłaszało się do nich nawet kilkadziesiąt osób. Znacznie więcej było ich w miejscach noclegowych. Maltańczycy mieli pełne ręce roboty do późnych godzin nocnych. Bez nich dla wielu pielgrzymka skończyłaby się daleko przed Łagiewnikami...

Codziennie trzeba było apelować

- Na trasie zdarzyła się nam jedna poważniejsza interwencja – jedna dziewczyna straciła przytomność, musieliśmy ją odwieźć na SOR do Wadowic, gdzie trafiła w ręce specjalistów – mówi Mariusz Zawada. – Był to prawdopodobnie wynik nieprawidłowego nawodnienia – odwodnienie, spadek parametrów życiowych i organizm tak zareagował. Codziennie musieliśmy ponawiać apel – mimo, że nie było upalnie, a czasem wręcz chłodno, w czasie marszu organizm zużywa dużo elektrolitów. Trzeba więc się nawadniać, wypijać co najmniej dwa litry płynów dziennie, dobrze się odżywiać, spożywać sporo cukru: mieć przy sobie jakiś baton czy czekoladę.

Pomocą pielgrzymom służył także bus, którym byli przewożeni ci, którzy danego dnia nie musieli nieco odpocząć. - Gdyby się jednak zdarzyło, że ktoś chciałby z tej pomocy korzystać codziennie, musielibyśmy zaproponować mu powrót do domu - tłumaczy Mariusz Zawada. - To jednak pielgrzymka piesza. Staramy się każdemu pomóc na ile potrafimy. Jeśli jednak stan zdrowia nie pozwala komuś na wędrówkę, niestety powinien rozważyć powrót do domu.